Bill obracał w szczupłych palcach swój telefon i w
zamyśleniu marszczył czoło. Dopiero co skończył rozmawiać z dziennikarką, która,
swoją drogą, kompletnie nie spodziewała się jego telefonu. Bo on tylko w
awaryjnych wypadkach do nich dzwoni, a ten zdecydowanie do takich należał.
Odłożył aparat na stolik, wstał z fotela i z rękami w kieszeniach podszedł do
okna. Dzięki tabletkom na kaca mógł trzeźwo myśleć, bez uczucia, że jego głowa
waży tonę. Niestety, przy okazji o wiele wyraźniej migały mu urywki sytuacji z
poprzedniego wieczoru, a dokładnie wiedział, do czego miały doprowadzić.
Niemniej jednak teraz nie miał czasu ani ochoty tego rozpamiętywać, żałować czy
też nie tego, co notabene mogło nastąpić. Ta głupia dziennikarka wypaplała mu
wszystko, nawet nie musiał mówić ceny – wyśpiewała cały wywiad Killing Pleasure
za darmo. Jakaś wyjątkowo naiwna gęś, ale to tym lepiej – powoli przemyśli
sprawę i dojdzie do wniosku, że zrobiła głupotę i nie puści pary z ust.
Mały
uśmiech przemknął mu przez twarz. Dali plamę, czyli to, czego on dokładnie
potrzebował. Szkoda tylko, że przezorny Jost chciał to sprawdzić. A tak,
poszłoby to do druku dokładnie tak, jak by napisała to ta kobieta i byłoby po
zawodach. Jednak on jest cierpliwy i powoli zrealizuje swój plan, co do tego
nie miał wątpliwości.
Spojrzał na
zegarek na ręku i westchnął zadowolony. Jeszcze przelotnie spoglądając przez
okno odwrócił się i podszedł do otwartej walizki. Z jej wewnętrznej kieszeni
wyjął małe białe podłużne pudełko, otworzył je i wyciągnął tabletki. Na
szczęście uchowało się choć jedno po ostatniej nieoczekiwanej kontroli Toma.
Wycisnął jedną kapsułkę na dłoń z ochronnego plastiku i odchylając głowę do
tyłu połknął ją. Zamknął oczy, przez chwilę wstrzymując oddech, a zaraz potem
wypuścił powietrze nosem.
*
- Możecie mi łaskawie wyjaśnić, skąd ta pijawka
wytrzasnęła te głupoty?
Głos Davida
ociekał zimną furią, a oczy płonęły ogniem. Z zewnątrz wyglądał na zupełnie
spokojnego, jednak w rzeczywistości cały gotował się w środku, a z czasem
oznaki jego kompletnego wyprowadzenia z równowagi uwidaczniały się coraz
bardziej.
Sam,
Matthias, Adrien i Frodo stali równo, ramię w ramię w pokoju Josta, powoli
zaczynając rozumieć, w jakiej ważnej sprawie wezwał ich do siebie o 9 rano po
wczorajszej imprezie. Jednakowoż powracająca świadomość wpadki, jaką zaliczyli
podczas wywiadu koszmarnie łączyła się z potwornym bólem głowy i pustynią w
ustach, które odczuwało każde z nich. No, w każdym razie rodzeństwo Fischer.
- Nie
rozumiem – kontynuował David, mierząc wzrokiem każde z nich. – Czy zanim was
wpuściłem na ten wywiad nie mówiłem, czego powinniście unikać? Czego nie mówić?
O czym pamiętać? A może akurat na tamten moment dopadła mnie jakaś wada wymowy,
że to do was nie dotarło?! – kiedy nie napotkał spojrzenia żadnego z nich
wypuścił nagromadzone w płucach powietrze nosem i odchrząknął znacząco,
zakładając ramiona na piersi. – Czekam na wyjaśnienia.
Zapadła
cisza. Sam lekko kołysała się na nogach, dzielnie walcząc ze snem, Adrien mruży
oczy, jakby do pokoju wpadało wyjątkowo rażące światło, Matthias wpatrywał się
tępo w swoje trampki, a Frodo popatrzył po przyjaciołach i ciężko westchnął.
Znowu musi im tyłki ratować, standardowo.
- To
nieporozumienie – powiedział powoli, odważnie patrząc Davidowi w iście
diabelskie oczy. – Przecież sam doskonale wiesz, że jedno nasze słowo to ich
trzy. Może faktycznie któremuś z nas coś się wymsknęło, ale na pewno nikt nie
powiedział tego specjalnie. Nie jesteśmy niewdzięcznymi bydlakami, którzy tylko
czekają na okazję, żeby zniszczyć was od środka. To był nasz pierwszy wywiad,
pierwsza wpadka, ale takie jest życie. Każdy popełnia błędy, prawda?
Obiecujemy, że od teraz będziemy się bardziej pilnować.
Przez cały
czas kiedy mówił patrzył się Jostowi prosto w oczy i nawet się nie zająknął. Na
koniec cała czwórka pokiwała głowami, oprócz Adriena, który tylko skinął.
Jakikolwiek gwałtowny ruch głową powodował falę otępiającego bólu w skroniach,
więc starał się ograniczyć.
Choć jego
wyraz twarzy nie zmienił się nawet o jotę, to jednak David zaczął oddychać
spokojniej. Przemówienie Frodo musiało utrafi dokładnie w to, co chciał od nich
usłyszeć, bo po chwili westchnął i opuścił ramiona.
- Dobrze,
że wziąłem to do sprawdzenia… - mruknął, odwracając się do nich tyłem. – No
dobra, możecie odejść. Tym razem wam się upiecze, ale żeby mi to było ostatni
raz!
Pogroził im
palcem, podchodząc do drzwi i otwierając je. Opuścili pokój, a Sam, idąca na
końcu powiedziała na odchodne:
-
Przepraszamy.
Już miała
wyjść kiedy menadżer wydał z siebie dziwny charkot i złapał ją za ramię.
Odwrócił ją przodem do siebie, a jego oczy urosły do rozmiarów wielkości spodka
do filiżanki.
- Co z
twoim głosem? – zapytał szybko.
Głos Sam
był dziwnie zniekształcony, lekko charczący i wyjątkowo odstręczający. David
przestraszył się nie na żarty.
- Co ci
jest? Jesteś chora? Napiłaś się czegoś? Przewiało cię? – zbombardował ją
pytaniami, a potem przybliżył głowę do jej i pociągnął nosem. – Piłaś coś?
- Wczoraj
mieliśmy małą imprezę… - wycharczała Sam, patrząc na chłopaków, którzy się
zatrzymali.
David
odetchnął i trochę mu ulżyło, jednak po chwili jakby jego obawy powróciły i
spojrzał na Adriena.
- To jej
przejdzie? Kiedy wróci jej głos?
- No…
Niedługo – stęknął, lekko się krzywiąc. – Znaczy… W zależności od tego, ile
wypije tak długo potrafi jej się to utrzymywać. Ostatnim razem przeszło jej po
kilku godzinach, ale raz trzymało się dwa dni.
David
momentalnie pobladł. Matthias to zauważył i od razu pospieszył z wyjaśnieniami.
- Ale wtedy
to się nie liczy, bo napoili ją jakąś brandy, która paliła gardło. Po tych
trzech piwach powinno jej przejść do wieczora, góra do jutra…
Jost trochę
się uspokoił i puścił jej ramię, a Sam zaczęła je lekko masować.
- Na trasie
masz zakaz picia alkoholu. – powiedział stanowczo, a ona jęknęła. – I ani
słowa! Skoro tak reagują twoje struny głosowe nie ma dyskusji nawet. A swoją
drogą to ty jesteś nieletnia… Jako twój tymczasowy prawny opiekun mam prawo ci
tego zabronić i właśnie to robię. – Kiedy tupnęła nogą i zrobiła obrażoną minę
dodał głośniej: - Bez żadnych sztuczek, bo i tak będę wiedział.
Obdarzył ją
surowym spojrzeniem i odszedł.
Kiedy cała
czwórka wyszła na korytarz Matthias, rechocząc, objął Sam ramieniem.
- Nasz mały
alkoholik musi pójść na odwyk – rzekł współczującym tonem. – Ale nie martw się,
będziemy cię wspierać w tej ciężkiej walce z nałogiem!
Zaśmiał
się, a zaraz uciekał korytarzem przed nacierającą Sam. Nie umknął zbyt daleko,
bo w biegach na Rudą nie było równych i
już po chwili próbował uwolnić się od niej, uczepionej mu na szyi i
boleśnie wykręcającej ucho.
Cała
czwórka powoli utwierdzała się w przekonaniu, że ich dni wolne mijają nie
wiadomo kiedy. Ich błyskotliwą tezę potwierdził Gustav, kiedy wieczorem
wchodzili do tourbusa. Akurat Matthias i Adrien głośno narzekali, kiedy do
rozmowy włączył się perkusista Tokio Hotel.
- Kiedy na
trasie trafia się dzień wolny chłopaki śpią do oporu – rzekł, stając obok nich
przy wejściu do autobusu. – Po prostu odsypiają. Mnie nie potrzebna jest aż tak
duża dawka snu, ale i tak ten dzień zlatuje nie wiadomo, na czym. Są na to
niezbite dowody i z tym się nie wygra.
Za jego
plecami Sam wskoczyła do autobusu i od razu skierowała się na swoje ulubione
miejsce przy oknie. Jednak było już zajęte.
-
Przepraszam. – powiedziała wymownie, stając nad Billem.
Ten, nawet
nie podnosząc na nią wzroku, nadal pił kawę w ciemnych okularach.
- Och, już
dobrze, nie ma za co – odpowiedział zdawkowo Czarny.
Sam zrobiła
głupią minę i równie głupio zapytała:
- Słucham?
- Już tak
nie przepraszaj za zakłócenie mojej prywatnej strefy. Odejdziesz dalej to
powietrze trochę się oczyści.
Ruda
prychnęła, co mogło przywieść na myśl rozjuszoną kotkę i obdarzyła go tak pogardliwym spojrzeniem, na jakie ją było
w tym momencie stać.
- Nie
przepraszam cię w tym sensie, panie „Pozamiataj Moją Głową” – warknęła,
przybierając bojowniczą pozę i zakładając ręce na piersi. – Siedzisz na moim
ulubionym miejscu i gdybyś miał odrobinę taktu i inteligencji to byś mi
ustąpił.
Tym razem
to Bill prychnął, odstawiając kubek na stolik i w końcu zaszczycając ją
spojrzeniem.
- Po
pierwsze, to jest MOJE ulubione miejsce, nie twoje. A po drugie, kto jak kto,
ale ty mnie taktu nie będziesz uczyć, szczylówo.
Spojrzał jeszcze
na nią lekceważąco i powrócił do picia kawy. W niej zebrała się taka złość, że
jeszcze chwila, a rzuciłaby się na niego z pięściami. Jednak opanowała się z
trudem, wiedząc, że nie warto sobie rąk brudzić. Usiadła na kanapie przy
wejściu, wyciągając na niej nogi i wyciągnęła komiks o kapitanie Jowiszu.
- Tylko nie
myśl przypadkiem, że wygrałeś – rzuciła znad gazety, posyłając Czarnemu groźne
spojrzenie. – Po prostu jestem mądrzejsza i ustępuję głupszym.
Bill
zaśmiał się szyderczo.
- Tłumacz
to sobie jak chcesz.
Ona
wzruszyła ramionami i wróciła do lektury. Lecz po jakimś czasie przestała
dostrzegać obrazki i jej myśli wróciły do poprzedniego wieczoru. Nie pamiętała
wiele, jednak teraz coraz wyraźniej wracały do niej obrazy tego, co się działo.
Miała nadzieję, że obejmujący ją Bill był tylko tworem jej wyobraźni. Zerknęła
na niego. Ciekawe, czy coś pamięta… Nawet jeżeli tak to się nie przyzna, a ona
– przecież nie będzie go nic pytać! To byłby kretynizm do potęgi entej. Nie,
nawet jeżeli to wydarzyło się naprawdę to nie ma co tego rozpamiętywać –
ostatecznie nic wielkiego się nie stało. Frodo na pewno jej przypilnował.
Frodo…
Zaskoczona
poczuła, że pieką ją oczy i ma coś wielkiego w gardle. Od wczoraj nie mogła mu
spojrzeć w oczy, wyraźnie w pamięci mając to, do czego chciała doprowadzić. Tu
też będzie udawać, że nic nie pamięta.
Podróż do
kolejnego na trasie niemieckiego miasta upłynęła im dosyć spokojnie. Bill
ulotnił się do łóżka stosunkowo wcześnie, a oni do późna urządzali sobie
wyścigi na Play Station 3. Od rana soundcheck, oglądanie hali, a wieczorem
koncert. Tylko i tym razem Killing Pleasure zabrakło prądu, znowu nic im nie
działało. Sam powoli zaczęła się wszystkiego domyślać, jednak Adrien, Matthias
i Frodo wciąż jej nie wierzyli.
- Przestań –
powiedział Adrien. – Dobrze wiem, o co ci chodzi. Nawet nie chcę tego słuchać.
- Ale
Adrien! – zaprotestowała. – Tylko zobaczymy, jeżeli nie to w końcu dam z tym
spokój. Obiecuję!
Dla
świętego spokoju się zgodził, jednak sam zauważył, że czas do następnego
koncertu upłynął w dziwnej ciszy ze strony chłopaków z TH. Postanowił nie
dopatrywać się w tym niczego złego, chociaż miał wrażenie, że każdy z nich
dziwnie się uśmiecha.
Przed
następnym koncertem cała czwórka schowała się za wzmacniaczem, skąd mieli doskonały
widok na wtyczki od zasilacza. Adrien ciągle mruczał, że to bez sensu, jednak
Sam się nie poddawała. Reszta milczała jak zaklęci, uparcie próbując wzrokiem
przebić dokuczliwy mrok dookoła.
- W 99%
przypadków sprawca wraca na miejsce zbrodni – szeptała Ruda, a kiedy z
ciemności przed nimi wyłoniły się dwie postaci dodała: - Ha! Mówiłam?
Pierwsza
wyskoczyła zza wzmacniacza w momencie, kiedy Bill już sięgał po pierwszy
przełącznik, kompletnie nieświadomy ich obecności.
- Mam was!
– krzyknęła, a Czarny, przestraszony cofnął się o krok; Sam założyła ręce na
biodrach i przeniosła ciężar ciała na jedną nogę. – A co wy tu robicie,
ptaszki?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz