- Myślałem, że obgryzania paznokci pozbyłeś się na
samym początku kariery… - zauważył Tom.
Wszyscy
czterej stali w korytarzu do wyjścia na scenę, gdzie dokładnie słyszeli, co się
tam dzieje. Bill spojrzał na brata i pospiesznie włożył dłonie do kieszeni.
- Z tego
chyba nie da się wyleczyć… - mruknął, błądząc wzrokiem po ścianach. – Jak
dopada mnie stres, to czasem mi się zdarza.
Georg oparł
się o ścianę za nim i spojrzał na zegarek na ręku.
- Została
im jedna piosenka – powiedział powoli, przecierając oczy palcami. – Mamy
szczęście, że to były tylko pogróżki, bo aż boję się pomyśleć, co mogła
wymyślić Sam.
- Jeszcze
jedna piosenka, jak skończą to będę spokojny – odparł Gustav, chodząc od ściany
do ściany ze wzrokiem wbitym w podłogę.
Basista
prychnął i machnął lekceważąco ręką.
- Daj
spokój. Myślę, że…
- Cśiii! –
powiedział nagle Bill, uciszając go dłonią.
Wszyscy
czterej zamarli, nadstawiając uszu. Starali się nie oddychać, by wszystko
słyszeć dokładnie, choć nie było to potrzebne – każde słowo Sam docierało do
nich bardzo dokładnie.
- Została
nam jeszcze jedna piosenka, miało to być „Bad Reputation” Joan Jett, jednak…
Nastąpiła mała zmiana planów.
-
Wiedziałem – szepnął Gustav.
Tom, Bill i
Georg machnęli na niego, nie chcąc uronić ani jednego słowa. Każdego przeszedł
dreszcz.
- Do
piosenki tego kultowego zespołu potrzebny mi będzie jeden rekwizyt. Mam
nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu? Barney, mogę cię prosić?
Bill,
Gustav, Tom i Georg popatrzyli po sobie, po czym wszyscy rzucili się przed siebie,
by znaleźć się tuż przy schodkach na scenę, skąd dobrze widzieli, co się na
niej dzieje. Ochroniarz Frank podał Sam ryżową szczotkę z włosiem pomalowanym
na czarno. Bill zaklął pod nosem, czując lodowaty strumień, przebiegający po
plecach.
- A więc, -
powiedziała Sam, stawiając szczotkę do góry włosiem przy swoim boku. – odpalam
specjalną dedykację. Dla najbardziej życzliwych osób, z jakimi dane mi było się
zetknąć! Dawaj, Adrien!
Kiedy
usłyszeli pierwsze dźwięki gitary, Tom otworzył usta.
- O kurwa –
wydukał, przenosząc wzrok prosto na Billa.
- That,
that dude looks like a lady! That, that dude looks like a lady! – śpiewała Sam,
wysoko nad głową unosząc szczotkę.
Czarnego
kompletnie zamurowało, nie był w stanie się poruszyć, tylko otępiałym wzrokiem
wpatrywał się w to, co działo się na scenie. Pierwszy szok powoli mijał,
ustępując miejsca coraz większemu rozdrażnieniu. Jak ona śmiała zrobić z niego
takiego idiotę, wystawić na pośmiewisko!? Tak go sponiewierać przed jego własną
publicznością! Przed oczami zaczęły mu przemykać różne obrazy powolnej,
wyjątkowo bolesnej i wymyślnej śmierci Sam. Po chwili jednak stwierdził, że po
prostu rozszarpie ją na strzępy.
Piosenka
trwała w najlepsze, a Bill miał ochotę wejść tam i skończyć ten cyrk. Ruda
chodziła po scenie ze szczotką, wymachiwała nią, unosiła nad głową – generalnie
nie dała o niej zapomnieć. Właśnie stanęła w cokolwiek dziwnej pozycji i Gustav
cicho się zaśmiał. Czarny błyskawicznie obrócił głowę w jego stronę.
- Bawią cię
te wygłupy?! To nie jest śmieszne! – krzyknął, zaciskając pięści za złości.
Perkusista
podszedł bliżej do niego i spojrzał w oczy.
- Tak,
śmieszy mnie to. I wiesz co? Zasłużyłeś sobie na to, my wszyscy. Też im
zrobiliśmy świństwo. Chyba nie sądziłeś, że się nie wyda i ujdzie nam to na
sucho? To byłoby wyjątkowo naiwne, nie sądzisz?
Jeszcze
przez chwilę patrzył mu w oczy, po czym odwrócił się i zniknął za drzwiami
kulis. Widać było po Czarnym, że nie spodziewał się takiej odpowiedzi i był ze
wszech miar zdziwiony. Popatrzył na Toma i Georga, lecz ci odwrócili głowy,
udając, że nie słyszeli tej krótkiej wymiany zdań. I w tym momencie koncert
Killing Pleasure dobiegł końca. Sam jeszcze podziękowała publiczności, i już
zbiegała po schodkach ze szczotką w dłoni i ogromnym uśmiechem na twarzy.
Podeszła do Billa i wcisnęła mu rekwizyt w rękę.
- Teraz
jesteśmy kwita – powiedziała uprzejmie, odchodząc z resztą swojego zespołu.
Czarny z
odrazą natychmiast odrzucił od siebie przedmiot, jakby skropiony był jakąś
trucizną i ruszył za Killing Pleasure. Złość pulsowała mu w uszach, czuł
pędzącą w żyłach adrenalinę, która tym razem kompletnie zaciemniła mu umysł.
Tom i Georg poszli za nim, mając na uwadze jego chwilową niepoczytalność.
Otwarte
przez Billa drzwi trzasnęły o ścianę i cofnęły się z powrotem, uderzając w
idącego na końcu Georga. Cała trójka weszła akurat w chwili rozmowy Davida z
Sam.
- Dlaczego
tak ciężko ci pojąć, że obowiązują pewne zasady? – krzyknął Jost. – Nie tylko
nas, ale was też! A z tego, co widzę, masz je konkretnie gdzieś!
- Wiesz,
może rozejrzyj się i naprawdę zobacz, KTO wcześniej łamał zasady! Nie jestem
mściwa bez powodu!
David
założył ramiona na piersi.
- To co to
był za powód?
Sam nawet
nie zdążyła się odezwać, kiedy między nich wszedł Bill, ignorując Josta i piorunując
wzrokiem dziewczynę. Cały się trząsł, z jego oczu biła furia i z ledwością mógł
sklecić zdanie.
- Jak… Ty…
Po prostu… Zabiję cię!
Ruda szybko
umknęła przed skierowanymi na nią dłońmi Czarnego. W efekcie jego pięści
zacisnęły się w powietrzu, a oczy natychmiast zaczęły szukać Sam. Kiedy
namierzył ją w kącie pokoju, bez zastanowienia ruszył w tamtym kierunku, a gdy
był już naprawdę blisko, wyrósł przed nim Adrien. Po chwili dołączyli do niego
Frodo i Matthias, a ten ostatni już podwijał rękawy, gotowy do konfrontacji na
pięści.
-
Nie radzę – warknął Adrien, paląc Billa wzrokiem. – Nawet nie waż się jej
tknąć.
Czarny na
chwilę wyhamował, a czysta agresja w oczach brata Rudej trochę go ostudziła.
Jednak wciąż zaciskał pięści, a mięśnie twarzy i całego ciała były napięte do
granic możliwości. U jego boków pojawili się Tom i Georg, wyrównując siły. Cała
szóstka mierzyła się wzrokiem, natomiast Sam, wykorzystując tę chwilową
konsternację, wymknęła się zza pleców brata. Bill natychmiast to wychwycił i
rzucił w tamtą stronę, jednak Georg i Tom w porę go złapali.
- Wracaj
tu, mały trollu! Jeszcze z tobą nie skończyłem, tchórzu!
Na te słowa
Sam zatrzymała się natychmiast, odwróciła na pięcie i podeszła do krępowanego
przez kolegów Billa.
- Puśćcie
go! No, już! Nikt nie będzie mnie tak nazywał, zaraz zrekonstruuję ci twarz!!!
David,
który do tej pory w niemym zaskoczeniu przyglądał się całej sytuacji, na widok Sam, gotowej do starcia,
oprzytomniał i wszedł między nich.
-
Oszaleliście?! – wrzasnął, patrząc to na jedno, to na drugie. – Macie się
natychmiast uspokoić! Oboje!
Spojrzał na
Billa, któremu z oczu sypały się iskry, jednak stał już spokojnie. Jost złapał
się za głowę, w duchu zaczynając żałować tej trasy i zastanawiając się , jakim
cudem nie zauważył i nie przewidział, że ta dwójka nigdy nie dojdzie do
porozumienia. Odetchnął, poprawiając skórzaną kurtkę.
- Czy może
mi ktoś w końcu wytłumaczyć, co tu się dzieje? Bardzo byłbym wdzięczny.
- To co,
ślepy jesteś, że nie widziałeś?! – wybuchł natychmiast Bill. – Zrobiła ze mnie
kompletnego kretyna! Przed MOIMI fanami!!!
Sam
prychnęła.
- I bardzo
dobrze! – odpysknęła; policzki jej poczerwieniały ze złości, a intensywny kolor
włosów jakby zapłonął swym odcieniem. – Ty naprawdę myślałeś, że zostawię bez
niczego to, co ty zrobiłeś? Powiedziałam, że się zemszczę, więc co jesteś taki
zdziwiony?
- Ja ciebie
nie ośmieszyłem! Posunęłaś się za daleko, gówniaro!
- Mam
gdzieś twoje zdanie na ten temat! Zrobiłam, co uważałam za słuszne, „działałam
w słusznej sprawie”!
Krzyki ich
kłótni wypełniały cały pokój, reszcie zebranych mocno wbijając się w czaszki.
David był na granicy wytrzymałości, miał wrażenie, że zaraz osiwieje.
- CZY JA
MOGĘ SIĘ W KOŃCU DOWIEDZIEĆ, O CO CHODZI?! – zagrzmiał.
Ton jego
głosu natychmiast uciszył gdaczącą na siebie dwójkę, i trochę ostudził ich
zapał do nieustannego wykrzykiwania sobie wyrzutów. Oboje na niego spojrzeli,
jakby dopiero teraz naprawdę dostrzegli jego obecność.
- Więc? –
dodał spokojnie, rozkładając ręce.
- Ja się
nie będę skarżyć – burknęła Sam, odwracając się bokiem i zakładając ramiona na
piersi. – Niech sam się przyzna!
Bill
uśmiechnął się pogardliwie, a Jost westchnął głośno. Skierował na Czarnego swój
zmęczony wzrok.
- Bill?
Ten, lekko
zbity z tropu, bo nie spodziewał się takiej reakcji menadżera, spuścił oczy i
wybełkotał coś pod nosem. Jost przewrócił oczami.
- Można
głośniej?
- To był
mój pomysł, żeby odłączyć im prąd – powiedział dobitnie Czarny.
Po tym
zdaniu zapadła stosunkowo krótka, aczkolwiek bardzo intensywna cisza, która
wręcz zahuczała wszystkim w uszach po wcześniejszych krzykach. Niosła za sobą
kolejny wybuch.
- Będzie
lepiej dla ciebie, jeżeli to, co przed chwilą powiedziałeś okaże się kłamstwem
– powiedział cicho David; z każdym kolejnym słowem ton jego głosu
niebezpiecznie rósł. – Czy ty sobie ze mnie kpisz? Bo to nie jest śmieszne! Czy
tu jest jakaś konkurencja, między wami? – popatrzył na Billa i Sam, kolejno
pokazując na nich palcem; oboje milczeli. – Jeżeli jest to ja z tym KOŃCZĘ. Wy
nie macie walczyć, wy macie się wspierać! Macie współpracować! Okej, rozumiem –
przyznał po chwili ciszy. – Mała rywalizacja jeszcze nikomu nie zaszkodziła,
ale mała! Bo to zaczyna przeradzać się w chorą konkurencję! To ma was napędzać,
mobilizować do stawania się lepszymi w tym, co robicie, a nie… Rozbudzać w was
chęć dokopania drugiemu, który stoi wam na drodze. Do celu nie idzie się po
trupach, wtedy jego osiągnięcie nie daje takiej satysfakcji, jakiej byście
doznali, osiągając go o własnych siłach.
Odetchnął
głęboko, zamykając oczy. Czasem czuł się niezwykle zmęczony, umoralnianiem
swoich podopiecznych. Od jakiegoś czasu myślał, że tę kwestię ma już za sobą,
że już wychował Billa i Toma, wyręczając Simone. Mimo że to sami bliźniacy byli
do okiełznania, nie było żadnej taryfy ulgowej. Georg i Gustav radzili sobie
lepiej, natomiast bracia Kaulitz byli wyjątkowo opornymi wychowankami. Do
pewnego momentu myślał, że wychował ich dobrze, jednak od jakiegoś czasu wciąż
i wciąż uderzały w niego niepodważalne dowody porażki pedagogicznej. A teraz
jeszcze Sam… Więc może to i dobrze, że nie wychowywał swojego syna.
Opanował
zagalopowane zbyt daleko myśli, powrócił do pokoju i odwrócił się do Billa.
- Jeszcze
jeden taki numer, a spotkają cię bardzo przykre konsekwencje. Masz to u mnie
jak w banku.
Podszedł do
wyjścia, otworzył je i zatrzymał się na chwilę.
- Za 10
minut zaczynacie. Nie toleruję spóźnienia – i wyszedł, mocno zatrzaskując drzwi.
W
pomieszczeniu zapanowała krótka cisza, po której wszyscy odetchnęli z ulgą.
- Stary,
ale z niego orator – powiedział Matthias, siadając ciężko na fotelu. – Prawie
mnie przekonał tą swoją gadką. Poszłyby za nim tłumy! – zaśmiał się. – On ma
dzieci? Byłby z niego dobry pedagog, serio.
Georg
popatrzył na Toma i obaj zrobili dziwne miny. Ten drugi już otwierał usta, by
mu odpowiedzieć, kiedy niespodziewanie odezwał się Gustav. Widocznie po cichu
otworzył drzwi i przyglądał im się chwilę.
- Ma syna –
rzekł, wchodząc do pokoju, a drzwi za sobą zostawiając otwarte, przez co dokładniej
dobiegał do nich krzyk tłumu. – Maksymilian, w tym roku skończy 19 lat. David
jest rozwodnikiem – wyjaśnił w odpowiedzi na pytające spojrzenie Sam. –
Obrączki nie nosi już ładnych parę lat. Matka Maksa miała już po dziurki w
nosie jego ciągłej nieobecności. W ramach rekompensaty nadszarpniętego wolnego
czasu z synem, Jost zabierał go czasem na koncerty. Ale Maks się wkurzył i
pewnego dnia w końcu wygarnął mu wszystko. Nie odzywa się do niego już rok.
- Widzę, że
jesteś dobrze poinformowany – zauważył Adrien, przyglądając mu się uważnie i
spodziewając się odpowiedzi na tę małą prowokację.
Gustav
uśmiechnął się półgębkiem.
-
Maksymilian to mój bardzo dobry kolega. Kiedy przyjeżdżał na koncerty, służyłem
mu trochę za starszego brata, bo z Billem i Tomem kłócił się na okrągło.
Po tych
słowach popatrzył na Sam, która odwróciła wzrok, uśmiechając się lekko.
Perkusista doszedł do wniosku, że szybko znalazłaby wspólny temat z
Maksymilianem.
-
Rozpieszczony bachor – burknął Tom, poprawiając czapkę. – Wiecznie nadąsany,
puszył się jak paw i zachowywał jak książę. Trzeba go było trochę
przytemperować.
- Tylko on
się nie dał – dodał Georg. – Musisz przyznać, że jego też ciężko było
przegadać. W pojedynkę to chyba nie dalibyście mu rady.
Bill
prychnął.
- Oczywiście,
że dałbym. Tylko nigdy nie chciałem uderzać w czuły punkt, bo gotów był
polecieć na skargę do Davida, czym wiecznie się odgrażał, kiedy nie miał już co
powiedzieć.
Rozmawiali
jeszcze przez chwilę, a potem do pokoju wszedł ochroniarz, zapraszając chłopaków
na koncert.
Po zemście
Killing Pleasure i po części również po przemowie Davida, atmosfera cudownie
się oczyściła. Jakby wyrównali rachunki i zaczynali wszystko od nowa. Może z
wyjątkiem Sam i Billa, bo ich stosunek do siebie nie zmienił się nawet o jotę.
Jednak wydawało się, że chłopcy z Tokio Hotel nie chowają urazy za zemstę, a
ostateczne złożenie broni przypieczętowała wieczorna rozmowa w autobusie.
- Noo, Sam
ma problem z panowaniem nad emocjami – zaśmiał się Matthias, leżąc na swoim
łóżku i podrzucając przed sobą żółtą piłeczkę do tenisa.
Ruda, która
siedziała po turecku w swojej wnęce, oderwała na chwilę oczy od gameboy’a i
pokazała język przyjacielowi. Ten zachichotał jeszcze głośniej.
- Ale jak
to, nie panuje? – zapytał Gustav, wychylając się do przodu i patrząc w stronę
Matthiasa. – Potrafi przywalić?
Wszyscy się
zaśmiali, a Sam wzruszyła ramionami, wciąż mając nos w grze.
- Nie
widziałeś dzisiaj jej reakcji? Człowieku, gdyby nie my od razu przywaliłaby
Billowi. Zresztą, nie pierwszy raz – zarechotał Georg.
- A tobie
upiekło się tylko dlatego, że byłeś trochę dalej – dodał Adrien, który stał
oparty o ścianę autobusu, odbijając przed sobą piłeczkę pingpongową,
przyczepioną na sznurku do paletki.
Tom zaśmiał
się głośno, rzucając joystick na łóżko.
- Mam
nadzieję, że jeszcze kiedyś to zobaczę – powiedział, szturchając basistę w
nogę. – I nigdy nie wybaczę sobie, że nie widziałem ataku na mojego brata!
Bill
dźwignął się na łokciach na pościeli i skrzywił się.
- Nie było
w tym nic ciekawego – burknął. – Ot, małe nieporozumienie. Nie rozumiem, po co
to roztrząsać?
Frodo,
siedzący na pierwszym schodku z książką w ręku, spojrzał na niego jak na
wariata. Matthias i Adrien popatrzyli po sobie i równocześnie wybuchli
śmiechem. Gustav walnął się otwartą dłonią w czoło.
- Twoim
zdaniem to ‘drobne nieporozumienie’ złamałoby ci nos i przyprawiło o kilka
siniaków, bądź innych uszkodzeń? – zapytał Frodo, zamykając lekturę, jednak
palcem przytrzymując stronę, na której skończył czytać. – Ile ty masz lat, że
nie potrafisz przyznać się do błędu?
- Pewnie
coś koło trzech! – krzyknęła Sam, a Tom pokręcił głową.
- Nie
przeceniaj go tak. Toż to czasem niespełna dwuletni borciuch.
Wszyscy
zaczęli się śmiać, nawet Billowi wyrwał się mały uśmiech.
- Ha ha ha
– zaintonował niskim głosem, siadając na łóżku i spuszczając nogi na podłogę. –
Może tak nie cwaniakuj, i nie przyłączaj się do tego zbiorowego linczu, drogi
bracie, bo za chwilę role mogą się odwrócić, kiedy opowiem o twojej przygodzie
z psem.
Podniosły
się głosy, zachęcające Billa do kontynuowania, a Tom pobladł i rzuci się na
niego, zakrywając mu usta.
Ani mi się waż! – krzyknął, kotłując się na
łóżku z bratem i gorączkowo go kneblując.
Sam rzuciła
gameboy’a na pościel i pobiegła odciągać Toma. Wskoczyła mu na plecy i
próbowała oderwać go od Billa, który śmiał się tak mocno, że aż popłynęły mu
łzy z oczu. Tom nie dawał za wygraną, a obecność Rudej na plecach jakby wcale
mu nie przeszkadzała.
- Pośliń mu
rękę – poradziła Sam znad ramienia gitarzysty. – Z Adrienem to zawsze działa.
Reszta
wybuchła śmiechem, a Tom po chwili cofnął dłoń, krzywiąc się z obrzydzeniem i
wycierając jej wewnętrzną stronę o spodnie. Po piętrze rozniósł się śmiech
Czarnego, a Ruda natarła na drugiego bliźniaka i razem łupnęli o podłogę.
- Mów
teraz! – krzyknęła, sama zakrywając usta Tomowi; po chwili uśmiechnęła się. –
Na mnie to nie działa, ziomuś.
Bill
zaczerpnął powietrza, otarł łzy z policzków i zaczął mówić.
- Jak
mieliśmy po pięć lat to lubiliśmy drażnić psa jednego sąsiada. Takiego małego
jamnika, fajnie się wkurzał. Tom kozaczył najbardziej, ale któregoś dnia nie
zauważyliśmy, że furtka jest uchylona. Po prostu tamtędy przechodziliśmy, a ten
pies chyba nas pamiętał, bo wyskoczył na chodnik. Ja zacząłem uciekać, a Toma
wmurowało. Krzyczałem za nim, ale ten nic, a pies biegł na niego. I Tom… Tom…
Hahahahaha – Bill położył się na łóżku i złapał za brzuch, próbując zaczerpnąć
powietrza przez śmiech.
- No, co
Tom? – dopytywał się Matthias, sam rechocząc na sam widok Czarnego.
- Tom…
Haha… Tom… Polał się w gacie…!
Cały
autobus zatrząsł się od nagłego wybuchu śmiechu. Sam upadła na podłogę, a
Gustav chciał szybko się podnieść i uderzył czołem w sufit nad łóżkiem. Wszyscy
zaczęli śmiać się jeszcze głośniej.
- Kiedy to
zobaczyłem, stanąłem i zacząłem wyć ze śmiechu – Bill przekrzykiwał ich, sam
wciąż chichocząc. – Pies go minął, bo wolał mnie gonić, a w efekcie tylko
trochę poszarpał mi nogawkę i sobie poszedł. Taka mała zemsta. Mama chyba się
domyśliła, co się stało, mimo opowieści o wylanym soku jabłkowym.
Georg
turlał się po swoim łóżku, a na ostatnie zdanie Czarnego prawie się zakrztusił.
- Żeby
kolorem pasowało! Ej, stary, tego jeszcze nie słyszałem!
Za chwilę
zbiorowy śmiech powoli ucichł, a każdy ocierał łzy, zebrane w kącikach oczu. To
była ich pierwsza, taka kompletnie luźna rozmowa i poczuli, jakby znali się
kilka dobrych lat. Sam ponownie usiadła na brzuchu Toma, a ten stęknął
teatralnie.
- Kobieto,
ile ty ważysz… - zażartował, dając jej sójkę w bok.
- Daj
spokój, brzuszek masz twardy jak kamień! – odparła, dźgając go lekko pod
żebrami.
Tom
poruszył brwiami i uśmiechnął się cwaniacko.
- Ale z
tego, co tu mówią twoje ciosy mogą kruszyć skały, więc bujaj się.
I zwalił ją
na podłogę.