-
Nie powiedziałeś jej?!
-
Ciszej!
Adrien
rozejrzał się po lotnisku, sprawdzając gdzie jest jego siostra. Wciąż tkwiła w
kiosku z Georgiem, ekscytując się nowym numerem komiksu „Przygody Kapitana
Jowisza”. Wolał mieć ją na oku, mimo że Barney stał tuż obok. Kątem oka
zauważył, że Fabian spogląda w tamtą stronę i spiorunował go spojrzeniem.
Wcześniej nie darzył go zbytnią sympatią, głównie przez to, w jaki sposób
patrzył na Sam i przede wszystkim – że zastał go w jej pokoju. Jednak teraz
wszystko się zmieniło – teraz był jego wrogiem numer jeden, kimś kogo trzeba
wyeliminować.
Matthias
trącił go w ramię, przez co zorientował się, że wciąż wpatruje się w Fabiana.
-
Stary, weź wyluzuj – powiedział. – Ona ma prawie siedemnaście lat. Chyba ma
prawo umawiać się z kimś, prawda?
-
Co?
-
Mówię, żebyś trochę jej odpuścił. Gość nie jest wcale aż taki zły.
Adrien
rzucił mu spojrzenie pełne politowania.
-
Proszę cię – parsknął – nie dorasta jej do pięt.
- A
którykolwiek chłopak, który był nią zainteresowany przeszedł twoją selekcję? –
włączył się Frodo. – Nie, bo ty nikomu nie dajesz szansy. I widzisz tylko
kolesia, który dobiera się do TWOJEJ Sam. A ja widzę, że jest szczęśliwa, więc
odpuść choć trochę.
Adrien
stał nieruchomo, nie mogąc uwierzyć, że jego najlepsi przyjaciele tego nie
widzą! We wzroku Fabiana było coś niebezpiecznego, obsesyjnego wręcz, a on sam
był bardzo zaborczy w stosunku do Rudej. Jednak już się nie odezwał, bo
powiedzieliby, że przesadza. Oby tak było.
-
Nie lubię go, po prostu – mruknął w odpowiedzi. – Jest dziwny. A wczoraj kiedy
poszedłem powiedzieć Sam o tych listach to zgadnijcie, kto był w jej pokoju?
Fabian! – ostatnie prawie wrzasnął, na co znowu dostał od Matthiasa w ramię;
ściszył głos. – Myślałem, że mnie szlag trafi! Jak wszedłem to oboje leżeli na
łóżku. Więc co to może oznaczać? – zrobił stosowną pauzę, a Frodo uniósł wysoko
brwi. – W każdym razie zapomniałem o tych listach, bo zacząłem na nich
wrzeszczeć.
Matthias
i Frodo wymienili spojrzenia i pokręcili głowami.
-
Głupi jesteś – skwitował pierwszy i poklepał Adriena po ramieniu. – Ale jak to
dobrze, że masz nas.
Nie
dokończyli rozmowy, bo David zawołał ich do odprawy. Wylatywali z Tokio do
Sydney, gdzie dadzą dwa ostatnie koncerty przed rozpoczęciem trasy po Stanach
Zjednoczonych.
Chłopcy
z Tokio Hotel przeszli już odprawę i rozsiadali się już w fotelach. Gustav
założył masywne słuchawki i wpatrywał się przez okno w płytę lotniska, tonącego
w deszczu, a Georg właśnie wskoczył na swoje siedzenie, ściskając w ręku kilka
gazet.
-
Masz już swój egzemplarz Idealnej Gosposi? – zapytał Tom i razem z Billem się
zaśmiali.
Georg
również zarechotał.
-
Ach, to twoje poczucie humoru – westchnął. – Wciąż tak samo kiepskie.
Rozczulasz mnie tym swoim małym móżdżkiem. Trzymaj, Bill.
Podał
mu Vogue’a, odsłaniając okładkę Kapitana Jowisza. Tom parsknął.
- Ty
też się nie zmieniasz – odgryzł się. – Kapitan Jowisz znów wpadł w tarapaty?
Zaśmiał
się, jednak zaraz znieruchomiał, gdy Georg odsłonił okładkę trzeciej gazety,
komiks chowając do torby.
-
Czy to…
-
Eva Longoria – wszedł mu w słowo, z uśmiechem rozkładając nowy numer Playboya.
Tom
wyskoczył ze swojego fotela i stanął za jego, mocno wyciągając szyję. Basista
zamknął magazyn.
-
Mówiłeś coś o Idealnej Gosposi?
-
Stary, daj popatrzeć… Przyjacielu najdroższy…
Bill
pokręcił głową, przerzucając strony w swoim czasopiśmie. Podniósł na chwilę
wzrok i zobaczył, że Sam wchodzi na pokład. Włosy miała napuszone, powykręcane
i zupełnie mokrą kurtkę, którą zaraz zabrała od niej stewardessa. Dziewczyna
rozejrzała się po kabinie, mrucząc coś pod nosem i ich spojrzenia się spotkały
na urywek sekundy. Bill natychmiast odwrócił wzrok.
- To
chyba jakiś żart – usłyszał po chwili nad sobą. – David!
Jost
właśnie wchodził do samolotu, kiedy dopadła go Sam.
- To
jakaś zemsta? Czemu posadziłeś mnie obok NIEGO?! – krzyknęła, palcem wskazując
na Czarnego.
David
wzruszył tylko ramionami.
- To
był przypadek – odparł zdawkowo, wymijając ją. – Przestań wszędzie wietrzyć
podstęp, świat nie kręci się tylko wokół ciebie. I siadaj już na miejscu, nie
zaczynaj robić przedstawienia.
Dziewczyna
cała się najeżyła.
- Po
pierwsze i najważniejsze, nie będziesz…
-
SAM. Siadaj – powiedział Adrien, gromiąc ją spojrzeniem. Wciąż był na nią zły i
miał tę przewagę, że w takich sytuacjach zawsze się słuchała.
Jednak
tym razem pokazała mu język i już chciała coś odparować, kiedy Fabian odciągnął
ją na bok, za kotarę dzielącą kabinę z przejściem służbowym. Obrócił ją przodem
do siebie i złapał za ramiona.
- Ja
siedzę obok Adriena, więc nie wkurzaj go bardziej, dobrze? – szepnął, patrząc
jej w oczy.
Wydęła
usta, ale pokiwała głową.
- To
wszystko musiał ukartować David.
-
Bardziej twój brat – kiedy spojrzała na niego zdziwiona, pokiwał głową – Podpuścił
Josta, żeby nas rozsadził, a on już z czystej złośliwości posadził nas tam,
gdzie posadził. Do tego nie trzeba być super inteligentnym, żeby się domyślić.
Wyjrzał
na korytarz, zobaczyć czy nikt nie Idzi i przyciągnął ją do siebie. Nawet przez
chwilę się nie zawahał i pocałował ją tak, że straciła oddech. Potem cmoknął ją
w nos i w czoło.
- To
na wypadek, gdyby Adrien zabił mnie we śnie.
- We
śnie?
-
Boję się latać – wyznał, robiąc kwaśną minę. – Dlatego biorę leki na sen i
przesypiam całe loty.
Sam
kiwnęła głową, wspięła się na palce i tym razem to ona pocałowała jego.
Bill,
słysząc to ostentacyjne mlaskanie zza zasłony myślał, że nie zdoła wysiedzieć.
Mogliby być trochę ciszej, nie wszyscy są fanami pary Sabian. Pogrążony w tych
myślach drgnął, kiedy Tom opadł na swoje siedzenie z wyrazem tryumfu na twarzy.
W dłoniach ściskał Playboya.
-
Chcesz popatrzeć?
- Na
Evę zawsze.
Jednak
nie mógł się skupić, gdy Sam usiadła obok. Jego brat po kolei zachwycał się
każdą częścią ciała aktorki, ale Bill odczuwał obecność Rudej obok siebie tak
mocno, że mąciła mu myśli. Wydawało mu się, że specjalnie, z premedytacją nuci
pod nosem i wyjątkowo głośno przerzuca rzeczy w swoim plecaku. W końcu nie
wytrzymał.
-
Czy mogłabyś trochę ciszej… żyć?
-
Słucham?
Zrobiła
głupią minę, co jeszcze bardziej go zdenerwowało. Zanim jej nie poznał nie
potrafił sobie wyobrazić osoby, która tak łatwo wyprowadzałaby go z równowagi,
co czasem czynił jego brat. Musiał jednak zweryfikować tę myśl i to poważnie,
bo często odnosił wrażenie, że na sam jej widok skacze mu ciśnienie.
-
Przestań się tak głośno zachowywać, robisz hałas jak dziesięć rozwrzeszczanych
bachorów, a nawet nie otworzyłaś ust! Może z łasko swojej uszanujesz obecność
osoby, która ceni sobie święty spokój?
- I
to niby jesteś ty, Szczoto? – oburzyła się. – Sam wszczynasz awanturę z byle
powodu! To się nazywa hipokryzja, jakbyś nie wiedział!
-
Jeszcze raz nazwiesz mnie Szczotą, a przysięgam na wszystko, połamię ci każdy
palec z osobna w wyjątkowo bolesny sposób!
-
Spróbuj szczęścia! – wrzasnęła na całą kabinę Sam, odpinając pasy, które
dopiero co zapięła. – Za prosty masz nos? Nastawić ci go?!
-
Zadowolony jesteś z siebie? – mruknął Frodo do Davida, który wyglądał jakby
miał się za chwilę rozpłakać.
Sam
i Bill wrzeszczeli na siebie, a przestraszona stewardessa, nie mogąc ich
uciszyć, wybiegła z kabiny i po chwili wróciła w towarzystwie pilota. Oni nawet
nie zwrócili na to uwagi, niebezpiecznie zbliżając się do siebie i zasypując
lawiną coraz to nowych wyzwisk i pogróżek. Pilot, postawny mężczyzna z
kwadratową szczęką i surowymi błękitnymi oczami złapał oboje za ramiona i
postawił przed sobą.
- Co
pan sobie wyobraża?! – krzyknął natychmiast Bill, wyrywając się z uścisku. –
Wie pan, kim ja jestem?!
-
Tak, psią kupą! – wrzasnęła Ruda, nawet na niego nie patrząc.
Pilot
spiorunował oboje wzrokiem.
-
Słychać was aż u mnie w kabinie – powiedział cichym, zimnym głosem. – Jeżeli
się odpowiednio nie uspokoję i skupię, mogę popełnić jakiś błąd. A wiecie, co
by to oznaczało, prawda? Katastrofę i to w bardzo dosłownie. Także UPRZEJMIE
proszę o zachowanie spokoju, bo w przeciwnym razie wyproszę was z samolotu,
jasne?
Bill
nabrał głośno powietrza, walcząc z oburzeniem, jednak nic nie odpowiedział.
Natomiast Sam, będąca w szoku na widok samego pilota, kiwnęła głową, a po
chwili wyrwało jej się:
- A
będę mogła potem zobaczyć pana kabinę?
Pilot
nic nie odpowiedział, tylko odwrócił się i odszedł ciężkim krokiem, a
stewardessa podreptała za nim. Bill i Sam usiedli na swoich miejscach, a cisza
w kabinie uderzyła ich w uszy.
- A
będę mogła potem zobaczyć pana kabinę? – zakpił Czarny, piskliwie naśladując
głos dziewczyny – Dorośnij.
-
Mów do ręki – skwitowała krótko, wystawiając dłoń, jakby chciała się zasłonić
przed jego widokiem. On prychnął i zapiął pas.
Wystartowali
i czekało ich dziesięć godzin lotu do przesiadki w Gold Coast. A Ruda zaczęła
się wiercić już po niespełna trzydziestu minutach. Bill akurat czytał wywiad z
jednym z jego ulubionych projektantów, kiedy dziewczyna popukała go w ramię.
-
Bill, nudzi mi się.
On
odłożył gazetę na kolana.
- A
to jest mój problem, bo… A nie, zaraz, to nie jest mój problem!
Nie
spojrzawszy nawet na nią powrócił do lektury. Jednak nie na długo.
-
Nudzi mi się! Nudzi, nudzi, nudzi…
- To
się rozbierz i popilnuj ubrania.
Sam
ofuknęła się, zakładając ramiona na piersi.
-
Ta, chciałbyś, co?
Spojrzał
na nią w końcu i obdarzył pełnym politowania spojrzeniem.
-
Uwierz mi, że nie.
- To
co będziemy robić?
-
My?! – prawie krzyknął i zaśmiał się. – Każdy zajmuje się sobą, nie będę cię
niańczył.
Prychnął,
a ona zsunęła się nisko na fotelu.
-
Ale nuda. Normalnie tak nudno, jak chyba nigdy. Z tobą zawsze jest tak
beznadziejnie? Inni to chociaż coś potrafią wymyślić, a ty jesteś sztywny,
jakby ci wsadzili kij w…
-
Czy ma ktoś szeroką taśmę klejącą? – zapytał głośno Bill w przestrzeń. – Albo
chociaż knebel?
Ona
puknęła go w ramię.
-
Dobra, już się zamykam, ty drewniaku – odwróciła się do niego plecami; po
chwili milczenia zaczęła mruczeć pod nosem, jednak na tyle głośno, by Czarny ją
słyszał – Mogliby chociaż puścić jakiś film, ale nie, po co…
Nie
wytrzymał, cisnął gazetę na podłogę i poszedł do stewardessy. Sam widziała go,
ale nie słyszała. Mocno gestykulował rękami, wyraźnie wzburzony, a na koniec
uśmiechnął się promiennie i dziękując mrugnął do stewardessy. Serce Sam zabiło
mocniej, jednak spokojnie patrzyła jak wraca.
-
Będziesz miała swój film, Marchewo – burknął, wracając do lektury.
-
Dzięki.
Uśmiechnęła
się do niego i przez chwilę miała wrażenie, że odpowie jej tym samym, jednak
tylko dłużej jej się przyglądał. A za chwilę na oparciu fotela przed nią
pojawił się ekranik i film się zaczął. Zakładając słuchawki nie myślała już o
tym i nie widziała, jak Bill zerkał na nią co chwilę.
Nawet
nie zauważył, kiedy zasnął. Był to mocny zdrowy sen, jaki już dawno mu się nie
zdarzył. Nic mu się nie śniło, a nawet jeśli to nie pamiętał. Otworzył powoli
oczy i zobaczył tuż przed sobą twarz Sam. Natychmiast otrzeźwiał.
-
Wiesz, że usta ci się otwierają przez sen? I coś mruczałeś, ale strasznie
niewyraźnie. To śmieszne.
Zaśmiała
się, a Bill otarł wierzchem dłoni kącik ust i zamrugał kilkakrotnie.
-
Fajnie, że ci dostarczyłem rozrywki – sarknął, poprawiając się w fotelu. – Za
ile lądujemy?
- Za
pół godziny. Wszyscy śpią, a mi się nudzi. POTWORNIE.
-
Nie gracie już w głuchy telefon? – zapytał chłopak, jednak takim tonem, jakby
wcale nie interesowała go odpowiedź.
Sam
machnęła ręką.
-
Matthias specjalnie przekręcał, on zawsze oszukuje. Jak spałeś to graliśmy w
pomidora, kalambury, „co widzę”, zapamiętywanie, państwa-miasta i mieliśmy się
pobawić w chowanego, ale David się nie zgodził. Pewnie dlatego, że trzy razy
pod rząd wypadło na niego, żeby liczył.
Bill
mruknął pod nosem i podniósł się.
- Idę
do łazienki.
Ruda
siedziała sztywno gdy odchodził, a kiedy nie słyszała już kroków, ostrożnie
sięgnęła po leżącą przy siedzeniu torbę. Odpięła zapięcie i odchyliła klapę, a
sztuczna skóra zaszeleściła. Na chwilę straciła oddech, widząc ogrom różnych kartek
w środku i siłą powstrzymała się, by ich nie poprzeglądać. Zamiast tego zaczęła
poszukiwania, jednak po dłuższej chwili poddała się. Tutaj nie ma, a dałaby
sobie rękę uciąć, że nosiłby je w najbardziej osobistym bagażu. Zrezygnowana
zamknęła klapę i wtedy spostrzegła małą kieszeń z tyłu torby. Odsunęła suwak i
bingo! Wyjęła wąskie pudełko, schowała je do kieszeni bluzy i zasunęła suwak.
Bill
wyłonił się zza siedzeń i nucąc coś pod nosem usiadł na swoim miejscu. Z ulgą
przyjął widok śpiącej Sam i upewnił się, czy torba jest na swoim miejscu. Stała
tam, gdzie ją wcześniej postawił.
Była
trzecia w nocy, hala na lotnisku w Gold Coast prawie pusta, nie licząc obsługi,
pani z całodobowego kiosku i kilku pasażerów, drzemiących w fotelach i
czekających na przesiadkę do Sydney. Nagle błogą ciszę przerwał podniesiony
głos.
-
Krzywo ustawiłeś! Gołym okiem widać, że twój stoi dalej od innych! Popraw go na
miejsce, równo do linii.
Na
ten głos pani w mlecznej garsonce, cały czas bezskutecznie walcząca ze snem, drgnęła
gwałtownie i rozejrzała się po hali. Głos Sam potoczył się po ogromnym cichym
pomieszczeniu, docierając nawet do pana, jeżdżącego na wózku do mycia podłogi
pod przeciwległymi oknami.
-
Sam! – skarcił dziewczynę natarczywym szeptem David, siedzący wygodnie w fotelu
i przeglądający laptopa. – Nie jesteś tu sama, więc zachowuj się. Najmocniej
państwa przepraszam – dodał głośniej, zwracając się do pary, która wciąż
wpatrywała się w nich gniewnie.
-
Przepraszam – bąknęła dziewczyna.
Razem
z Matthiasem, Tomem, Georgiem i Barneyem siedziała na podłodze obok krzesełek.
Przed nimi kredą narysowane były dwie równoległe linie, oddalone od siebie o
kilkanaście centymetrów. Przy pierwszej z nich każdy ustawił swojego małego
nakręcanego Sobocika, kupionego w kiosku. Tom miał małpkę, która poruszając się
do przodu opierała się na zgiętych dłoniach; Georg kupił i wystawił do wyścigu
figurkę łudząco wyglądającą jak Robocop, natomiast Ruda, początkowo
powstrzymana od zakupu samochodziku, teraz poprawiała skaczący kwiatek. Barney
zgodził się im sędziować i teraz nakręcali swoich zawodników.
-
Proszę przygotować… eee… zabawki – powiedział, a Sam, Georg i Tom postawili je
na linii startu. – Zasady są proste: który z zawodników pierwszy przekroczy
linię mety ten wygrywa. Zabronione jest popychać, spychać, zachodzić drogę
przeciwnikowi ani w żaden inny sposób go spowalniać. To ma być ładny, czysty
wyścig. Gotowi? Do startu… Start!
Wszyscy
troje puścili zabawki i te zaczęły powoli poruszać się w stronę mety. Sam
wyścig nie był emocjonujący, jednak atmosferę podgrzewał doping, jaki Tom,
Georg i Sam wzniecili już na samym początku. Zabawki niespiesznie zbliżały się
do końcowej linii, a Barney głośno komentował ich zmagania.
-
Małpka na prowadzeniu, Robocop siedzi jej na ogonie, Kwiatek niestety daleko za
nimi…
Okazało
się, że figurka Sam dwa razy podskakuje do przodu, po czym staje i zaczyna
machać główką.
-
Szybko, szybko, szybko! Ruszaj się, no już, już, już!!! – wrzeszczała
dziewczyna, pochylając się nisko nad podłogą, jakby siła jej głosu miała pomóc
Kwiatkowi wygrać. – Szybko, szybko, szybko! NO SZYBCIEJ, TY MAŁY SKURCZYBYKU!!!
Pomimo
jej wrzasków to Małpka pierwsza dotarła na metę, zaraz po niej Robocop, a
Kwiatek w efekcie poszybował na drugi koniec hali.
-
Dosyć tego!
Nad
ich głowami zobaczyli Davida, trzęsącego się ze złości. Złapał Sam za ramię i
postawił do pionu.
-
Czy ty jesteś jakaś chora?! Nie rozumiesz, co ludzie mówią do ciebie? Na
lotnisku ma być CISZA, jest noc, a ty co? Koniec tego dobrego, koniec z…
-
Tato, ja się nią zajmę.
Obok
nich zmaterializował się Max, a zaraz za nim pojawił się Fabian. David, wyrwany
z toku myślowego, potrząsnął głową, nie mogąc pojąć na początku, o co mu
chodzi.
-
Co?
-
Zajmę się nią. Będzie siedzieć obok mnie, będę miał na nią oko.
- A
dlaczego obok ciebie? Ja też mogę się nią zająć – zaoponował Fabian, przyjmując
wyzywającą postawę.
-
Jeszcze mi tu brakuje walki kogutów, sio obaj – Jost machnął na nich ręką i
przywołał Adriena. – Panuj nad nią, bo nie ręczę za siebie.
-
Jak tam? – odezwał się Tom, kiedy siedzieli już w samolocie do Sydney. – Masz
niewyraźną minę, co jest?
Sam
wzruszyła ramionami. Jost nie popełnił drugi raz tego samego błędu i posadził
ją w zupełnie innej części samolotu niż Billa. Na pokładzie panowała cisza.
Dziewczyna
wygrzebała z kieszeni buteleczkę z Adipexem i podała ją Tomowi. On otworzył
szeroko oczy.
-
Wiem, do czego to służy. Podobna wypadła Billowi z kieszeni kiedyś, a tę
wygrzebałam z jego torby – szeptała, patrząc chłopakowi w oczy – O co chodzi?
Czemu on to bierze? – kiedy ten nic nie odpowiedział, dodała: - Prędzej czy
później i tak się dowiem. Możesz mnie wyręczyć w śledztwie, bo wiesz… Przez
przypadek mogę wygrzebać jakieś inne, śmierdzące tajemnice…
- To
jest szantaż? – Tom próbował się zaśmiać, jednak był zbyt spięty, by zabrzmiało
to wiarygodnie; ona w odpowiedzi wzruszyła ramionami.
Wahał
się przez chwilę. Nie miał już siły sam tego nosić, musi chociaż komuś o tym
powiedzieć, w pojedynkę nawet sama świadomość tego problemu była wręcz nie do
udźwignięcia. Odwrócił się w jej stronę i zaczął mówić szeptem.
- To
zaczęło się trzy lata temu. Mieliśmy już dość tych wszystkich ludzi naokoło,
mówiących, co mamy robić, a czego nie. Zwłaszcza Bill. On… no wiesz… ma bzika
na punkcie wyglądu. Wtedy miał dietetyka, który utrzymywał jego wagę w normie,
bo ma tendencję do tycia. Ale wtedy… To on zainicjował ten nasz „bunt”,
zwalniając tego lekarza. Jadł co chciał i to w ogromnych ilościach, co
zaowocowało dodatkowymi kilogramami. Kiedy zauważył, że nie mieści się w swoje
ulubione spodnie, zaczął panikować. Na początku przestał w ogóle jeść, ale
szybko opadł z sił, a nie było widać efektów. Było ciężko, przez półtora roku
nie mogliśmy z nim wytrzymać. Aż w końcu natknął się w sieci na ten Adipex.
Wtedy
jeszcze nie wiedziałem, jak groźne to jest, więc się nie wtrącałem w dawki
jakie zażywał. Już po tygodniu brania tego świństwa zaczął chudnąć i jadł coraz
mniej. Efekt był widoczny gołym okiem, wszyscy byli zadowoleni, bo normalny
humor też mu wrócił. A potem potoczyło się jak z górki – Tom westchnął. – Co
jakiś czas znajdywałem u niego puste opakowania, chociaż zarzekał się, że to
stare i już nie bierze. Zrobił się nerwowy, wybuchowy, czasem odpływał i nie
było z nim kontaktu. Bredził, śmiał się, a za chwilę leżał skulony na łóżku i
nie reagował. Ale za jakiś czas to przechodziło i był normalny. To znaczy, nie
do końca…
- Co
masz na myśli?
- On
się zmieniał, z charakteru. Po dłuższym czasie brania Adipexu niektóre cechy mu
się wzmocniły, takie jak perfekcjonizm czy narcyzm, a niektóre pojawiły się
same. Wcześniej nie był takim gburem i chamem, nie był agresywny, nie wybuchał
z byle powodu i potrafił cieszyć się z naprawdę małych rzeczy. Przestało bawić
go śpiewanie, spotkania z fanami, zamykał się w sobie i oddalał od nas. Wiem,
że jest uzależniony, sam jakoś próbuję z tym walczyć, ale nie daję rady. A on
nie da się zaciągnąć do lekarza, nigdy w życiu.
Tom
zamilkł, wpatrując się przed siebie i gnąc w dłoniach papierek po cukierku. Sam
odruchowo złapała go za palce, a on zwiesił głowę. Nie wiedziała, co powinna
powiedzieć, więc przytuliła go. Odniosła wrażenie, że przyjął to z ogromną
wdzięcznością.
Przez
resztę lotu rozmawiali o mało istotnych rzeczach, chociaż obojgu nie dopisywał
humor. Dopiero Georgowi udało się ich rozruszać, pokazując kiepską magiczną
sztuczkę z kartami.
-
Stary, jesteś beznadziejny – parsknął Tom, wyjmując swój bagaż ze schowka nad
siedzeniami. – Chyba sam nie wierzysz w to, co mówisz. Do Copperfielda ci
daleko.
Przy
wyjściu każdy dostał wózek ze swoimi bagażami, które musieli pchać przez
lotnisko do autobusu. Jednak przeprawa przez halę okazała się niemożliwa.
-
Wow – sapnęła Sam i zatrzymała swój wózek z wrażenia.
Korytarz,
którym szli był oszklony i doskonale widziała, ile fanów stoi przy wyjściu,
czekając aż się pojawią. Na chwilę odebrało jej oddech, bo wyłowiła z lasu
wyciągniętych transparentów i plakatów swoje imię, jak i nazwę zespołu. „To dla
nas, zrobili to dla nas” – zahuczało jej w głowie. Pisnęła pod nosem.
- Okej
– David ich dogonił i objął Sam ramieniem, która w dalszym ciągu nie była w
stanie wydusić słowa. – Procedura jest ta sama, co zawsze. Informacja dla
Killing Pleasure: nie zatrzymujecie się, dajecie się przeprowadzić
ochroniarzom, żadnych autografów, zero kontaktu wzrokowego. Wiemy, jak to raz
się skończyło, prawda, Bill? – wszyscy spojrzeli w stronę Czarnego, który nie
zareagował. – Wszystko jasne? To my idziemy razem, wolę mieć cię na oku –
mocniej ścisnął ramię dziewczyny i pewnym krokiem ruszył przed siebie.
Rozległ
się wrzask, kiedy fani zorientowali się o ich obecności. Zaczęli napierać z
zastraszającą siłą na ochroniarzy i Sam ogarnęła panika. Zewsząd naciskał tłum,
nie byłaby w stanie zrobić kroku, gdyby nie David. Starała się nie patrzeć na
nikogo, utkwiła wzrok w podłodze, jednak wyraźnie słyszała swoje imię pośród
ogólnego krzyku. Uśmiechnęła się i chciała podnieść wzrok, jednak poczuła, jak
Jost hamuje dłonią jej głowę.
-
Nie – usłyszała w uchu i posłusznie kiwnęła.
Całe
przejście trwało dla niej wieczność, choć w rzeczywistości trwało dosyć krótko.
Gdy w końcu dotarli do autobusu i drzwi się zamknęły, opadła na fotel, wciąż
będąc w szoku.
- To
było straszne – wyrwało jej się.
-
Skoro już jesteś w tym nastroju… - zaczął Adrien i spojrzał przelotnie na
Frodo. – Musimy pogadać. Na osobności.