21 listopada 2012

18


                Bill obracał w szczupłych palcach swój telefon i w zamyśleniu marszczył czoło. Dopiero co skończył rozmawiać z dziennikarką, która, swoją drogą, kompletnie nie spodziewała się jego telefonu. Bo on tylko w awaryjnych wypadkach do nich dzwoni, a ten zdecydowanie do takich należał. Odłożył aparat na stolik, wstał z fotela i z rękami w kieszeniach podszedł do okna. Dzięki tabletkom na kaca mógł trzeźwo myśleć, bez uczucia, że jego głowa waży tonę. Niestety, przy okazji o wiele wyraźniej migały mu urywki sytuacji z poprzedniego wieczoru, a dokładnie wiedział, do czego miały doprowadzić. Niemniej jednak teraz nie miał czasu ani ochoty tego rozpamiętywać, żałować czy też nie tego, co notabene mogło nastąpić. Ta głupia dziennikarka wypaplała mu wszystko, nawet nie musiał mówić ceny – wyśpiewała cały wywiad Killing Pleasure za darmo. Jakaś wyjątkowo naiwna gęś, ale to tym lepiej – powoli przemyśli sprawę i dojdzie do wniosku, że zrobiła głupotę i nie puści pary z ust.
Mały uśmiech przemknął mu przez twarz. Dali plamę, czyli to, czego on dokładnie potrzebował. Szkoda tylko, że przezorny Jost chciał to sprawdzić. A tak, poszłoby to do druku dokładnie tak, jak by napisała to ta kobieta i byłoby po zawodach. Jednak on jest cierpliwy i powoli zrealizuje swój plan, co do tego nie miał wątpliwości.
Spojrzał na zegarek na ręku i westchnął zadowolony. Jeszcze przelotnie spoglądając przez okno odwrócił się i podszedł do otwartej walizki. Z jej wewnętrznej kieszeni wyjął małe białe podłużne pudełko, otworzył je i wyciągnął tabletki. Na szczęście uchowało się choć jedno po ostatniej nieoczekiwanej kontroli Toma. Wycisnął jedną kapsułkę na dłoń z ochronnego plastiku i odchylając głowę do tyłu połknął ją. Zamknął oczy, przez chwilę wstrzymując oddech, a zaraz potem wypuścił powietrze nosem.
*
-  Możecie mi łaskawie wyjaśnić, skąd ta pijawka wytrzasnęła te głupoty?
Głos Davida ociekał zimną furią, a oczy płonęły ogniem. Z zewnątrz wyglądał na zupełnie spokojnego, jednak w rzeczywistości cały gotował się w środku, a z czasem oznaki jego kompletnego wyprowadzenia z równowagi uwidaczniały się coraz bardziej.
Sam, Matthias, Adrien i Frodo stali równo, ramię w ramię w pokoju Josta, powoli zaczynając rozumieć, w jakiej ważnej sprawie wezwał ich do siebie o 9 rano po wczorajszej imprezie. Jednakowoż powracająca świadomość wpadki, jaką zaliczyli podczas wywiadu koszmarnie łączyła się z potwornym bólem głowy i pustynią w ustach, które odczuwało każde z nich. No, w każdym razie rodzeństwo Fischer.
- Nie rozumiem – kontynuował David, mierząc wzrokiem każde z nich. – Czy zanim was wpuściłem na ten wywiad nie mówiłem, czego powinniście unikać? Czego nie mówić? O czym pamiętać? A może akurat na tamten moment dopadła mnie jakaś wada wymowy, że to do was nie dotarło?! – kiedy nie napotkał spojrzenia żadnego z nich wypuścił nagromadzone w płucach powietrze nosem i odchrząknął znacząco, zakładając ramiona na piersi. – Czekam na wyjaśnienia.
Zapadła cisza. Sam lekko kołysała się na nogach, dzielnie walcząc ze snem, Adrien mruży oczy, jakby do pokoju wpadało wyjątkowo rażące światło, Matthias wpatrywał się tępo w swoje trampki, a Frodo popatrzył po przyjaciołach i ciężko westchnął. Znowu musi im tyłki ratować, standardowo.
- To nieporozumienie – powiedział powoli, odważnie patrząc Davidowi w iście diabelskie oczy. – Przecież sam doskonale wiesz, że jedno nasze słowo to ich trzy. Może faktycznie któremuś z nas coś się wymsknęło, ale na pewno nikt nie powiedział tego specjalnie. Nie jesteśmy niewdzięcznymi bydlakami, którzy tylko czekają na okazję, żeby zniszczyć was od środka. To był nasz pierwszy wywiad, pierwsza wpadka, ale takie jest życie. Każdy popełnia błędy, prawda? Obiecujemy, że od teraz będziemy się bardziej pilnować.
Przez cały czas kiedy mówił patrzył się Jostowi prosto w oczy i nawet się nie zająknął. Na koniec cała czwórka pokiwała głowami, oprócz Adriena, który tylko skinął. Jakikolwiek gwałtowny ruch głową powodował falę otępiającego bólu w skroniach, więc starał się ograniczyć.
Choć jego wyraz twarzy nie zmienił się nawet o jotę, to jednak David zaczął oddychać spokojniej. Przemówienie Frodo musiało utrafi dokładnie w to, co chciał od nich usłyszeć, bo po chwili westchnął i opuścił ramiona.
- Dobrze, że wziąłem to do sprawdzenia… - mruknął, odwracając się do nich tyłem. – No dobra, możecie odejść. Tym razem wam się upiecze, ale żeby mi to było ostatni raz!
Pogroził im palcem, podchodząc do drzwi i otwierając je. Opuścili pokój, a Sam, idąca na końcu powiedziała na odchodne:
- Przepraszamy.
Już miała wyjść kiedy menadżer wydał z siebie dziwny charkot i złapał ją za ramię. Odwrócił ją przodem do siebie, a jego oczy urosły do rozmiarów wielkości spodka do filiżanki.
- Co z twoim głosem? – zapytał szybko.
Głos Sam był dziwnie zniekształcony, lekko charczący i wyjątkowo odstręczający. David przestraszył się nie na żarty.
- Co ci jest? Jesteś chora? Napiłaś się czegoś? Przewiało cię? – zbombardował ją pytaniami, a potem przybliżył głowę do jej i pociągnął nosem. – Piłaś coś?
- Wczoraj mieliśmy małą imprezę… - wycharczała Sam, patrząc na chłopaków, którzy się zatrzymali.
David odetchnął i trochę mu ulżyło, jednak po chwili jakby jego obawy powróciły i spojrzał na Adriena.
- To jej przejdzie? Kiedy wróci jej głos?
- No… Niedługo – stęknął, lekko się krzywiąc. – Znaczy… W zależności od tego, ile wypije tak długo potrafi jej się to utrzymywać. Ostatnim razem przeszło jej po kilku godzinach, ale raz trzymało się dwa dni.
David momentalnie pobladł. Matthias to zauważył i od razu pospieszył z wyjaśnieniami.
- Ale wtedy to się nie liczy, bo napoili ją jakąś brandy, która paliła gardło. Po tych trzech piwach powinno jej przejść do wieczora, góra do jutra…
Jost trochę się uspokoił i puścił jej ramię, a Sam zaczęła je lekko masować.
- Na trasie masz zakaz picia alkoholu. – powiedział stanowczo, a ona jęknęła. – I ani słowa! Skoro tak reagują twoje struny głosowe nie ma dyskusji nawet. A swoją drogą to ty jesteś nieletnia… Jako twój tymczasowy prawny opiekun mam prawo ci tego zabronić i właśnie to robię. – Kiedy tupnęła nogą i zrobiła obrażoną minę dodał głośniej: - Bez żadnych sztuczek, bo i tak będę wiedział.
Obdarzył ją surowym spojrzeniem i odszedł.
Kiedy cała czwórka wyszła na korytarz Matthias, rechocząc, objął Sam ramieniem.
- Nasz mały alkoholik musi pójść na odwyk – rzekł współczującym tonem. – Ale nie martw się, będziemy cię wspierać w tej ciężkiej walce z nałogiem!
Zaśmiał się, a zaraz uciekał korytarzem przed nacierającą Sam. Nie umknął zbyt daleko, bo w biegach na Rudą nie było równych i  już po chwili próbował uwolnić się od niej, uczepionej mu na szyi i boleśnie wykręcającej ucho.
Cała czwórka powoli utwierdzała się w przekonaniu, że ich dni wolne mijają nie wiadomo kiedy. Ich błyskotliwą tezę potwierdził Gustav, kiedy wieczorem wchodzili do tourbusa. Akurat Matthias i Adrien głośno narzekali, kiedy do rozmowy włączył się perkusista Tokio Hotel.
- Kiedy na trasie trafia się dzień wolny chłopaki śpią do oporu – rzekł, stając obok nich przy wejściu do autobusu. – Po prostu odsypiają. Mnie nie potrzebna jest aż tak duża dawka snu, ale i tak ten dzień zlatuje nie wiadomo, na czym. Są na to niezbite dowody i z tym się nie wygra.
Za jego plecami Sam wskoczyła do autobusu i od razu skierowała się na swoje ulubione miejsce przy oknie. Jednak było już zajęte.
- Przepraszam. – powiedziała wymownie, stając nad Billem.
Ten, nawet nie podnosząc na nią wzroku, nadal pił kawę w ciemnych okularach.
- Och, już dobrze, nie ma za co – odpowiedział zdawkowo Czarny.
Sam zrobiła głupią minę i równie głupio zapytała:
- Słucham?
- Już tak nie przepraszaj za zakłócenie mojej prywatnej strefy. Odejdziesz dalej to powietrze trochę się oczyści.
Ruda prychnęła, co mogło przywieść na myśl rozjuszoną kotkę i obdarzyła go  tak pogardliwym spojrzeniem, na jakie ją było w tym momencie stać.
- Nie przepraszam cię w tym sensie, panie „Pozamiataj Moją Głową” – warknęła, przybierając bojowniczą pozę i zakładając ręce na piersi. – Siedzisz na moim ulubionym miejscu i gdybyś miał odrobinę taktu i inteligencji to byś mi ustąpił.
Tym razem to Bill prychnął, odstawiając kubek na stolik i w końcu zaszczycając ją spojrzeniem.
- Po pierwsze, to jest MOJE ulubione miejsce, nie twoje. A po drugie, kto jak kto, ale ty mnie taktu nie będziesz uczyć, szczylówo.
Spojrzał jeszcze na nią lekceważąco i powrócił do picia kawy. W niej zebrała się taka złość, że jeszcze chwila, a rzuciłaby się na niego z pięściami. Jednak opanowała się z trudem, wiedząc, że nie warto sobie rąk brudzić. Usiadła na kanapie przy wejściu, wyciągając na niej nogi i wyciągnęła komiks o kapitanie Jowiszu.
- Tylko nie myśl przypadkiem, że wygrałeś – rzuciła znad gazety, posyłając Czarnemu groźne spojrzenie. – Po prostu jestem mądrzejsza i ustępuję głupszym.
Bill zaśmiał się szyderczo.
- Tłumacz to sobie jak chcesz.
Ona wzruszyła ramionami i wróciła do lektury. Lecz po jakimś czasie przestała dostrzegać obrazki i jej myśli wróciły do poprzedniego wieczoru. Nie pamiętała wiele, jednak teraz coraz wyraźniej wracały do niej obrazy tego, co się działo. Miała nadzieję, że obejmujący ją Bill był tylko tworem jej wyobraźni. Zerknęła na niego. Ciekawe, czy coś pamięta… Nawet jeżeli tak to się nie przyzna, a ona – przecież nie będzie go nic pytać! To byłby kretynizm do potęgi entej. Nie, nawet jeżeli to wydarzyło się naprawdę to nie ma co tego rozpamiętywać – ostatecznie nic wielkiego się nie stało. Frodo na pewno jej przypilnował.
Frodo…
Zaskoczona poczuła, że pieką ją oczy i ma coś wielkiego w gardle. Od wczoraj nie mogła mu spojrzeć w oczy, wyraźnie w pamięci mając to, do czego chciała doprowadzić. Tu też będzie udawać, że nic nie pamięta.
Podróż do kolejnego na trasie niemieckiego miasta upłynęła im dosyć spokojnie. Bill ulotnił się do łóżka stosunkowo wcześnie, a oni do późna urządzali sobie wyścigi na Play Station 3. Od rana soundcheck, oglądanie hali, a wieczorem koncert. Tylko i tym razem Killing Pleasure zabrakło prądu, znowu nic im nie działało. Sam powoli zaczęła się wszystkiego domyślać, jednak Adrien, Matthias i Frodo wciąż jej nie wierzyli.
- Przestań – powiedział Adrien. – Dobrze wiem, o co ci chodzi. Nawet nie chcę tego słuchać.
- Ale Adrien! – zaprotestowała. – Tylko zobaczymy, jeżeli nie to w końcu dam z tym spokój. Obiecuję!
Dla świętego spokoju się zgodził, jednak sam zauważył, że czas do następnego koncertu upłynął w dziwnej ciszy ze strony chłopaków z TH. Postanowił nie dopatrywać się w tym niczego złego, chociaż miał wrażenie, że każdy z nich dziwnie się uśmiecha.
Przed następnym koncertem cała czwórka schowała się za wzmacniaczem, skąd mieli doskonały widok na wtyczki od zasilacza. Adrien ciągle mruczał, że to bez sensu, jednak Sam się nie poddawała. Reszta milczała jak zaklęci, uparcie próbując wzrokiem przebić dokuczliwy mrok dookoła.
- W 99% przypadków sprawca wraca na miejsce zbrodni – szeptała Ruda, a kiedy z ciemności przed nimi wyłoniły się dwie postaci dodała: - Ha! Mówiłam?
Pierwsza wyskoczyła zza wzmacniacza w momencie, kiedy Bill już sięgał po pierwszy przełącznik, kompletnie nieświadomy ich obecności.
- Mam was! – krzyknęła, a Czarny, przestraszony cofnął się o krok; Sam założyła ręce na biodrach i przeniosła ciężar ciała na jedną nogę. – A co wy tu robicie, ptaszki?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz