8 grudnia 2012

35


            A niech to szlag trafi!
Sprawy przybrały naprawdę zły obrót. Nikt z nas nie pisał się na takie akcje! W ogóle jeszcze ciężko mi to ogarnąć, Adrien dopiero co sobie poszedł. Jak on mógł to przede mną ukrywać?! Dla mojego dobra?! Jasne!
          I czemu ludzie tacy są? Co ja im zrobiłam?! Piszą, że mnie nienawidzą, żebym zdechła, nie zbliżała się do Billa ani Toma… Ja nawet nigdy o tym nie pomyślałam! Nigdy! Tom jest dla mnie jak drugi brat, drugi Adrien. Świetnie się dogadujemy i dobrze razem bawimy, bo mamy takie samo poczucie humoru i w ogóle jest fajny. A Bill… To jeszcze bardziej dziwne. Bill to Bill, jest niemiły, napuszony i arogancki. I mnie nie lubi.  Nawet gdybym ja coś… chociaż nie mówię, że tak! Ale gdybym jednak… To on mnie nie lubi i koniec. Poza tym, Fabian… To znaczy, nie przeszkadza mi, wręcz przeciwnie! Jest przy mnie, ze mną, czy jak to tam nazwać. Ciekawe jak zareaguje, jak mu powiem…
                Ktoś idzie.

                Rety, ale to długo trwało.
              Przysłali nie tego człowieka, co trzeba – jeżeli chcieli mnie jakoś wesprzeć lub pocieszyć to David był chyba ostatnią osobą, która powinna tu przyjść. Jest zbyt rzeczowy i taki… bezuczuciowy. Wyłożył mi wszystko tak sucho i poprawnie, że wcale mi się humor nie poprawił, a nawet wręcz przeciwnie. Teraz to już w ogóle się załamałam, bo wzmocnią mi ochronę. Sam Barney podobno nie wystarczy, ale ja wiem swoje. Jak będą chciały mnie dorwać to i tak się to stanie. Koniec, kropka.
                Najważniejsze to nie dać się zwariować, nie? Nie każdy jest moim wrogiem, ale z drugiej strony przyjacielem też nie… Spoko, jakoś przez to przejdę. O dziwo, nie boję się o siebie. Umiem się bić, więc nie są dla mnie zagrożeniem, ale to strasznie smutne i dołujące, że tak myślą. Dla mnie to takie dziwne i niepojęte, że można kogoś nienawidzić, nie znając go W OGÓLE. Chociaż one pewnie to robią „z miłości”. Kiedyś też byłam tak „zakochana” w kimś, z kim nie mogłam być. Nie mogłam, bo po pierwsze – Adrien, a po drugie, ta osoba już kogoś miała. Nie lubiłam tej dziewczyny, ale NIGDY nie życzyłam jej śmierci. Było mi smutno, to oczywiste, ale NIGDY nie myślałam o niej takich rzeczy, jakie te fanki Tokio Hotel piszą do mnie.
                Trochę mnie załamuje fakt, że na samym starcie już mam przechlapane u niektórych. A w zasadzie nic nie zrobiłam, nie? Uhh, wpędza mnie to w kiepski nastrój, a bardzo nie lubię się tak czuć – jakby ktoś wypompował ze mnie całą energię i chęć do czegokolwiek. Mam coś takiego w sobie, że albo mogę mieć bardzo dobry humor albo bardzo zły. Nie ma nic pomiędzy i to jest do bani. Teraz czuję to drugie i jest… Och, jest okropnie jak już dawno nie było. Takie podcinanie skrzydeł przy nauce latania jest zwyczajnie niesprawiedliwe. Ledwie zdążyliśmy się wzbić, a już coś ciągnie nas w dół.
                Nie mogę o tym ciągle myśleć, bo popadnę w depresję. Zmiana tematu.
                Nasza pierwsza sesja z Fabianem! Wyszła genialnie! Chociaż długo trwała, bo aż trzy godziny, ale warto było, by zobaczyć efekty. Swoją drogą to już dawno nie wstałam o tak wczesnej porze… Ale może od początku.
                Fabian kazał nam wstać o trzeciej nad ranem. To było nieludzkie, przyznaję. Kiedy tylko wyszłam spod prysznica doznałam szoku, bo w pokoju już czekały fryzjerka i makijażystka. Bez zbędnych wstępów posadziły mnie na fotelu w samej bieliźnie i wzięły się do pracy. Trochę bolało jak wyciągały mi włosy na szczotce albo regulowały brwi, ale nawet nie pisnęłam. I były takie miłe, same mnie zagadywały! Bardzo fajne babki, naprawdę.
                Kiedy skończyły to WOW! Włosy były fajnie podniesione i natapirowane, a makijaż… W końcu miałam taką super prostą kreskę eyelinerem, jaką zawsze chciałam umieć sobie zrobić! W momencie, kiedy ekscytowałam się tą kreską wparował Fabian. A ja prawie nago! Na szczęście dziewczyny szybko go wypędziły, chociaż wcale nie chciał wychodzić. I właśnie wtedy zauważyłam, że to bliźniaczki. Wprawdzie inaczej ubrane, obcięte i umalowane, ale wzrost i twarze te same. Powiedziały mi, że zawsze chciały mieć młodszą siostrę, żeby móc na niej eksperymentować z makijażem i fryzurami, ale trafił im się brat. Jednak to nie przeszkodziło im w malowaniu go i wpinaniu spinek we włosy. Biedaczek.
                Na szczęście mogłam się sama ubrać. Strasznie nie lubię, jak ktoś mówi, co mam założyć. Uważam, że mam dobry gust, więc akurat o tym mogę zdecydować sama. W każdym razie jak już zebraliśmy się na dole w hallu hotelu Fabian powiedział, że ślicznie wyglądam, a ja oczywiście się zaczerwieniłam. Nie cierpię tego, naprawdę.
                Nikt nam nie powiedział, gdzie jedziemy, a było taaaaak zimno! Aż ręce mi skostniały. W busie, żeby się obudzić śpiewaliśmy sobie ‘Paradise City” i, o dziwo!, Matthias wyciągał najwyższe tony. I tak śmiesznie udawał, że gra na gitarze, ha ha ha… Kiedy dojechaliśmy na miejsce okazało się, że stoimy przed najwyższym budynkiem w Tokio. Byłam dosyć zdziwiona, czemu musieliśmy wchodzić po cichu, skoro Fabian wszystko załatwił. Potem dopiero okazało się, że wejście na dach jest zabronione, więc pewnie dał komuś łapówkę. Sama nie wiem, czy mi się to podoba.
                Tam to dopiero było zimno! Nawet w kurtce szczękałam zębami, a Fabian kazał mi ją zdjąć! Jakiś chłopak pomagał mu ustawiać lampy, a ja trzęsłam się z zimna. Aż Frodo musiał mnie przytulić. Był taki cieplutki…
                Gdy wszystko było gotowe akurat zaczynało świtać. Potem się dowiedziałam, że Fabianowi dokładnie o to chodziło. Kazał nam wejść na jakiś podest i podskakiwać chyba z milion razy. I tylko krzyczał i krzyczał. „Wyżej! Jeszcze raz! Sam, nie rób takiej miny! Nie wymachuj tak nogą/ręką/głową! Sam, uśmiech numer dziesięć!” A skąd ja mam niby wiedzieć, jaki to jest uśmiech numer dziesięć?! Fabian był okropny, niemiły i głośny. Jeżeli zawsze się tak zachowuje na sesjach to tragedia. Chyba muszę z nim o tym porozmawiać, nie dam tak na nas krzyczeć. Tak to on może sobie rozkazywać cieciowi na budowie.
                Ale mimo wszystko zdjęcia wyszły genialne. Fabian tak ustawił aparat, że wszystko wygląda, jakbyśmy wisieli w powietrzu, za nami wschód i panorama miasta. Widok zapierał dech w piersiach, chociaż Adrien nie podzielał naszego zachwytu, bo ma lęk wysokości. Cóż.
                Kiedy wszystko się skończyło Fabian znowu był kochany i słodki, przytulał mnie i szliśmy za rękę. Nie wiem czemu, ale Adrien dziwnie się na niego patrzył. Zapytałam go potem o to, ale tylko mi coś niewyraźnie odburknął i zmienił temat. Dziwne…
                Trochę poprawił mi się humor, jak to opisałam. To może idąc za ciosem od razu opiszę anegdotę? Tym razem Adrienowi się dostanie, muahahaha!
                A więc… (aż słyszę swoją panią od niemieckiego: „Tak się nie zaczyna! Jak ty budujesz zdania, Samanto!” – ale ogólnie jest fajna) Mamy naprawdę wspaniałego psa. Bruder to owczarek niemiecki i do tego takie duże dziecko. Dziecko, które pożera góry jedzenia. Rodzice nie wyrabiali z kupowaniem dla niego zwykłego jedzenia, więc mama wpadła na pomysł, żeby zacząć kupować mu takie mięso dla psa, zawinięte w folię i makaron (też dla psa, tak dla jasności). To mięso wyglądało trochę jak szynka robiona na wsi, było ciemniejsze, no i miało inny zapach. Bruder je uwielbiał. A Adrien wtedy zaczął chodzić na koszykówkę i jak wracał to wprost rzucał się na obiad, zjadając trzy porcje. To było zaraz po tym, jak zaczął spotykać się z Anke. Chyba chciał poprawić swoją sylwetkę, ale nie ważne…
                Jedzenie dla Brudera znikało błyskawicznie i pewnego dnia mama zapomniała dokupić tego mięsa. Akurat siedziałam w kuchni i pisałam wypracowanie, kiedy przyszedł Adrien. Otworzył lodówkę i zapytał, gdzie jest ta dobra szynka, którą ostatnio mama zaczęła kupować. Myślałyśmy, że nie wyrobimy ze śmiechu! Okazało się, że to Adrien zjadał to mięso, nawet robił sobie z tym kanapki do szkoły! FUUUU! Jego mina była bezcenna, a potem wymiotował przez godzinę. Ha ha ha! Matthias i Frodo od razu zorientowali się, że coś jest nie tak z tym mięsem w jego kanapkach, ale czekali aż sam się zorientuje. Nie dawali mu spokoju potem przez trzy miesiące. A teraz, jak daję jeść Cleo, to pytamy, czy Adrien nie ma ochoty spróbować, bo to może też mu posmakuje. Jesteśmy okropni, wiem.
                Dojeżdżamy do hotelu, już mnie wołają. Będę teraz obserwować Billa. Nie mogę napisać, dlaczego (a nuż naprawdę kiedyś sprzedam ten pamiętnik?), to tajemnica. Zresztą, obiecałam Tomowi, że nikomu nie powiem. W każdym razie muszę go mieć na oku, ale tak, żeby się nie zorientował. Spokojna głowa, jestem mistrzem kamuflażu. Nigdy się nie zorientuje.
I muszę napisać do Jas znowu. Nie odpisuje mi już tydzień, może coś się stało?
                Dobra, dobra.
                Cześć.



                P.S. Po tym co było pod hotelem już wiem, że się nie poddam. Nie dam się zastraszyć. Mogą sobie pomarzyć. Teraz jest mój czas i jeżeli się z tym nie zgadzają – trudno! To ich sprawa. Jeżeli chcę mogę wszystko, wiem to.

You can be the greatest, you can be the best
You can be the King Kong banging on your chest
You can beat the world, you can beat the war
You can talk to Gad, go banging on His door
You can throw your hands up
You can beat the clock
You can move a mountain
You can break rocks
You can be a master
Don’t wait for luck
Dedicate yourself and you gonna find yourself

Standing in the Hall of Fame
And the world’s gonna know your name
Cause you burn with the brightest flame
And the world’s gonna know your name
And you’ll be on the walls of the Hall of Fame *





_____
*The Script ft. Will.I.Am - Hall of Fame

22 listopada 2012

34

[Metallica - Whiskey in the Jar]

                - Nie powiedziałeś jej?!
                - Ciszej!
                Adrien rozejrzał się po lotnisku, sprawdzając gdzie jest jego siostra. Wciąż tkwiła w kiosku z Georgiem, ekscytując się nowym numerem komiksu „Przygody Kapitana Jowisza”. Wolał mieć ją na oku, mimo że Barney stał tuż obok. Kątem oka zauważył, że Fabian spogląda w tamtą stronę i spiorunował go spojrzeniem. Wcześniej nie darzył go zbytnią sympatią, głównie przez to, w jaki sposób patrzył na Sam i przede wszystkim – że zastał go w jej pokoju. Jednak teraz wszystko się zmieniło – teraz był jego wrogiem numer jeden, kimś kogo trzeba wyeliminować.
                Matthias trącił go w ramię, przez co zorientował się, że wciąż wpatruje się w Fabiana.
                - Stary, weź wyluzuj – powiedział. – Ona ma prawie siedemnaście lat. Chyba ma prawo umawiać się z kimś, prawda?
                - Co?
                - Mówię, żebyś trochę jej odpuścił. Gość nie jest wcale aż taki zły.
                Adrien rzucił mu spojrzenie pełne politowania.
                - Proszę cię – parsknął – nie dorasta jej do pięt.
                - A którykolwiek chłopak, który był nią zainteresowany przeszedł twoją selekcję? – włączył się Frodo. – Nie, bo ty nikomu nie dajesz szansy. I widzisz tylko kolesia, który dobiera się do TWOJEJ Sam. A ja widzę, że jest szczęśliwa, więc odpuść choć trochę.     
                Adrien stał nieruchomo, nie mogąc uwierzyć, że jego najlepsi przyjaciele tego nie widzą! We wzroku Fabiana było coś niebezpiecznego, obsesyjnego wręcz, a on sam był bardzo zaborczy w stosunku do Rudej. Jednak już się nie odezwał, bo powiedzieliby, że przesadza. Oby tak było.
                - Nie lubię go, po prostu – mruknął w odpowiedzi. – Jest dziwny. A wczoraj kiedy poszedłem powiedzieć Sam o tych listach to zgadnijcie, kto był w jej pokoju? Fabian! – ostatnie prawie wrzasnął, na co znowu dostał od Matthiasa w ramię; ściszył głos. – Myślałem, że mnie szlag trafi! Jak wszedłem to oboje leżeli na łóżku. Więc co to może oznaczać? – zrobił stosowną pauzę, a Frodo uniósł wysoko brwi. – W każdym razie zapomniałem o tych listach, bo zacząłem na nich wrzeszczeć.
                Matthias i Frodo wymienili spojrzenia i pokręcili głowami.
                - Głupi jesteś – skwitował pierwszy i poklepał Adriena po ramieniu. – Ale jak to dobrze, że masz nas.
                Nie dokończyli rozmowy, bo David zawołał ich do odprawy. Wylatywali z Tokio do Sydney, gdzie dadzą dwa ostatnie koncerty przed rozpoczęciem trasy po Stanach Zjednoczonych.
                Chłopcy z Tokio Hotel przeszli już odprawę i rozsiadali się już w fotelach. Gustav założył masywne słuchawki i wpatrywał się przez okno w płytę lotniska, tonącego w deszczu, a Georg właśnie wskoczył na swoje siedzenie, ściskając w ręku kilka gazet.
                - Masz już swój egzemplarz Idealnej Gosposi? – zapytał Tom i razem z Billem się zaśmiali.
                Georg również zarechotał.
                - Ach, to twoje poczucie humoru – westchnął. – Wciąż tak samo kiepskie. Rozczulasz mnie tym swoim małym móżdżkiem. Trzymaj, Bill.
                Podał mu Vogue’a, odsłaniając okładkę Kapitana Jowisza. Tom parsknął.
                - Ty też się nie zmieniasz – odgryzł się. – Kapitan Jowisz znów wpadł w tarapaty?
                Zaśmiał się, jednak zaraz znieruchomiał, gdy Georg odsłonił okładkę trzeciej gazety, komiks chowając do torby.
                - Czy to…
                - Eva Longoria – wszedł mu w słowo, z uśmiechem rozkładając nowy numer Playboya.
                Tom wyskoczył ze swojego fotela i stanął za jego, mocno wyciągając szyję. Basista zamknął magazyn.
                - Mówiłeś coś o Idealnej Gosposi?
                - Stary, daj popatrzeć… Przyjacielu najdroższy…
                Bill pokręcił głową, przerzucając strony w swoim czasopiśmie. Podniósł na chwilę wzrok i zobaczył, że Sam wchodzi na pokład. Włosy miała napuszone, powykręcane i zupełnie mokrą kurtkę, którą zaraz zabrała od niej stewardessa. Dziewczyna rozejrzała się po kabinie, mrucząc coś pod nosem i ich spojrzenia się spotkały na urywek sekundy. Bill natychmiast odwrócił wzrok.
                - To chyba jakiś żart – usłyszał po chwili nad sobą. – David!
                Jost właśnie wchodził do samolotu, kiedy dopadła go Sam.
                - To jakaś zemsta? Czemu posadziłeś mnie obok NIEGO?! – krzyknęła, palcem wskazując na Czarnego.
                David wzruszył tylko ramionami.
                - To był przypadek – odparł zdawkowo, wymijając ją. – Przestań wszędzie wietrzyć podstęp, świat nie kręci się tylko wokół ciebie. I siadaj już na miejscu, nie zaczynaj robić przedstawienia.
                Dziewczyna cała się najeżyła.
                - Po pierwsze i najważniejsze, nie będziesz…
                - SAM. Siadaj – powiedział Adrien, gromiąc ją spojrzeniem. Wciąż był na nią zły i miał tę przewagę, że w takich sytuacjach zawsze się słuchała.
                Jednak tym razem pokazała mu język i już chciała coś odparować, kiedy Fabian odciągnął ją na bok, za kotarę dzielącą kabinę z przejściem służbowym. Obrócił ją przodem do siebie i złapał za ramiona.
                - Ja siedzę obok Adriena, więc nie wkurzaj go bardziej, dobrze? – szepnął, patrząc jej w oczy.
                Wydęła usta, ale pokiwała głową.
                - To wszystko musiał ukartować David.
                - Bardziej twój brat – kiedy spojrzała na niego zdziwiona, pokiwał głową – Podpuścił Josta, żeby nas rozsadził, a on już z czystej złośliwości posadził nas tam, gdzie posadził. Do tego nie trzeba być super inteligentnym, żeby się domyślić.
                Wyjrzał na korytarz, zobaczyć czy nikt nie Idzi i przyciągnął ją do siebie. Nawet przez chwilę się nie zawahał i pocałował ją tak, że straciła oddech. Potem cmoknął ją w nos i w czoło.
                - To na wypadek, gdyby Adrien zabił mnie we śnie.
                - We śnie?
                - Boję się latać – wyznał, robiąc kwaśną minę. – Dlatego biorę leki na sen i przesypiam całe loty.
                Sam kiwnęła głową, wspięła się na palce i tym razem to ona pocałowała jego.
                Bill, słysząc to ostentacyjne mlaskanie zza zasłony myślał, że nie zdoła wysiedzieć. Mogliby być trochę ciszej, nie wszyscy są fanami pary Sabian. Pogrążony w tych myślach drgnął, kiedy Tom opadł na swoje siedzenie z wyrazem tryumfu na twarzy. W dłoniach ściskał Playboya.
                - Chcesz popatrzeć?
                - Na Evę zawsze.
                Jednak nie mógł się skupić, gdy Sam usiadła obok. Jego brat po kolei zachwycał się każdą częścią ciała aktorki, ale Bill odczuwał obecność Rudej obok siebie tak mocno, że mąciła mu myśli. Wydawało mu się, że specjalnie, z premedytacją nuci pod nosem i wyjątkowo głośno przerzuca rzeczy w swoim plecaku. W końcu nie wytrzymał.
                - Czy mogłabyś trochę ciszej… żyć?
                - Słucham?
                Zrobiła głupią minę, co jeszcze bardziej go zdenerwowało. Zanim jej nie poznał nie potrafił sobie wyobrazić osoby, która tak łatwo wyprowadzałaby go z równowagi, co czasem czynił jego brat. Musiał jednak zweryfikować tę myśl i to poważnie, bo często odnosił wrażenie, że na sam jej widok skacze mu ciśnienie.
                - Przestań się tak głośno zachowywać, robisz hałas jak dziesięć rozwrzeszczanych bachorów, a nawet nie otworzyłaś ust! Może z łasko swojej uszanujesz obecność osoby, która ceni sobie święty spokój?
                - I to niby jesteś ty, Szczoto? – oburzyła się. – Sam wszczynasz awanturę z byle powodu! To się nazywa hipokryzja, jakbyś nie wiedział!
                - Jeszcze raz nazwiesz mnie Szczotą, a przysięgam na wszystko, połamię ci każdy palec z osobna w wyjątkowo bolesny sposób!
                - Spróbuj szczęścia! – wrzasnęła na całą kabinę Sam, odpinając pasy, które dopiero co zapięła. – Za prosty masz nos? Nastawić ci go?!
                - Zadowolony jesteś z siebie? – mruknął Frodo do Davida, który wyglądał jakby miał się za chwilę rozpłakać.
                Sam i Bill wrzeszczeli na siebie, a przestraszona stewardessa, nie mogąc ich uciszyć, wybiegła z kabiny i po chwili wróciła w towarzystwie pilota. Oni nawet nie zwrócili na to uwagi, niebezpiecznie zbliżając się do siebie i zasypując lawiną coraz to nowych wyzwisk i pogróżek. Pilot, postawny mężczyzna z kwadratową szczęką i surowymi błękitnymi oczami złapał oboje za ramiona i postawił przed sobą.
                - Co pan sobie wyobraża?! – krzyknął natychmiast Bill, wyrywając się z uścisku. – Wie pan, kim ja jestem?!
                - Tak, psią kupą! – wrzasnęła Ruda, nawet na niego nie patrząc.
                Pilot spiorunował oboje wzrokiem.
                - Słychać was aż u mnie w kabinie – powiedział cichym, zimnym głosem. – Jeżeli się odpowiednio nie uspokoję i skupię, mogę popełnić jakiś błąd. A wiecie, co by to oznaczało, prawda? Katastrofę i to w bardzo dosłownie. Także UPRZEJMIE proszę o zachowanie spokoju, bo w przeciwnym razie wyproszę was z samolotu, jasne?
                Bill nabrał głośno powietrza, walcząc z oburzeniem, jednak nic nie odpowiedział. Natomiast Sam, będąca w szoku na widok samego pilota, kiwnęła głową, a po chwili wyrwało jej się:
                - A będę mogła potem zobaczyć pana kabinę?
                Pilot nic nie odpowiedział, tylko odwrócił się i odszedł ciężkim krokiem, a stewardessa podreptała za nim. Bill i Sam usiedli na swoich miejscach, a cisza w kabinie uderzyła ich w uszy.
                - A będę mogła potem zobaczyć pana kabinę? – zakpił Czarny, piskliwie naśladując głos dziewczyny – Dorośnij.
                - Mów do ręki – skwitowała krótko, wystawiając dłoń, jakby chciała się zasłonić przed jego widokiem. On prychnął i zapiął pas.
                Wystartowali i czekało ich dziesięć godzin lotu do przesiadki w Gold Coast. A Ruda zaczęła się wiercić już po niespełna trzydziestu minutach. Bill akurat czytał wywiad z jednym z jego ulubionych projektantów, kiedy dziewczyna popukała go w ramię.
                - Bill, nudzi mi się.
                On odłożył gazetę na kolana.
                - A to jest mój problem, bo… A nie, zaraz, to nie jest mój problem!
                Nie spojrzawszy nawet na nią powrócił do lektury. Jednak nie na długo.
                - Nudzi mi się! Nudzi, nudzi, nudzi…
                - To się rozbierz i popilnuj ubrania.
                Sam ofuknęła się, zakładając ramiona na piersi.
                - Ta, chciałbyś, co?
                Spojrzał na nią w końcu i obdarzył pełnym politowania spojrzeniem.
                - Uwierz mi, że nie.
                - To co będziemy robić?
                - My?! – prawie krzyknął i zaśmiał się. – Każdy zajmuje się sobą, nie będę cię niańczył.
                Prychnął, a ona zsunęła się nisko na fotelu.
                - Ale nuda. Normalnie tak nudno, jak chyba nigdy. Z tobą zawsze jest tak beznadziejnie? Inni to chociaż coś potrafią wymyślić, a ty jesteś sztywny, jakby ci wsadzili kij w…
                - Czy ma ktoś szeroką taśmę klejącą? – zapytał głośno Bill w przestrzeń. – Albo chociaż knebel?
                Ona puknęła go w ramię.
                - Dobra, już się zamykam, ty drewniaku – odwróciła się do niego plecami; po chwili milczenia zaczęła mruczeć pod nosem, jednak na tyle głośno, by Czarny ją słyszał – Mogliby chociaż puścić jakiś film, ale nie, po co…
                Nie wytrzymał, cisnął gazetę na podłogę i poszedł do stewardessy. Sam widziała go, ale nie słyszała. Mocno gestykulował rękami, wyraźnie wzburzony, a na koniec uśmiechnął się promiennie i dziękując mrugnął do stewardessy. Serce Sam zabiło mocniej, jednak spokojnie patrzyła jak wraca.
                - Będziesz miała swój film, Marchewo – burknął, wracając do lektury.
                - Dzięki.
                Uśmiechnęła się do niego i przez chwilę miała wrażenie, że odpowie jej tym samym, jednak tylko dłużej jej się przyglądał. A za chwilę na oparciu fotela przed nią pojawił się ekranik i film się zaczął. Zakładając słuchawki nie myślała już o tym i nie widziała, jak Bill zerkał na nią co chwilę.


                Nawet nie zauważył, kiedy zasnął. Był to mocny zdrowy sen, jaki już dawno mu się nie zdarzył. Nic mu się nie śniło, a nawet jeśli to nie pamiętał. Otworzył powoli oczy i zobaczył tuż przed sobą twarz Sam. Natychmiast otrzeźwiał.
                - Wiesz, że usta ci się otwierają przez sen? I coś mruczałeś, ale strasznie niewyraźnie. To śmieszne.
                Zaśmiała się, a Bill otarł wierzchem dłoni kącik ust i zamrugał kilkakrotnie.
                - Fajnie, że ci dostarczyłem rozrywki – sarknął, poprawiając się w fotelu. – Za ile lądujemy?
                - Za pół godziny. Wszyscy śpią, a mi się nudzi. POTWORNIE.
                - Nie gracie już w głuchy telefon? – zapytał chłopak, jednak takim tonem, jakby wcale nie interesowała go odpowiedź.
                Sam machnęła ręką.
                - Matthias specjalnie przekręcał, on zawsze oszukuje. Jak spałeś to graliśmy w pomidora, kalambury, „co widzę”, zapamiętywanie, państwa-miasta i mieliśmy się pobawić w chowanego, ale David się nie zgodził. Pewnie dlatego, że trzy razy pod rząd wypadło na niego, żeby liczył.
                Bill mruknął pod nosem i podniósł się.
                - Idę do łazienki.
                Ruda siedziała sztywno gdy odchodził, a kiedy nie słyszała już kroków, ostrożnie sięgnęła po leżącą przy siedzeniu torbę. Odpięła zapięcie i odchyliła klapę, a sztuczna skóra zaszeleściła. Na chwilę straciła oddech, widząc ogrom różnych kartek w środku i siłą powstrzymała się, by ich nie poprzeglądać. Zamiast tego zaczęła poszukiwania, jednak po dłuższej chwili poddała się. Tutaj nie ma, a dałaby sobie rękę uciąć, że nosiłby je w najbardziej osobistym bagażu. Zrezygnowana zamknęła klapę i wtedy spostrzegła małą kieszeń z tyłu torby. Odsunęła suwak i bingo! Wyjęła wąskie pudełko, schowała je do kieszeni bluzy i zasunęła suwak.
                Bill wyłonił się zza siedzeń i nucąc coś pod nosem usiadł na swoim miejscu. Z ulgą przyjął widok śpiącej Sam i upewnił się, czy torba jest na swoim miejscu. Stała tam, gdzie ją wcześniej postawił.


                Była trzecia w nocy, hala na lotnisku w Gold Coast prawie pusta, nie licząc obsługi, pani z całodobowego kiosku i kilku pasażerów, drzemiących w fotelach i czekających na przesiadkę do Sydney. Nagle błogą ciszę przerwał podniesiony głos.
                - Krzywo ustawiłeś! Gołym okiem widać, że twój stoi dalej od innych! Popraw go na miejsce, równo do linii.
                Na ten głos pani w mlecznej garsonce, cały czas bezskutecznie walcząca ze snem, drgnęła gwałtownie i rozejrzała się po hali. Głos Sam potoczył się po ogromnym cichym pomieszczeniu, docierając nawet do pana, jeżdżącego na wózku do mycia podłogi pod przeciwległymi oknami.
                - Sam! – skarcił dziewczynę natarczywym szeptem David, siedzący wygodnie w fotelu i przeglądający laptopa. – Nie jesteś tu sama, więc zachowuj się. Najmocniej państwa przepraszam – dodał głośniej, zwracając się do pary, która wciąż wpatrywała się w nich gniewnie.
                - Przepraszam – bąknęła dziewczyna.
                Razem z Matthiasem, Tomem, Georgiem i Barneyem siedziała na podłodze obok krzesełek. Przed nimi kredą narysowane były dwie równoległe linie, oddalone od siebie o kilkanaście centymetrów. Przy pierwszej z nich każdy ustawił swojego małego nakręcanego Sobocika, kupionego w kiosku. Tom miał małpkę, która poruszając się do przodu opierała się na zgiętych dłoniach; Georg kupił i wystawił do wyścigu figurkę łudząco wyglądającą jak Robocop, natomiast Ruda, początkowo powstrzymana od zakupu samochodziku, teraz poprawiała skaczący kwiatek. Barney zgodził się im sędziować i teraz nakręcali swoich zawodników.
                - Proszę przygotować… eee… zabawki – powiedział, a Sam, Georg i Tom postawili je na linii startu. – Zasady są proste: który z zawodników pierwszy przekroczy linię mety ten wygrywa. Zabronione jest popychać, spychać, zachodzić drogę przeciwnikowi ani w żaden inny sposób go spowalniać. To ma być ładny, czysty wyścig. Gotowi? Do startu… Start!
                Wszyscy troje puścili zabawki i te zaczęły powoli poruszać się w stronę mety. Sam wyścig nie był emocjonujący, jednak atmosferę podgrzewał doping, jaki Tom, Georg i Sam wzniecili już na samym początku. Zabawki niespiesznie zbliżały się do końcowej linii, a Barney głośno komentował ich zmagania.
                - Małpka na prowadzeniu, Robocop siedzi jej na ogonie, Kwiatek niestety daleko za nimi…
                Okazało się, że figurka Sam dwa razy podskakuje do przodu, po czym staje i zaczyna machać główką.
                - Szybko, szybko, szybko! Ruszaj się, no już, już, już!!! – wrzeszczała dziewczyna, pochylając się nisko nad podłogą, jakby siła jej głosu miała pomóc Kwiatkowi wygrać. – Szybko, szybko, szybko! NO SZYBCIEJ, TY MAŁY SKURCZYBYKU!!!
                Pomimo jej wrzasków to Małpka pierwsza dotarła na metę, zaraz po niej Robocop, a Kwiatek w efekcie poszybował na drugi koniec hali.
                - Dosyć tego!
                Nad ich głowami zobaczyli Davida, trzęsącego się ze złości. Złapał Sam za ramię i postawił do pionu.
                - Czy ty jesteś jakaś chora?! Nie rozumiesz, co ludzie mówią do ciebie? Na lotnisku ma być CISZA, jest noc, a ty co? Koniec tego dobrego, koniec z…
                - Tato, ja się nią zajmę.
                Obok nich zmaterializował się Max, a zaraz za nim pojawił się Fabian. David, wyrwany z toku myślowego, potrząsnął głową, nie mogąc pojąć na początku, o co mu chodzi.
                - Co?
                - Zajmę się nią. Będzie siedzieć obok mnie, będę miał na nią oko.
                - A dlaczego obok ciebie? Ja też mogę się nią zająć – zaoponował Fabian, przyjmując wyzywającą postawę.
                - Jeszcze mi tu brakuje walki kogutów, sio obaj – Jost machnął na nich ręką i przywołał Adriena. – Panuj nad nią, bo nie ręczę za siebie.


                - Jak tam? – odezwał się Tom, kiedy siedzieli już w samolocie do Sydney. – Masz niewyraźną minę, co jest?
                Sam wzruszyła ramionami. Jost nie popełnił drugi raz tego samego błędu i posadził ją w zupełnie innej części samolotu niż Billa. Na pokładzie panowała cisza.
                Dziewczyna wygrzebała z kieszeni buteleczkę z Adipexem i podała ją Tomowi. On otworzył szeroko oczy.
                - Wiem, do czego to służy. Podobna wypadła Billowi z kieszeni kiedyś, a tę wygrzebałam z jego torby – szeptała, patrząc chłopakowi w oczy – O co chodzi? Czemu on to bierze? – kiedy ten nic nie odpowiedział, dodała: - Prędzej czy później i tak się dowiem. Możesz mnie wyręczyć w śledztwie, bo wiesz… Przez przypadek mogę wygrzebać jakieś inne, śmierdzące tajemnice…
                - To jest szantaż? – Tom próbował się zaśmiać, jednak był zbyt spięty, by zabrzmiało to wiarygodnie; ona w odpowiedzi wzruszyła ramionami.
                Wahał się przez chwilę. Nie miał już siły sam tego nosić, musi chociaż komuś o tym powiedzieć, w pojedynkę nawet sama świadomość tego problemu była wręcz nie do udźwignięcia. Odwrócił się w jej stronę i zaczął mówić szeptem.
                - To zaczęło się trzy lata temu. Mieliśmy już dość tych wszystkich ludzi naokoło, mówiących, co mamy robić, a czego nie. Zwłaszcza Bill. On… no wiesz… ma bzika na punkcie wyglądu. Wtedy miał dietetyka, który utrzymywał jego wagę w normie, bo ma tendencję do tycia. Ale wtedy… To on zainicjował ten nasz „bunt”, zwalniając tego lekarza. Jadł co chciał i to w ogromnych ilościach, co zaowocowało dodatkowymi kilogramami. Kiedy zauważył, że nie mieści się w swoje ulubione spodnie, zaczął panikować. Na początku przestał w ogóle jeść, ale szybko opadł z sił, a nie było widać efektów. Było ciężko, przez półtora roku nie mogliśmy z nim wytrzymać. Aż w końcu natknął się w sieci na ten Adipex.
                Wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak groźne to jest, więc się nie wtrącałem w dawki jakie zażywał. Już po tygodniu brania tego świństwa zaczął chudnąć i jadł coraz mniej. Efekt był widoczny gołym okiem, wszyscy byli zadowoleni, bo normalny humor też mu wrócił. A potem potoczyło się jak z górki – Tom westchnął. – Co jakiś czas znajdywałem u niego puste opakowania, chociaż zarzekał się, że to stare i już nie bierze. Zrobił się nerwowy, wybuchowy, czasem odpływał i nie było z nim kontaktu. Bredził, śmiał się, a za chwilę leżał skulony na łóżku i nie reagował. Ale za jakiś czas to przechodziło i był normalny. To znaczy, nie do końca…
                - Co masz na myśli?
                - On się zmieniał, z charakteru. Po dłuższym czasie brania Adipexu niektóre cechy mu się wzmocniły, takie jak perfekcjonizm czy narcyzm, a niektóre pojawiły się same. Wcześniej nie był takim gburem i chamem, nie był agresywny, nie wybuchał z byle powodu i potrafił cieszyć się z naprawdę małych rzeczy. Przestało bawić go śpiewanie, spotkania z fanami, zamykał się w sobie i oddalał od nas. Wiem, że jest uzależniony, sam jakoś próbuję z tym walczyć, ale nie daję rady. A on nie da się zaciągnąć do lekarza, nigdy w życiu.
                Tom zamilkł, wpatrując się przed siebie i gnąc w dłoniach papierek po cukierku. Sam odruchowo złapała go za palce, a on zwiesił głowę. Nie wiedziała, co powinna powiedzieć, więc przytuliła go. Odniosła wrażenie, że przyjął to z ogromną wdzięcznością.
                Przez resztę lotu rozmawiali o mało istotnych rzeczach, chociaż obojgu nie dopisywał humor. Dopiero Georgowi udało się ich rozruszać, pokazując kiepską magiczną sztuczkę z kartami.
                - Stary, jesteś beznadziejny – parsknął Tom, wyjmując swój bagaż ze schowka nad siedzeniami. – Chyba sam nie wierzysz w to, co mówisz. Do Copperfielda ci daleko.
                Przy wyjściu każdy dostał wózek ze swoimi bagażami, które musieli pchać przez lotnisko do autobusu. Jednak przeprawa przez halę okazała się niemożliwa.
                - Wow – sapnęła Sam i zatrzymała swój wózek z wrażenia.
                Korytarz, którym szli był oszklony i doskonale widziała, ile fanów stoi przy wyjściu, czekając aż się pojawią. Na chwilę odebrało jej oddech, bo wyłowiła z lasu wyciągniętych transparentów i plakatów swoje imię, jak i nazwę zespołu. „To dla nas, zrobili to dla nas” – zahuczało jej w głowie. Pisnęła pod nosem.
                - Okej – David ich dogonił i objął Sam ramieniem, która w dalszym ciągu nie była w stanie wydusić słowa. – Procedura jest ta sama, co zawsze. Informacja dla Killing Pleasure: nie zatrzymujecie się, dajecie się przeprowadzić ochroniarzom, żadnych autografów, zero kontaktu wzrokowego. Wiemy, jak to raz się skończyło, prawda, Bill? – wszyscy spojrzeli w stronę Czarnego, który nie zareagował. – Wszystko jasne? To my idziemy razem, wolę mieć cię na oku – mocniej ścisnął ramię dziewczyny i pewnym krokiem ruszył przed siebie.
                Rozległ się wrzask, kiedy fani zorientowali się o ich obecności. Zaczęli napierać z zastraszającą siłą na ochroniarzy i Sam ogarnęła panika. Zewsząd naciskał tłum, nie byłaby w stanie zrobić kroku, gdyby nie David. Starała się nie patrzeć na nikogo, utkwiła wzrok w podłodze, jednak wyraźnie słyszała swoje imię pośród ogólnego krzyku. Uśmiechnęła się i chciała podnieść wzrok, jednak poczuła, jak Jost hamuje dłonią jej głowę.
                - Nie – usłyszała w uchu i posłusznie kiwnęła.
                Całe przejście trwało dla niej wieczność, choć w rzeczywistości trwało dosyć krótko. Gdy w końcu dotarli do autobusu i drzwi się zamknęły, opadła na fotel, wciąż będąc w szoku.
                - To było straszne – wyrwało jej się.
                - Skoro już jesteś w tym nastroju… - zaczął Adrien i spojrzał przelotnie na Frodo. – Musimy pogadać. Na osobności.

33



                - Myślę, że ta wersja byłaby lepsza, słuchaj – Georg zaczął poruszać struny w swoim basie, a Tom pokiwał głową z uznaniem. – Lepiej, nie?
                - W każdym razie lepiej niż wcześniej – odparł i upił łyk napoju energetycznego.
                Bill podniósł plecy z kanapy, na której prawie leżał i postukał ołówkiem w bloczek kartek przed sobą.
                - Skończyłem, posłuchajcie.
                Gdy czytał słowa nowej piosenki z taki zapałem, jakiego nie było w nim już dawno, reszta zespołu prawie wstrzymała oddechy. Kiedy skończył zapadła cisza, pełna napięcia i oczekiwania. Jako pierwszy zabrał głos Gustav.
                - A koniec nie jest zbyt… dramatyczny?
                - Dramatyczny? – zapytał z niedowierzaniem Bill.
                Z każdej cechy, którą mógłby przypisać tej piosence nie wybrałby tej, którą właśnie rzucił Gustav. W każdym razie nie w pierwszej kolejności. Powstrzymał się jednak od kąśliwego komentarza.
                - Zakończenie i ogólnie całe ‘Spring Nicht’ jest dość dramatyczne. A ‘Vergessene Kinder’? ‘Totgeliebt’ w pewien sposób też. A ja chciałbym, żeby nowa płyta była totalnym powrotem do korzeni.
                - W takim razie nagrajmy coś w stylu ‘Wo sind Eure Hande’ – rzucił Georg, stawiając swój bas na podłodze i opierając go o kanapę. – Albo ‘Lieb die Sekunde’.
                Bill rozłożył ręce.
                - Proszę bardzo! – uśmiechnął się. – Jestem w 100% za. Mam mnóstwo pomysłów, urywki tekstów w teczce z dokumentami, przeróżne melodie w głowie. Z waszym wsparciem uda nam się. Chcę to zrobić dla naszych fanów – dodał po chwili już ciszej. – Zbytnio ich zaniedbaliśmy, sam zaczynam się zastanawiać, co za szajs my gramy. Może i jest w tym jakiś nasz kawałek, ale zdecydowanie za mały. A to dzięki nim jesteśmy teraz na szczycie. Fanom zawdzięczamy praktycznie cztery piąte naszych nagród. Są niepokonani, więc my też bądźmy.
                Georg, Tom i Gustav słuchali go uważnie, a gdy skończył zgodnie pokiwali głowami. Czuli, że wychodzą na prostą, a z takim psychicznym wsparciem od frontmana byli przekonani, że ciemne czasy Tokio Hotel odchodzą w zapomnienie.
                Przez następne półtorej godziny robili to, co kiedyś: szarpali na gitarach próbki piosenek, układali słowa, sprzeczali się i kłócili, jednak nie były to takie kłótnie, jak przed powstaniem ich najnowszej płyty. Wtedy w złości wyrzucali sobie nie tylko brak słuchu czy poczucia rytmu, wtedy leciała „twarda amunicja”, przez którą potrafili ze sobą nie rozmawiać przez miesiąc, a w między czasie wyjść na scenę i zgrać koncert.
                - Idę po termos z kawą do kuchni – powiedział nagle Bill po dwóch godzinach.
                Z trudem podniósł się z podłogi, na której spędził ostatnie czterdzieści minut w jednej pozycji. Jęknął cicho, rozprostowując nogi.
                - Weź też gofry – powiedział Gustav, który leżał na kanapie i grał na telefonie.
                - I sok porzeczkowy – dodał Georg.
                - I cukieeeeerki – ziewnął Tom, przeciągając się leniwie.
                Bill zaśmiał się.
                - Spieprzajcie, darmozjady.
                Kiedy nie było go już w pokoju, Tom rozsiadł się wygodnie na fotelu.
                - Ale go pogoniło, co? – zapytał Georg, przerywając senną ciszę.
             - Owszem i trochę to podejrzane – mruknął gitarzysta z zamkniętymi oczami. – Ale jestem zbyt zmęczony i zadowolony takim obrotem sprawy, by zacząć coś podejrzewać. Ty też nie węsz, bo nam się bajka skończy.
                Znów nastała cisza, a Tom zaczął pochrapywać. Nagle Gustav odłożył telefon i spojrzał w sufit.
                - Myślicie, że to obecność Killing Pleasure nas uzdrowiła?
                Żaden się nie odezwał, jednak odpowiedź była oczywista, mimo że nie chcieli jej wypowiedzieć na głos.
                - Przestań pieprzyć jak buddyjski mnich – parsknął Georg, ale myślał tak samo, jak pozostali.
                Nawet pukanie do drzwi pokoju nie było w stanie wyrwać ich z sennego letargu. Gustav podniósł się powoli i pociągając nosem poszedł otworzyć. Łuna światła z korytarza, które wpadło do ciemnego pokoju, poraziła w oczy Toma i Georga, przez co jęknęli głośno.
                - O nie… - powiedział Gustav i kichnął głośno. – Czy ty musisz wszędzie z nią łazić?!
                Cofnął się szybko do okna, które otworzył gwałtownie. Sam zrobiła naburmuszoną minę i poprawiła kotkę, która wbijała pazurki w jej ramię.
                - Cleo jeszcze się boi, zwłaszcza, że wciąż zmieniamy miejsce.
                - Cleo? Już inne imię? – zażartował Georg i rozłożył się na zwolnionej przez Gustava kanapie.
                - Właśnie – przytaknął Tom. – A co z Emi, Jessie, Luną – wyliczał na palcach – Kocią, Mią i, moje ulubione, Guziczek?
                Razem z Georgiem zaczął głośno się śmiać, a i Sam wyrwało się parsknięcie.
                - No serio, jak można chcieć nazwać kota Guziczek? – ryknął gitarzysta.
             Ruda wzruszyła ramionami, sadowiąc się na kanapie i zwalając nogi Georga na ziemię, by mieć miejsce.
                - Żebyś się przypadkiem nie posikał z tego całego szczęścia – sarknęła, a Cleo zeskoczyła na jej kolana, a potem na podłogę. – Przyszłam cię prosić o przysługę.
                - Nooo, a kotka załatwić się na wykładzinie w pokoju Billa.
                Gustav jęknął głośno i zamknął się w łazience. Sam rzuciła się do kotki.
                - Nie, Cleo! Siusiamy do kuwety! Ile razy mam ci to powtarzać? Zresztą, dopiero co cię z niej wyjęłam, wydajesz się robić to złośliwie… Ojejku…
                - Nie stresuj się, Bill przecież uwielbia koty – powiedział basista, dusząc się ze śmiechu.
                - Jakąż to masz do mnie sprawę? – zapytał Tom, biorąc kotkę na kolana i drapiąc ją za uszami.
                - Chciałabym…
                W tym samym momencie do pokoju wszedł Bill, przez co nawet nie zdążyła zacząć.
                - Następnym razem któryś z was idzie po żarcie, nie jestem waszym murzynem.
                W jednej ręce miał talerz z goframi, posypanymi cukrem pudrem, w drugiej termos z kawą i torebkę z cukierkami, a pod pachą sok porzeczkowy. Georg podniósł się i zabrał od niego wszystkie rzeczy, rozkładając na drewnianym stoliku przed nimi i ugryzł jednego gofra.
                Sam zerwała się na nogi z kanapy, a kotka zeskoczyła z kolan Toma i wdrapała się na ramię dziewczyny. Doskonale wyczuwała wrogość Czarnego i gdy tylko był w pobliżu, natychmiast chowała się za Rudą.
                - Wyluzuj… - mruknął Tom.
                - Co ona tu robi? – zapytał cicho chłopak, wskazując podbródkiem kotkę.
                - Jest ze mną – odparowała twardo Sam.
                - Ach tak? To proszę was obie o wyjście, bo podobnie jak mój pies nie toleruję kotów, a on zwariuje jak ją poczuje tu w pokoju.
                - Twój pies to nie jest mój problem – odburknęła, przyjmując bojowniczą postawę. – Mógłbyś w końcu przestać zgrywać paniusię. A poza tym, mam sprawę do Toma.
                Bill wzruszył ramionami.
                - A co mnie to boli? Ten kot ma stąd zniknąć. Koniec tematu.
                Tom westchnął i niechętnie się podniósł.
                - Chodźmy na korytarz zanim ten jęczydupa dostanie skrętu odbytu z powodu małego kota.
                Oglądając się z niesmakiem na brata położył rękę na ramieniu Sam i wyprowadził ją z pokoju. Poczuł, że jest spięta, a zauważył, że od kilku dni w obecności Billa zachowywała się dziwnie. Nie potrafił tego sprecyzować, po prostu nie była sobą.
                - Co jest? – zapytał, gdy już dokładnie zamknął za sobą drzwi. – O co chodzi?
                - Mogę pożyczyć twojego laptopa? – wypaliła szybko, jakby bała się, że za chwilę zabraknie jej odwagi, by o cokolwiek zapytać; od razu zaczęła się tłumaczyć – Wiem, że Frodo ma laptopa, ale przykleili się do niego z Adrienem i od dwóch godzin grają w jakieś Call of Beauty, czy coś takiego…
                - Call of Duty – poprawił ją spokojnie chłopak, uśmiechając się lekko.
                Sam pstryknęła palcami.
                - Właśnie. Nie chcą nawet słyszeć, że muszę coś sprawdzić, tylko ciągle strzelają i się zabijają, wrzeszcząc jakby ich mordowali. Może nie jest to sprawa bardzo pilna, ale męczy mnie to już kilka dni i jak zaraz tego nie sprawdzę to osiwieję i tyle będzie po moim świetnym kolorze – wszystko powiedziała na jednym wydechu, na koniec zaczerpując głośno powietrza; spojrzała na Toma z dołu. – Więc mogłabym go pożyczyć na piętnaście minut?
                On zaśmiał się głośno, odrzucając głowę do tyłu.
                - Słowo daję, miałaś taką minę, że spodziewałem się prośby o oddanie nerki albo coś w tym rodzaju. Trochę mnie nastraszyłaś – pogroził jej palcem. – Pożyczę na tyle, ile będziesz potrzebowała pod dwoma warunkami. Po pierwsze, pod żadnym pozorem nie będziesz zaglądać do folderu „xxx” na pulpicie…
                - Dlaczego? – zapytała szybko, zakładając ręce na biodrach i mrużąc jedno oko. – Masz tam rzeczy +18?
                - Coś w tym rodzaju – odparł wymijająco, posyłając jej groźne spojrzenie, na co zaśmiała się głośno. – A po drugie, dasz mi to cudo, – sięgnął po Cleo, wciąż siedzącą na jej ramieniu. – żebym mógł powkurzać mojego przygłupiego brata.
                Sam kiwnęła głową, patrząc z uśmiechem jak Tom przytula kotkę, która zaczęła się wyrywać. Nie lubiła przesadnych czułości, póki co interesowało ją tylko drapanie i jedzenie.
                - W porządku, ale nie daj jej skrzywdzić. To furiat, nie wiadomo, co może mu odwalić.
                - Spokojna twoja rozczochrana, w mojej obecności kobiet się nie bije.
                Uśmiechnął się do niej i schował kotkę pod bluzę, po czym ostrożnie zapiął suwak.
                - Załatwione. Mój komputer jest u Davida, swój znowu popsuł, a tylko ja byłem na tyle odważny, by mu pożyczyć. Jak coś to odnieś do niego.
                Mrugnął do niej i powoli wszedł do pokoju.
                - Mam dla ciebie niespodziankę, braciszku…
                Sam zaśmiała się, drzwi kliknęły cicho, a ona wzięła głęboki wdech. Nie można było stwierdzić, że jest zadowolona z takiego obrotu sprawy, ale mus to mus. Najogólniej rzecz ujmując Jost był na nią zły. Bardzo zły. Kiedy dowiedział się o Cleo, wpadł w szał. Bill mówił prawdę, koty nie należały do jego ulubionych zwierząt. Po dziesięciu minutach wrzeszczenia na nią i Fabiana stwierdził, że nie ma ochoty na nich patrzeć i mają mu zejść z oczu. Cleo została, ale kosztem niewidzialności Sam – od tamtej pory z każdą organizacyjną sprawą Killing Pleasure, David zgłaszał się do Adriena. Nie winiła menadżera o tę złość, choć zaczynało jej to ciążyć. A ten moment był idealny, by coś zrobić z tą „kwaśną” sytuacją.
                Zza drzwi, przy których wciąż stała usłyszała krzyk Billa i uśmiechnęła się półgębkiem. Cokolwiek ukrywał wciąż pozostawał dupkiem. Nie było takiej siły, która by sprawiła, żeby Sam go polubiła.
                Nie zdążyła ujść kilku kroków, gdy ze swojego pokoju wyszedł Fabian. Mimowolnie się uśmiechnęła. Jego z kolei lubiła z każdym dniem coraz bardziej. 
                Chłopak ją zobaczył i również się wyszczerzył.
                - Hej, Płomyczku – powiedział, podchodząc bliżej. – Co słychać?
                - Właśnie idę do Davida po laptopa. Pójdziesz ze mną?
                Kiwnął głową i ruszyli korytarzem ramię w ramię. Po chwili Sam poczuła jak Fabian łapie ją za dłoń i zaczerwieniła się. Od jakiegoś czasu tak się zachowywał, a ona nie miała nic przeciwko temu.
                W ciszy doszli do drzwi pokoju numer 137. Dziewczyna zapukała i nerwowo przygryzła wargę, jednak nikt nie odpowiedział. Przyłożyła ucho do drzwi.
                - Słychać telewizor… Może jest w łazience?
                Fabian wzruszył ramionami. Przekręcił gałkę.
                Pokój oświetlała tylko samotna lampka na biurku pod oknem. Odgłos telewizora dobiegał z pokoju po prawej, do którego były uchylone drzwi. Laptop leżał na łóżku w rogu. Sam szybko podeszła i zamknęła komputer, a gdy już odwracała się do wyjścia, drzwi do łazienki naprzeciwko się otworzyły i stanął w nich Max. Dostrzegając Sam uśmiechnął się zawadiacko i oparł o futrynę. Zlustrował ją wzrokiem od góry do dołu i zacmokał.
                - Znowu się spotykamy, dziecinko – powiedział, zgasił światło w łazience i powoli wszedł do pokoju. – Tym razem sama do mnie przyszłaś… Mój magnetyzm działa.
                Mrugnął do niej, a ona prychnęła w odpowiedzi.
                - Nie przyszłam do ciebie, tylko do Davida. Nie pochlebiaj sobie, poprzednie siedem razy to ty wpadałeś na mnie, bo za mną łazisz.
                - Być może – rzekł wymijająco i stanął naprzeciwko niej. – Ale coś mnie do ciebie ciągnie, może jesteśmy sobie przeznaczeni?
                Fabian, który wciąż stał w drzwiach, chrząknął głośno. Max obejrzał się na niego i napotkał lodowate spojrzenie, które z pewnością zamroziłoby samo piekło.
                - Przyszłaś z gorylem, co? – wskazał kciukiem na chłopaka i wzruszył ramionami. – Więc tym razem powstrzymam się od rzucenia na ciebie, dziecinko.
                - Chodźmy już, Sam – powiedział trochę za głośno Fabian, nagląc Rudą wzrokiem.
                Max nie odrywał od niej oczu, gdy go mijała i wciąż się uśmiechał, chociaż ona nie odwzajemniała jego zainteresowania. Fabian trzasnął drzwiami.
                Szli w milczeniu, a Sam nerwowo ściskała laptopa w ramionach przed sobą.
                - On naprawdę za mną łazi, to psychol… - mruknęła.
                Czuła palącą potrzebę wytłumaczenia się, zapewnienia, że absolutnie nic ją nie łączy z Maxem. Nie śmiała spojrzeć na Fabiana, a gdy stanęli przed jej pokojem, uparcie patrzyła w ścianę za jego plecami. On bez słowa otworzył drzwi i wykonał zapraszający gest. Sam weszła powoli, a chłopak wyjął jej laptopa z rąk i położył na biurku. Za podbródek podniósł jej twarz.
                - Nie jestem na ciebie zły – powiedział miękko. – I wcale nie dziwię się, że jest tobą zainteresowany. Jesteś naprawdę piękną i wyjątkową dziewczyną.
                - Serio? – zapytała z niedowierzaniem.
                Słysząc tak duże zdziwienie w jej głosie westchnął i pogładził ją po policzku.
                - Serio serio. Masz w sobie ogień, który mnie fascynuje od dnia, kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy. Pamiętasz, jak mi powiedziałaś „ Sorry Fabian”? Zrobiłaś to z taką pewnością siebie, mimo że to Jost jest osobą decyzyjną w każdej sprawie Killing Pleasure. A ty tak po prostu się postawiłaś i koniec. Jesteś fascynująca! Dlatego nie mogę znieść jak pożera cię wzrokiem.
                Przesunął palcami po jej twarzy w dół i pogładził usta. Poczuł, że zesztywniała, policzki jej zapłonęły, ale nie odwróciła wzroku. On też zrobił się trochę nerwowy, bo chciał wyłożyć jej wszystko, dokładnie to, co czuje. Nie było to łatwe, ale już wcześniej doszedł do wniosku, że najprostsze rozwiązania są najlepsze. Dlatego też odetchnął głęboko i zebrał się na odwagę.
                - Zakochałem się w tobie, Sam.
                Jęknęła cicho, a kąciki jej ust drgnęły. Uznał to za zielone światło, więc złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie. Pochylił się i najpierw nosem delikatnie trącił jej nosek, miękko ocierając je o siebie. Dopiero po chwili zatopił się w jej ustach, a w głowie mu eksplodowało. Była tak cudownie miękka i ciepła, usta jej drżały, a dłońmi przesunęła w górę po jego ramionach. W miarę jak pogłębiał pocałunek coraz mocniej przyciskał ją do siebie, a palce zaciskały się na jej ciele. Buchnął w nim ogień, nad którym nie miał żadnej kontroli i zaczął cicho pojękiwać. Całował ją coraz zachłanniej, a gdy palce jednej z jej dłoni wplotły się w jego włosy, a drugiej wsunęły na kark, nie wytrzymał.
                - Och… - wyrwało mu się, podniósł ją i położył na łóżku.
                Myśli Sam kotłowały się w głowie, świat wirował, a ona razem z nim. Ledwie zarejestrowała swoje plecy na kołdrze, a łapczywie zaczerpnęła powietrza, gdy Fabian zaczął całować ją po szyi. Przytulała go do siebie, po raz pierwszy czując coś takiego. Wszystkie uczucia tak mocno uderzyły jej do głowy, że nie zwróciła uwagi jak dłoń Fabiana wsunęła się pod jej bluzkę i jednym sprawnym ruchem rozpięła stanik. Dopiero gdy zaczęła sunąć do jej biustu, Sam gwałtownie otworzyła oczy i załapała nadgarstek chłopaka.
                - Nie, nie… Fabian… - powiedziała i usiadła, a on, nie spodziewając się tego, opadł na pościel.
                Szybko wstała i zapięła biustonosz. Starała się uporządkować w głowie to, co właśnie się stało, ale nie była w stanie. Tak wiele różnych myśli napływało, że się pogubiła.
                - Ch-chyba powinieneś już iść.
                „Co się ze mną dzieje?!” krzyknęła na siebie w myślach. Od kiedy to jąka się, nie jest pewna i stała się taka… kluchowata?
                Fabian momentalnie otrzeźwiał. Panika objęła mu serce stalową ręką i podniósł się na nogi. Złapał Sam za ramiona.
                - Przepraszam, ja nie chciałem ci zrobić krzywdy! Proszę, uwierz mi… Po prostu przestałem myśleć, to wszystko się we mnie skumulowało. Nawet nie wiesz, od jak dawna tego pragnąłem! Nie chciałem cię skrzywdzić, nigdy bym nie pozwolił, by cokolwiek ci się stało, Płomyczku! Przepraszam cię, przepraszam…
                Dopiero po chwili Sam na niego spojrzała. Z lekkim trudem zdobyła się na uśmiech, bo nie była pewna czy jest jej do śmiechu. Jednak mimo tych myśli położyła mu dłoń na policzku, a on wtulił w nią twarz i pocałował.
                - Okej, nie gniewam się.
                Znów się uśmiechnęła, tym razem szerzej i Fabian przytulił ją mocno. Ujął jej twarz w dłonie i czule pocałował.
                - Teraz jesteś już moja – szepnął.
                Sam pokiwała głową, choć nie była pewna, czy to dobry znak.



                Jost stał przed drzwiami pokoju Adriena już od trzech minut, i mimo że słyszał głosy ze środka, nikt mu nie otworzył. Przekręcił gałkę i wszedł do środka.
                Adrien i Frodo siedzieli ściśnięci na jednym krześle przy stole, wpatrując się w laptopa. David pokręcił głową, bo nawet nie zauważyli, że wszedł, choć głośno zatrzasnął drzwi. Mogliby ukraść im nawet bieliznę, którą mają na sobie, a nie zwróciliby na to uwagi, pomyślał poirytowany. Bez ostrzeżenia podszedł i zamknął im komputer przed nosem. Od razu podniosły się krzyki.
                - Ej no!
                - Stary, co to było?!
                - Cisza – powiedział krótko i głośno, używając tonu, którym panował nawet nad Billem; poskutkowało. – Mamy ważniejsze rzeczy do omówienia niż wasza durna gra.
                Położył przed nimi żółtą teczkę, którą miał pod pachą.
                - Co to jest? – zapytał Adrien wciąż agresywnie, a Frodo nawet na nią nie spojrzał.
                - Nic dobrego – odparł Jost, przystawiając sobie krzesło i westchnął ciężko. – To są wszystkie listy z pogróżkami dla Sam, które odebraliśmy do tej pory.
                - Co?!
                Adrien zerwał się na równe nogi.
                - Jak to możliwe? Przecież do tej pory przynosiłeś nam same dobre listy, to co…
                David uniósł dłoń, a chłopak zamilkł.
                - Wszystko zbieraliśmy i odkładaliśmy na bok. Teraz jednak rozmiary tej kupki zaczęły nas niepokoić, więc uznaliśmy, że najwyższy czas wam to pokazać. Myślę, że Sam też powinna się w końcu o tym dowiedzieć.
                Adrien zaczął chodzić po pokoju, drapiąc się po głowie. Frodo otworzył teczkę i przeglądał listy.
                - Bo więcej nie zaśpiewasz, ptaszku… Ktoś może uciąć ci włosy razem z głową… Aparat ci nie pomoże, bo i tak stracisz wszystkie ząbki… - chłopak spojrzał na Davida, Adrien aż przystanął z wyrazem głębokiego szoku na twarzy, a głos Frodo doskonale to oddawał. – Takie groźby są karalne, z tym trzeba iść na policję.
                - O tym samym pomyślałem, bo to już przekracza wszelkie granice. Trzeba coś z tym zrobić.
                Frodo zaczął oglądać koperty, powoli je obracając.
                - Nie ma stempli pocztowych – zauważył. – Ani adresu nadawcy. Można się było tego spodziewać, ale w takim razie jak one do was dotarły?
                - Państwo Fischer przekazują nam te listy, które lądują w ich skrzynce i są skierowane do was. Jednak nie znają ich treści, bardzo szanują waszą prywatność – Jost odetchnął i spojrzał prosto w oczy Adriena. – Powiesz jej ty czy ja?
                - Ja – odparł od razu. – Lepiej, żeby usłyszała to ode mnie, może uda mi się ją jakoś uspokoić i przygotować.
                David pokiwał głową, a chłopcy zabrali się do czytania reszty listów, choć na samą myśl włosy jeżyły im się na głowach.



                Sam nerwowo obejrzała się na śpiącego na łóżku Fabiana i włączyła laptopa. Wiedziała, że nie może tu zostać do rana, jak jednego razu, ale tak cudownie było wtulać się w ramiona chłopaka…
                Jej chłopaka. To brzmiało dziwnie, ale miło. Uśmiechnęła się pod nosem.
                System się uruchomił i na pulpicie zaczęły wyskakiwać ikonki. Sam sięgnęła po modem, by podłączyć się do sieci i parsknęła na widok tapety.
                - Typowy facet – mruknęła, kątem oka zerkając na ubraną tylko w skąpy strój kąpielowy zgrabną brunetkę, która posyłała jej uwodzicielskie spojrzenie.
                Jeszcze chwila i mogła podłączyć się do sieci. Najpierw odruchowo włączyła Facebook’a i pocztę. Pospiesznie sprawdziła powiadomienia i włączyła wiadomości. Było ich sześć. Większość ludzi gratulowała jej sukcesu i zapewniała, że od samego początku trzymała za nich kciuki. No jasne, pomyślała. Gdyby wszyscy, którzy teraz składali takie deklaracje zaszczycali swoją obecnością ich pierwsze koncerty, frekwencja wahałaby się koło setki. A tak było ich zaledwie dziesięć osób.
                Wśród wiadomości dostała również spam, by polubić jedną stronę, jednak zignorowała to. Zupełnie nie interesowały ją strony typu „Dupy, Twarze, Tatuaże” albo „Idź być ładnym gdzieś indziej”. Dziecinada.
                Na poczcie też nie znalazła nic nowego, dlatego włączyła wyszukiwarkę i wpisała hasło „Adipex”. Strony na temat tego leku przeplatały się z ofertami sprzedaży bądź kupna po niskiej cenie. Przewijała w dół, pobieżnie czytając krótkie teksty pod klikanym odnośnikiem. Wtedy wyskoczył jej link, kierujący na witrynę medyczną. Stwierdziła, że to może być najbardziej wiarygodne źródło informacji, więc kliknęła i zaczęła czytać.
                „Adipex jest lekiem, który ma powodować zmniejszenie łaknienia. Przez to spożywamy znacznie mniej i korzystamy z zapasów odłożonych w postaci tłuszczu. Tabletka jest skomponowana w taki sposób, aby substancje powstrzymujące głód uwalniane były powoli. Proces ten, w zależności od organizmu, może trwać od siedmiu do dziesięciu godzin. Adipex należy stosować tylko pod czujnym okiem lekarza po wcześniejszym zbadaniu się i nie należy go zażywać na własną rękę. Nie każdy organizm toleruje substancje zawarte w tym specyfiku, który lekarze przepisują w stanach skrajnej otyłości. Najsilniejszymi efektami zażycia Adipexu jest silne pobudzenie psychomotoryczne, przyspieszona akcja serca i szybki oddech, brak łaknienia, rozszerzone źrenice, podwyższone ciśnienie krwi, bladość skóry, gonitwa myśli, silna euforia, podniecenie seksualne, światłowstręt, suchość w ustach, rozdygotanie lub zmniejszona odporność na ból. Część z tych objawów przypomina zachowanie jak po zażyciu amfetaminy. Zażywanie Adipexu częściej niż raz dziennie, jak również zażywanie go bez przerwy przez okres dłuższy niż dwa miesiące, jest surowo zabronione, ponieważ czyni on nieodwracalne zmiany w organizmie.”
                Sam oparła się o fotel i wypuściła głośno powietrze z ust. No tak! Teraz już wie, skąd kojarzyła jej się ta nazwa. Na jedną z lekcji biologii mieli przygotować referat na dowolny temat, byleby mieścił się w dziedzinie biologii. Jedna z koleżanek przygotowała pracę o powszechnych wśród młodzieży środkach odchudzających. Adipex był jednym z wielu specyfików, skrupulatnie opisanych przez dziewczynę.
                Właśnie wtedy wszystko stało się dla niej jasne i była w stanie wytłumaczyć większość dziwnych zachowań Billa. On jest od tego uzależniony i dałaby sobie rękę uciąć, że bierze to ponad pół roku. Co powiedziała tamta stażystka, gdy Sam ją przestraszyła? „Pan Bill też tak czasem robi, tylko on nie przeprasza”. Oczywiście.
                Gdy usłyszała pukanie do drzwi szybko zamknęła laptopa i ze strachem spojrzała na Fabiana, który nawet się nie poruszył. Adipex natychmiast wyparował jej z głowy. Znając jej szczęście to Adrien, to na pewno on. W pierwszy odruchu chciała przykryć Fabiana kocem, jak przysłania się potłuczoną rzecz, ale prawie palnęła się w głowę. Zamiast tego rzuciła się na łóżko i zaczęła go szarpać za ramię.
                -Obudź się! – szeptała gorączkowo, a gdy tylko rozlepił powieki szarpnęła go za przód koszulki do pozycji siedzącej. – Wstawaj! Jak Adrien zobaczy, że znowu śpisz w moim pokoju to oboje możemy szukać sobie kwatery na wieczny spoczynek. Rusz się!
                Gwałtownie zepchnęła go z łóżka tak, że łupnął o podłogę. Na ten dźwięk dobiegł ich głos Adriena zza drzwi.
                - Sam? Wszystko w porządku? Mogę wejść?
                - Nie! – krzyknęła natychmiast, myśląc gorączkowo – Nie, bo… Bo jestem… Nago.
                Skończyła głupio i natychmiast pożałowała tej odpowiedzi. Jak tu wejdzie i zobaczy Fabiana po tym, co powiedziała to oboje są martwi.
                - Daj spokój, muszę ci coś bardzo ważnego powiedzieć, więc się ubieraj…
                I nie czekając na pozwolenie i odpowiedź przekręcił gałkę w drzwiach i wszedł. Stanął w progu jak rażony piorunem. Wydawało jej się, że na początku nie może zebrać tego wszystkiego do kupy i dopiero powoli dochodzi do niego sens zaistniałej sytuacji. A w każdym razie tego, co sobie wyobraził.
                - Ty… Nago?! Byłaś z nim nago w pokoju?! NAGO??!! Z NIM?!
                Wskazał dłonią na Fabiana, który zaspany i z rozczochranymi włosami wygrzebywał się z kołdry. Sam zaklęła.
                - No to jestem w kupie.



(Przepraszam, że nie dodałam soundtracku, ale po prostu nie pamiętam, jaki był przed przypadkowym skasowaniem :C)