21 listopada 2012

21

                - Myślałem, że obgryzania paznokci pozbyłeś się na samym początku kariery… - zauważył Tom.
Wszyscy czterej stali w korytarzu do wyjścia na scenę, gdzie dokładnie słyszeli, co się tam dzieje. Bill spojrzał na brata i pospiesznie włożył dłonie do kieszeni.
- Z tego chyba nie da się wyleczyć… - mruknął, błądząc wzrokiem po ścianach. – Jak dopada mnie stres, to czasem mi się zdarza.
Georg oparł się o ścianę za nim i spojrzał na zegarek na ręku.
- Została im jedna piosenka – powiedział powoli, przecierając oczy palcami. – Mamy szczęście, że to były tylko pogróżki, bo aż boję się pomyśleć, co mogła wymyślić Sam.
- Jeszcze jedna piosenka, jak skończą to będę spokojny – odparł Gustav, chodząc od ściany do ściany ze wzrokiem wbitym w podłogę.
Basista prychnął i machnął lekceważąco ręką.
- Daj spokój. Myślę, że…
- Cśiii! – powiedział nagle Bill, uciszając go dłonią.
Wszyscy czterej zamarli, nadstawiając uszu. Starali się nie oddychać, by wszystko słyszeć dokładnie, choć nie było to potrzebne – każde słowo Sam docierało do nich bardzo dokładnie.
- Została nam jeszcze jedna piosenka, miało to być „Bad Reputation” Joan Jett, jednak… Nastąpiła mała zmiana planów.
- Wiedziałem – szepnął Gustav.
Tom, Bill i Georg machnęli na niego, nie chcąc uronić ani jednego słowa. Każdego przeszedł dreszcz.
- Do piosenki tego kultowego zespołu potrzebny mi będzie jeden rekwizyt. Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu? Barney, mogę cię prosić?
Bill, Gustav, Tom i Georg popatrzyli po sobie, po czym wszyscy rzucili się przed siebie, by znaleźć się tuż przy schodkach na scenę, skąd dobrze widzieli, co się na niej dzieje. Ochroniarz Frank podał Sam ryżową szczotkę z włosiem pomalowanym na czarno. Bill zaklął pod nosem, czując lodowaty strumień, przebiegający po plecach.
- A więc, - powiedziała Sam, stawiając szczotkę do góry włosiem przy swoim boku. – odpalam specjalną dedykację. Dla najbardziej życzliwych osób, z jakimi dane mi było się zetknąć! Dawaj, Adrien!


Kiedy usłyszeli pierwsze dźwięki gitary, Tom otworzył usta.
- O kurwa – wydukał, przenosząc wzrok prosto na Billa.
- That, that dude looks like a lady! That, that dude looks like a lady! – śpiewała Sam, wysoko nad głową unosząc szczotkę.
Czarnego kompletnie zamurowało, nie był w stanie się poruszyć, tylko otępiałym wzrokiem wpatrywał się w to, co działo się na scenie. Pierwszy szok powoli mijał, ustępując miejsca coraz większemu rozdrażnieniu. Jak ona śmiała zrobić z niego takiego idiotę, wystawić na pośmiewisko!? Tak go sponiewierać przed jego własną publicznością! Przed oczami zaczęły mu przemykać różne obrazy powolnej, wyjątkowo bolesnej i wymyślnej śmierci Sam. Po chwili jednak stwierdził, że po prostu rozszarpie ją na strzępy.
Piosenka trwała w najlepsze, a Bill miał ochotę wejść tam i skończyć ten cyrk. Ruda chodziła po scenie ze szczotką, wymachiwała nią, unosiła nad głową – generalnie nie dała o niej zapomnieć. Właśnie stanęła w cokolwiek dziwnej pozycji i Gustav cicho się zaśmiał. Czarny błyskawicznie obrócił głowę w jego stronę.
- Bawią cię te wygłupy?! To nie jest śmieszne! – krzyknął, zaciskając pięści za złości.
Perkusista podszedł bliżej do niego i spojrzał w oczy.
- Tak, śmieszy mnie to. I wiesz co? Zasłużyłeś sobie na to, my wszyscy. Też im zrobiliśmy świństwo. Chyba nie sądziłeś, że się nie wyda i ujdzie nam to na sucho? To byłoby wyjątkowo naiwne, nie sądzisz?
Jeszcze przez chwilę patrzył mu w oczy, po czym odwrócił się i zniknął za drzwiami kulis. Widać było po Czarnym, że nie spodziewał się takiej odpowiedzi i był ze wszech miar zdziwiony. Popatrzył na Toma i Georga, lecz ci odwrócili głowy, udając, że nie słyszeli tej krótkiej wymiany zdań. I w tym momencie koncert Killing Pleasure dobiegł końca. Sam jeszcze podziękowała publiczności, i już zbiegała po schodkach ze szczotką w dłoni i ogromnym uśmiechem na twarzy. Podeszła do Billa i wcisnęła mu rekwizyt w rękę.
- Teraz jesteśmy kwita – powiedziała uprzejmie, odchodząc z resztą swojego zespołu.
Czarny z odrazą natychmiast odrzucił od siebie przedmiot, jakby skropiony był jakąś trucizną i ruszył za Killing Pleasure. Złość pulsowała mu w uszach, czuł pędzącą w żyłach adrenalinę, która tym razem kompletnie zaciemniła mu umysł. Tom i Georg poszli za nim, mając na uwadze jego chwilową niepoczytalność.
Otwarte przez Billa drzwi trzasnęły o ścianę i cofnęły się z powrotem, uderzając w idącego na końcu Georga. Cała trójka weszła akurat w chwili rozmowy Davida z Sam.
- Dlaczego tak ciężko ci pojąć, że obowiązują pewne zasady? – krzyknął Jost. – Nie tylko nas, ale was też! A z tego, co widzę, masz je konkretnie gdzieś!
- Wiesz, może rozejrzyj się i naprawdę zobacz, KTO wcześniej łamał zasady! Nie jestem mściwa bez powodu!
David założył ramiona na piersi.
- To co to był za powód?
Sam nawet nie zdążyła się odezwać, kiedy między nich wszedł Bill, ignorując Josta i piorunując wzrokiem dziewczynę. Cały się trząsł, z jego oczu biła furia i z ledwością mógł sklecić zdanie.
- Jak… Ty… Po prostu… Zabiję cię!
Ruda szybko umknęła przed skierowanymi na nią dłońmi Czarnego. W efekcie jego pięści zacisnęły się w powietrzu, a oczy natychmiast zaczęły szukać Sam. Kiedy namierzył ją w kącie pokoju, bez zastanowienia ruszył w tamtym kierunku, a gdy był już naprawdę blisko, wyrósł przed nim Adrien. Po chwili dołączyli do niego Frodo i Matthias, a ten ostatni już podwijał rękawy, gotowy do konfrontacji na pięści.
                - Nie radzę – warknął Adrien, paląc Billa wzrokiem. – Nawet nie waż się jej tknąć.
Czarny na chwilę wyhamował, a czysta agresja w oczach brata Rudej trochę go ostudziła. Jednak wciąż zaciskał pięści, a mięśnie twarzy i całego ciała były napięte do granic możliwości. U jego boków pojawili się Tom i Georg, wyrównując siły. Cała szóstka mierzyła się wzrokiem, natomiast Sam, wykorzystując tę chwilową konsternację, wymknęła się zza pleców brata. Bill natychmiast to wychwycił i rzucił w tamtą stronę, jednak Georg i Tom w porę go złapali.
- Wracaj tu, mały trollu! Jeszcze z tobą nie skończyłem, tchórzu!
Na te słowa Sam zatrzymała się natychmiast, odwróciła na pięcie i podeszła do krępowanego przez kolegów Billa.
- Puśćcie go! No, już! Nikt nie będzie mnie tak nazywał, zaraz zrekonstruuję ci twarz!!!
David, który do tej pory w niemym zaskoczeniu przyglądał się całej sytuacji,  na widok Sam, gotowej do starcia, oprzytomniał i wszedł między nich.
- Oszaleliście?! – wrzasnął, patrząc to na jedno, to na drugie. – Macie się natychmiast uspokoić! Oboje!
Spojrzał na Billa, któremu z oczu sypały się iskry, jednak stał już spokojnie. Jost złapał się za głowę, w duchu zaczynając żałować tej trasy i zastanawiając się , jakim cudem nie zauważył i nie przewidział, że ta dwójka nigdy nie dojdzie do porozumienia. Odetchnął, poprawiając skórzaną kurtkę.
- Czy może mi ktoś w końcu wytłumaczyć, co tu się dzieje? Bardzo byłbym wdzięczny.
- To co, ślepy jesteś, że nie widziałeś?! – wybuchł natychmiast Bill. – Zrobiła ze mnie kompletnego kretyna! Przed MOIMI fanami!!!
Sam prychnęła.
- I bardzo dobrze! – odpysknęła; policzki jej poczerwieniały ze złości, a intensywny kolor włosów jakby zapłonął swym odcieniem. – Ty naprawdę myślałeś, że zostawię bez niczego to, co ty zrobiłeś? Powiedziałam, że się zemszczę, więc co jesteś taki zdziwiony?
- Ja ciebie nie ośmieszyłem! Posunęłaś się za daleko, gówniaro!
- Mam gdzieś twoje zdanie na ten temat! Zrobiłam, co uważałam za słuszne, „działałam w słusznej sprawie”!
Krzyki ich kłótni wypełniały cały pokój, reszcie zebranych mocno wbijając się w czaszki. David był na granicy wytrzymałości, miał wrażenie, że zaraz osiwieje.
- CZY JA MOGĘ SIĘ W KOŃCU DOWIEDZIEĆ, O CO CHODZI?! – zagrzmiał.
Ton jego głosu natychmiast uciszył gdaczącą na siebie dwójkę, i trochę ostudził ich zapał do nieustannego wykrzykiwania sobie wyrzutów. Oboje na niego spojrzeli, jakby dopiero teraz naprawdę dostrzegli jego obecność.
- Więc? – dodał spokojnie, rozkładając ręce.
- Ja się nie będę skarżyć – burknęła Sam, odwracając się bokiem i zakładając ramiona na piersi. – Niech sam się przyzna!
Bill uśmiechnął się pogardliwie, a Jost westchnął głośno. Skierował na Czarnego swój zmęczony wzrok.
- Bill?
Ten, lekko zbity z tropu, bo nie spodziewał się takiej reakcji menadżera, spuścił oczy i wybełkotał coś pod nosem. Jost przewrócił oczami.
- Można głośniej?
- To był mój pomysł, żeby odłączyć im prąd – powiedział dobitnie Czarny.
Po tym zdaniu zapadła stosunkowo krótka, aczkolwiek bardzo intensywna cisza, która wręcz zahuczała wszystkim w uszach po wcześniejszych krzykach. Niosła za sobą kolejny wybuch.
- Będzie lepiej dla ciebie, jeżeli to, co przed chwilą powiedziałeś okaże się kłamstwem – powiedział cicho David; z każdym kolejnym słowem ton jego głosu niebezpiecznie rósł. – Czy ty sobie ze mnie kpisz? Bo to nie jest śmieszne! Czy tu jest jakaś konkurencja, między wami? – popatrzył na Billa i Sam, kolejno pokazując na nich palcem; oboje milczeli. – Jeżeli jest to ja z tym KOŃCZĘ. Wy nie macie walczyć, wy macie się wspierać! Macie współpracować! Okej, rozumiem – przyznał po chwili ciszy. – Mała rywalizacja jeszcze nikomu nie zaszkodziła, ale mała! Bo to zaczyna przeradzać się w chorą konkurencję! To ma was napędzać, mobilizować do stawania się lepszymi w tym, co robicie, a nie… Rozbudzać w was chęć dokopania drugiemu, który stoi wam na drodze. Do celu nie idzie się po trupach, wtedy jego osiągnięcie nie daje takiej satysfakcji, jakiej byście doznali, osiągając go o własnych siłach.
Odetchnął głęboko, zamykając oczy. Czasem czuł się niezwykle zmęczony, umoralnianiem swoich podopiecznych. Od jakiegoś czasu myślał, że tę kwestię ma już za sobą, że już wychował Billa i Toma, wyręczając Simone. Mimo że to sami bliźniacy byli do okiełznania, nie było żadnej taryfy ulgowej. Georg i Gustav radzili sobie lepiej, natomiast bracia Kaulitz byli wyjątkowo opornymi wychowankami. Do pewnego momentu myślał, że wychował ich dobrze, jednak od jakiegoś czasu wciąż i wciąż uderzały w niego niepodważalne dowody porażki pedagogicznej. A teraz jeszcze Sam… Więc może to i dobrze, że nie wychowywał swojego syna.
Opanował zagalopowane zbyt daleko myśli, powrócił do pokoju i odwrócił się do Billa.
- Jeszcze jeden taki numer, a spotkają cię bardzo przykre konsekwencje. Masz to u mnie jak w banku.
Podszedł do wyjścia, otworzył je i zatrzymał się na chwilę.
- Za 10 minut zaczynacie. Nie toleruję spóźnienia – i wyszedł, mocno zatrzaskując drzwi.
W pomieszczeniu zapanowała krótka cisza, po której wszyscy odetchnęli z ulgą.
- Stary, ale z niego orator – powiedział Matthias, siadając ciężko na fotelu. – Prawie mnie przekonał tą swoją gadką. Poszłyby za nim tłumy! – zaśmiał się. – On ma dzieci? Byłby z niego dobry pedagog, serio.
Georg popatrzył na Toma i obaj zrobili dziwne miny. Ten drugi już otwierał usta, by mu odpowiedzieć, kiedy niespodziewanie odezwał się Gustav. Widocznie po cichu otworzył drzwi i przyglądał im się chwilę.
- Ma syna – rzekł, wchodząc do pokoju, a drzwi za sobą zostawiając otwarte, przez co dokładniej dobiegał do nich krzyk tłumu. – Maksymilian, w tym roku skończy 19 lat. David jest rozwodnikiem – wyjaśnił w odpowiedzi na pytające spojrzenie Sam. – Obrączki nie nosi już ładnych parę lat. Matka Maksa miała już po dziurki w nosie jego ciągłej nieobecności. W ramach rekompensaty nadszarpniętego wolnego czasu z synem, Jost zabierał go czasem na koncerty. Ale Maks się wkurzył i pewnego dnia w końcu wygarnął mu wszystko. Nie odzywa się do niego już rok.
- Widzę, że jesteś dobrze poinformowany – zauważył Adrien, przyglądając mu się uważnie i spodziewając się odpowiedzi na tę małą prowokację.
Gustav uśmiechnął się półgębkiem.
- Maksymilian to mój bardzo dobry kolega. Kiedy przyjeżdżał na koncerty, służyłem mu trochę za starszego brata, bo z Billem i Tomem kłócił się na okrągło.
Po tych słowach popatrzył na Sam, która odwróciła wzrok, uśmiechając się lekko. Perkusista doszedł do wniosku, że szybko znalazłaby wspólny temat z Maksymilianem.
- Rozpieszczony bachor – burknął Tom, poprawiając czapkę. – Wiecznie nadąsany, puszył się jak paw i zachowywał jak książę. Trzeba go było trochę przytemperować.
- Tylko on się nie dał – dodał Georg. – Musisz przyznać, że jego też ciężko było przegadać. W pojedynkę to chyba nie dalibyście mu rady.
Bill prychnął.
- Oczywiście, że dałbym. Tylko nigdy nie chciałem uderzać w czuły punkt, bo gotów był polecieć na skargę do Davida, czym wiecznie się odgrażał, kiedy nie miał już co powiedzieć.
Rozmawiali jeszcze przez chwilę, a potem do pokoju wszedł ochroniarz, zapraszając chłopaków na koncert.
Po zemście Killing Pleasure i po części również po przemowie Davida, atmosfera cudownie się oczyściła. Jakby wyrównali rachunki i zaczynali wszystko od nowa. Może z wyjątkiem Sam i Billa, bo ich stosunek do siebie nie zmienił się nawet o jotę. Jednak wydawało się, że chłopcy z Tokio Hotel nie chowają urazy za zemstę, a ostateczne złożenie broni przypieczętowała wieczorna rozmowa w autobusie.
- Noo, Sam ma problem z panowaniem nad emocjami – zaśmiał się Matthias, leżąc na swoim łóżku i podrzucając przed sobą żółtą piłeczkę do tenisa.
Ruda, która siedziała po turecku w swojej wnęce, oderwała na chwilę oczy od gameboy’a i pokazała język przyjacielowi. Ten zachichotał jeszcze głośniej.
- Ale jak to, nie panuje? – zapytał Gustav, wychylając się do przodu i patrząc w stronę Matthiasa. – Potrafi przywalić?
Wszyscy się zaśmiali, a Sam wzruszyła ramionami, wciąż mając nos w grze.
- Nie widziałeś dzisiaj jej reakcji? Człowieku, gdyby nie my od razu przywaliłaby Billowi. Zresztą, nie pierwszy raz – zarechotał Georg.
- A tobie upiekło się tylko dlatego, że byłeś trochę dalej – dodał Adrien, który stał oparty o ścianę autobusu, odbijając przed sobą piłeczkę pingpongową, przyczepioną na sznurku do paletki.
Tom zaśmiał się głośno, rzucając joystick na łóżko.
- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś to zobaczę – powiedział, szturchając basistę w nogę. – I nigdy nie wybaczę sobie, że nie widziałem ataku na mojego brata!
Bill dźwignął się na łokciach na pościeli i skrzywił się.
- Nie było w tym nic ciekawego – burknął. – Ot, małe nieporozumienie. Nie rozumiem, po co to roztrząsać?
Frodo, siedzący na pierwszym schodku z książką w ręku, spojrzał na niego jak na wariata. Matthias i Adrien popatrzyli po sobie i równocześnie wybuchli śmiechem. Gustav walnął się otwartą dłonią w czoło.
- Twoim zdaniem to ‘drobne nieporozumienie’ złamałoby ci nos i przyprawiło o kilka siniaków, bądź innych uszkodzeń? – zapytał Frodo, zamykając lekturę, jednak palcem przytrzymując stronę, na której skończył czytać. – Ile ty masz lat, że nie potrafisz przyznać się do błędu?
- Pewnie coś koło trzech! – krzyknęła Sam, a Tom pokręcił głową.
- Nie przeceniaj go tak. Toż to czasem niespełna dwuletni borciuch.
Wszyscy zaczęli się śmiać, nawet Billowi wyrwał się mały uśmiech.
- Ha ha ha – zaintonował niskim głosem, siadając na łóżku i spuszczając nogi na podłogę. – Może tak nie cwaniakuj, i nie przyłączaj się do tego zbiorowego linczu, drogi bracie, bo za chwilę role mogą się odwrócić, kiedy opowiem o twojej przygodzie z psem.
Podniosły się głosy, zachęcające Billa do kontynuowania, a Tom pobladł i rzuci się na niego, zakrywając mu usta.
 Ani mi się waż! – krzyknął, kotłując się na łóżku z bratem i gorączkowo go kneblując. 
Sam rzuciła gameboy’a na pościel i pobiegła odciągać Toma. Wskoczyła mu na plecy i próbowała oderwać go od Billa, który śmiał się tak mocno, że aż popłynęły mu łzy z oczu. Tom nie dawał za wygraną, a obecność Rudej na plecach jakby wcale mu nie przeszkadzała.
- Pośliń mu rękę – poradziła Sam znad ramienia gitarzysty. – Z Adrienem to zawsze działa.
Reszta wybuchła śmiechem, a Tom po chwili cofnął dłoń, krzywiąc się z obrzydzeniem i wycierając jej wewnętrzną stronę o spodnie. Po piętrze rozniósł się śmiech Czarnego, a Ruda natarła na drugiego bliźniaka i razem łupnęli o podłogę.
- Mów teraz! – krzyknęła, sama zakrywając usta Tomowi; po chwili uśmiechnęła się. – Na mnie to nie działa, ziomuś.
Bill zaczerpnął powietrza, otarł łzy z policzków i zaczął mówić.
- Jak mieliśmy po pięć lat to lubiliśmy drażnić psa jednego sąsiada. Takiego małego jamnika, fajnie się wkurzał. Tom kozaczył najbardziej, ale któregoś dnia nie zauważyliśmy, że furtka jest uchylona. Po prostu tamtędy przechodziliśmy, a ten pies chyba nas pamiętał, bo wyskoczył na chodnik. Ja zacząłem uciekać, a Toma wmurowało. Krzyczałem za nim, ale ten nic, a pies biegł na niego. I Tom… Tom… Hahahahaha – Bill położył się na łóżku i złapał za brzuch, próbując zaczerpnąć powietrza przez śmiech.
- No, co Tom? – dopytywał się Matthias, sam rechocząc na sam widok Czarnego.
- Tom… Haha… Tom… Polał się w gacie…!
Cały autobus zatrząsł się od nagłego wybuchu śmiechu. Sam upadła na podłogę, a Gustav chciał szybko się podnieść i uderzył czołem w sufit nad łóżkiem. Wszyscy zaczęli śmiać się jeszcze głośniej.
- Kiedy to zobaczyłem, stanąłem i zacząłem wyć ze śmiechu – Bill przekrzykiwał ich, sam wciąż chichocząc. – Pies go minął, bo wolał mnie gonić, a w efekcie tylko trochę poszarpał mi nogawkę i sobie poszedł. Taka mała zemsta. Mama chyba się domyśliła, co się stało, mimo opowieści o wylanym soku jabłkowym.
Georg turlał się po swoim łóżku, a na ostatnie zdanie Czarnego prawie się zakrztusił.
- Żeby kolorem pasowało! Ej, stary, tego jeszcze nie słyszałem!
Za chwilę zbiorowy śmiech powoli ucichł, a każdy ocierał łzy, zebrane w kącikach oczu. To była ich pierwsza, taka kompletnie luźna rozmowa i poczuli, jakby znali się kilka dobrych lat. Sam ponownie usiadła na brzuchu Toma, a ten stęknął teatralnie.
- Kobieto, ile ty ważysz… - zażartował, dając jej sójkę w bok.
- Daj spokój, brzuszek masz twardy jak kamień! – odparła, dźgając go lekko pod żebrami.
Tom poruszył brwiami i uśmiechnął się cwaniacko.
- Ale z tego, co tu mówią twoje ciosy mogą kruszyć skały, więc bujaj się.
I zwalił ją na podłogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz