22 listopada 2012

22



            Mogła to być jej wyobraźnia – ot, wytwór nierzeczywisty, który tak rozpaczliwie chciał ujrzeć realne światło, że wkradł się bezkarnie w jej umysł i przyprawił o urojenia. Jednak bardzo mocno wierzyła w to, że to wszystko dzieję się naprawdę, że publiczność naprawdę z koncertu na koncert bawi się coraz lepiej. Kiedy tylko o tym myślała, zaczynało jej się kręcić w głowie, a serce gubiło swój ustalony rytm i przyspieszało bicie. Miała wrażenie, że wsiadła do kolejki górskiej, która właśnie zaczynała się rozpędzać.
Tych kilka koncertów przed przerwą świąteczną minęło błyskawicznie, i ani się obejrzeli, a już matka ściskała ich w progu domu. Ten, wbrew pozorom, krótki okres czasu dłużył jej się niesamowicie i odliczała dni do ich powrotu. A oni dopiero co zdążyli wgryźć się w trasę, a wrócili do domu, by na chwilę odetchnąć. By złapać oddech przed naprawdę głęboką wodą.
Sam poprawiła na głowie granatową czapkę z imponującym bąblem na czubku i małymi sznurkami, zwisającymi jej po bokach i zmrużyła oczy przed oślepiającym słońcem. Pociągnęła mocno nosem, który od dłuższego przebywania na mrozie przybrał soczyście czerwony kolor i obejrzała się za siebie. Sznurek od sanek zaczepiła sobie na łokciu, poprawiła rękawiczki i przystawiła dłonie do ust, formując małą rurkę.
- No, dawaj, Jas! – krzyknęła. – Kto ostatni na górze ten śmierdzący Matthias!
Rozległ się głośny śmiech na szczycie górki i Ruda odwróciła głowę. Kilka metrów od niej stali Adrien, Matthias i Frodo, trzymając swoje sanki.
- Wreszcie jesteście. Zdążyłam już milion razy zjechać.
- Tak? – zapytał Frodo, ustawiając swój pojazd. – Bo póki co, widzę tylko dwa ślady, akurat dla ciebie i Jas.
- Już tak nie mędrkuj! – pokazała mu język, a obok niej stanęła Jas.
Miała całe czerwone policzki, dyszała głośno, a czapka prawie nasunęła jej się na oczy. Długie naelektryzowane włosy przylgnęły do jej pyzatej twarzy.
- Dzięki, że poczekałaś – burknęła.
Sam machnęła ręką i obie wspięły się jeszcze kilka kroków, równając się z chłopakami, gotowymi do zjazdu.
- Cześć – powiedziała Czarna, a jej wzrok padł na Adriena i dodała ciszej: - Cześć Adrien.
- Siema – odparł, uśmiechając się szeroko, przez co wypadł jej z ręki sznurek od sanek.
Sam, zupełnie ich ignorując, podeszła do Matthiasa i zaczęła oglądać jego sanki, robiąc przy tym miny jak fachowiec.
- Dobrze wyjeżdżone… - mruknęła, przesuwając dłonią po płozach. – Opływowy kształt, lekkie. Mógłbyś być groźnym przeciwnikiem, gdyby nie nadbagaż – dodała, klepiąc go po brzuchu.
On prychnął tylko, mierząc ją nieprzyjemnym spojrzeniem.
- Znalazł się znawca. Gdybyś chociaż…
- Patrzcie – powiedział nagle Frodo, przerywając przyjacielowi w pół zdania.
Cała piątka spojrzała w kierunku, w którym wskazywał i zobaczyli mężczyznę. Był stosunkowo niedaleko, jednak szybko się oddalał, trzymając w dłoni coś dużego. Aparat.
- Znacie go? – zapytała Jas, odwracając się do przyjaciół.
Zaprzeczyli, wciąż patrząc za mężczyzną, jednak ten już zniknął za drzewami. Adrien zmarszczył brwi.
- Myślicie, że to…
- Coś ty – odparł od razu Matthias, stawiając swoje sanki, gotowe do zjazdu. – Daj spokój, nie śnij na jawie. Facet pewnie wyszedł w plener, porobić fotki, a my mu przeszkodziliśmy. Dawajcie, zjeżdżamy.
Jednak dopiero po chwili reszta przyznała mu rację w myślach i rozpoczęli swoje zmagania.
Po dwóch godzinach ostrej rywalizacji, zupełnie wyjeżdżonym i niezdolnym do dalszej zabawy torze, oraz przemarzniętych do szpiku kości palcach u stóp i u rąk, Sam, Frodo, Matthias, Adrien i Jas z ledwością ciągnęli za sobą swoje wehikuły, zmierzając ku ciepłym domostwom. Droga dłużyła im się okropnie i ledwie powłócząc nogami marudzili, smętnie wycierając nosy rękawiczkami. Jednak nie mogli czuć się zawiedzeni lub rozczarowani. Na trasie z rzadka zdarzał im się wolny czas, by mogli go spędzić we własnym gronie. W ciągu dnia otaczali ich ludzie z ekipy, krzyczący do lub na siebie, wiecznie chodzący w te i z powrotem, rozmawiając z kimś przez telefon lub dopiero wykonując połączenie. Wieczory po koncercie i te w autobusie mieli tylko dla siebie, jednak zazwyczaj byli już wyczerpani całym dniem i nie mieli siły na rozmowy, a tym bardziej na zabawę. Chłopcy z Tokio Hotel do późna w nocy potrafili konwersować, grać na konsoli lub dzielić się pomysłami na nowe utwory, podczas gdy ich już dawno morzył sen. Zapowiadali, że już niedługo przyzwyczają się do takiego trybu życia , co wcale nie przeszkadzało im się z nich nabijać.
- Jesteście mało kontaktowi – powiedział któregoś dnia Tom. – Zwłaszcza na koniec dnia.
Zaśmiał się, obracając joystick w ręku. Sam tylko mruknęła przez sen, nawet nie otwierając oczu.
Tymczasem cała piątka dotarła do skrzyżowania, na którym każde poszło w swoją stronę. Matthias nawet się nie zatrzymał, tylko od razu poszedł prosto, wchodząc w pierwszą furtkę po lewo. Miał prawo trochę się na nich dąsać, bo Sam przy każdym zjeździe biła go na głowę, przy okazji nabijając się z jego słabego refleksu.
- Do jutera – powiedział Frodo i skręcił w lewo, bez entuzjazmu ciągnąc za sobą sanki.
Zgrabnie wymigał się z konkursu ze względu na swoją budowę ciała, jednak jako powód podał potrzebę sędziego, ponieważ bez niego nie mogłyby się odbyć jakiekolwiek sportowe zmagania. A każdy i tak wiedział, że w snowboardzie nikt nie dałby mu rady, więc się nie sprzeciwiali.
- Do jutera – odpowiedziała Sam i razem z Adrienem udali się w prawą stronę.
Jas odłączyła się od nich, kiedy tylko wyszli z lasu, dlatego resztę drogi rodzeństwo Fischer pokonało razem. Nagle Sam stanęła.
- Adrien… - jęknęła, przeciągając samogłoski. – Przewieziesz mnie?
- Chyba śnisz! – odparł od razu, zatrzymując się i patrząc na siostrę jak na wariatkę. – Nie jestem koniem pociągowym, nie wycwanisz się.
Ruda przewróciła oczami.
- Nie? No naprawdę, co za zaskoczenie – sarknęła, po czym dodała przymilnym głosem: - Prooooooooszę! To tylko kawałeczek! Taki maniuni, no…
Adrien westchnął. Robi ze mną, co chce, pomyślał.
- Tylko jak pociągnę dwie pary sanek? – zapytał, mając nadzieję, że dzięki temu siostra da sobie spokój.
Przeliczył się.
- Pokażę ci – powiedziała natychmiast, podchodząc do niego.
Swój sznurek zaczepiła o szczebelki sanek Adriena i usiadła na nich, szczerząc się do brata.
- Jedziemy? – zapytała, uśmiechając się przymilnie.
- No dobra, paskudo – westchnął Adrien. – Trzymaj się.
Jakimś cudem wykrzesał z siebie jeszcze odrobinę siły, i zrywając się do biegu, pociągnął za sobą sanki oraz piszczącą z zachwytu Sam na nich. Te ostatnie kilka metrów pokonali dwa razy szybciej, a kiedy dotarli do furtki, Adrien stanął, odczekał chwilę, po czym szarpnął mocno za sznurek, gdy sanki z Rudą znalazły się tuż obok niego. W efekcie dziewczyna wpadła w zaspę, dosłownie o włos unikając zderzenia z parkanem. Chłopak zaniósł się śmiechem, gdy jego siostra otrzepywała czapkę ze śniegu i nie zdążył przed nią uciec. Chwilę później oboje leżeli na ziemi, przepychając się, rzucając w siebie śniegiem i ledwie mogąc oddychać ze śmiechu oraz wysiłku. Dopiero gdy oboje całkowicie opadli z sił, zaniechali walki i ramię w ramię spoglądali w szare niebo, z którego leniwie sypał się biały puch.
- Porozmawiasz z Anke? – zapytała nagle Sam, przerywając ciszę i kątem oka zerkając na brata.
Ten nie odpowiedział od razu, w zamyśleniu przygryzając policzek.
- Chciałem… - odparł cicho. – Chciałem, ale nie wiem, czy będzie chciała ze mną gadać. Wiesz, jaka jest…
Zerknął na nią, uśmiechnął się krótko i usiadł. Sam również się podniosła.
- Daj spokój – prychnęła, otrzepując spodnie. – Nie widziała cię ponad dwa miesiące, może już jej przeszło, tylko wstydzi się odezwać pierwsza.
Adrien wzruszył ramionami i popatrzył przed siebie. Na moment znów zapanowała cisza, po czym oboje, jak na komendę, podnieśli się do pionu i spokojnie ruszyli w stronę drzwi.
Nigdy nie przyznawał się, że czegoś się boi i nie dawał tego po sobie poznać, choć bał się wielu rzeczy. Że coś może się stać Sam lub rodzicom; że kiedyś tak pokłóci się z Matthiasem i Frodo, że zerwą ze sobą kontakt i nie zobaczy ich nigdy więcej; że Anke go zostawi i nie będzie chciała z nim rozmawiać… Te trzy myśli często nie dawały Adrienowi spać, bo kiedy napływały mu do głowy, od razu czuł się jak skuty lodem, nie mogąc poruszyć żadną częścią ciała. Po rozmowie z Sam czuł się podobnie, bał się konfrontacji z byłą dziewczyną, ale z drugiej strony doskonale wiedział, że musi to zrobić.
I zrobił.
Jednak nie było nikogo w domu. Stał pod drzwiami, pukał, dzwonił dzwonkiem, zaglądał w okna – na próżno. Nie było żywego ducha, a on dopiero wracając przypomniał sobie, że mogli wyjechać na święta do rodziny do Monachium. Co prawda Anke kilka razy napomykała mu, że tak może być w tym roku, ale najwidoczniej słabo jej słuchał. Mimo wszystko wrócił następnego dnia, w Wigilię, by ponownie pocałować klamkę. Nie było ich i pewnie nie wrócą do Nowego Roku, a oni wtedy znów ruszą w trasę. Przez chwilę mu ulżyło, jednak zaraz poczuł się jak kretyn i kopnął zaspę, obok której przechodził. Po prostu świetnie, pomyślał.
Święta i Nowy Rok upłynęły w dosyć miłej atmosferze, a do domu Fischerów zjechała się niemal cała rodzina w tym okresie. Sam nie była głupia i doskonale wiedziała, czemu akurat w te święta przybyli tak licznie. Łaknąc gorących opowieści z trasy i uchylenia choć rąbka tajemnicy życia w show-biznesie, byli gotowi przejechać cały kraj, by tylko się tego dowiedzieć. A jakże wielkie było ich rozczarowanie, gdy usłyszeli, że obowiązuje ich tajemnica, zawarta w kontrakcie. Może nie była to cała prawda, ale oni nie musieli tego wiedzieć. W zasadzie nic nie musieli wiedzieć, tak więc do domów wrócili tak samo ubodzy w gwiazdorskie rewelacje, jak z nich wyjechali.
O północy w Sylwestra Adrien, Matthias, Frodo i Sam pomyśleli to samo życzenie: aby ten nadchodzący rok skutecznie odwrócił ich życie i nakierował tory losu na drogę ku lepszej przyszłości.


- Co ty masz na uszach? – zapytał Georg, kiedy Sam jako pierwsza pojawiła się na schodkach.
Uśmiechnęła się szeroko i pogłaskała nauszniki w kształcie głowy SpongeBob’a.
- Fantastyczne, no nie? Dostałam na gwiazdkę od Jas…
Tom, który akurat obok niej przechodził, sprawnym ruchem ręki zdjął je jej i założył sobie. Podszedł do lustra, wbudowanego w jedną z szafek i, obracając głowę na wszystkie strony, zacmokał z zadowoleniem.
- Pasują mi – powiedział nieskromnie, odwracając się do nich, zakładając ręce na biodrach i uśmiechając się szeroko.
Wszyscy parsknęli śmiechem.
- Owszem – przyznała Sam, równie sprawnie jak on zdejmując mu nauszniki. – Wspaniale podkreślają kolor twoich zębów.
Uśmiech na ustach Toma natychmiast zniknął i chłopak przesunął językiem po zębach, przy akompaniamencie śmiechu Georga.
- Bzdura, mam śnieżnobiałe ząbki – mruknął, ponownie przeglądając się w lustrze, a potem skarcił spojrzeniem basistę, który cały trząsł się ze śmiechu.
Wszyscy siedzieli na dole, rozmawiając i śmiejąc się głośno. Wszyscy, oprócz Billa. Ten nie pokazał się aż do przystanku w miejscu koncertu. Tom zaglądał do niego dwa razy, za każdym razem wracając z nachmurzoną miną. Nie dał się rozweselić nawet Sam, która sypała żartami jak magik kolorowymi chusteczkami z rękawa.
Zanim wysiedli z autobusu, przyszedł do nich David z wielce tajemniczą miną. Przez chwilę milczał znacząco, dając im do zrozumienia, że ma coś wyjątkowego do powiedzenia, a potem nie wytrzymał i powiadomił ich, że sklepy muzyczne domagają się demo bądź EP Killing Pleasure, bo wielu ludzi się o to pyta. Frodo aż usiadł z wrażenia, a Sam zabrakło języka w gębie. Pierwszy raz w życiu po prostu nie wiedziała, co ma powiedzieć.
- W takim razie musimy im coś dać, skoro tak bardzo tego chcą – rzekł David, znów uśmiechając się tajemniczo. – Pogadałem z chłopakami ze studia i zgodzili się powielić wasze demo. To raz, a dwa – idąc za ciosem potrzebna wam będzie jakaś sesja zdjęciowa na okładkę.
Nastąpiła chwila ciszy, a po niej wybuch. Sam nie mogła wytrzymać i rzuciła się na szyję Jostowi.
- Dziękuję! – pisnęła mu do ucha, a on zaśmiał się.
- Mnie nie masz za co dziękować, sami na siebie pracujecie.
Przed wyjściem do hotelu uprzedził ich o niespodziance na zewnątrz, a kiedy drzwi się otworzyły, rozległy się krzyki i piski prawie setki osób, zgromadzonych przy autobusie, a wszystkie pary oczu wypatrywały właśnie ich. Nie Tokio Hotel. Ich.
I dopiero wtedy wszystko nabrało tempa i pognało jak w kolejce górskiej, wciąż nabierając prędkości.


Bill przechodził korytarzem, wciąż odczuwając lekkie zaćmienie umysłu, kiedy dobiegł go podniesiony głos Sam i zatrzymał się przy niedomkniętych drzwiach jej pokoju, po cichu zasłuchując.
- …i ja wtedy bam! Wyskakuję na podest i śpiewam refren. To zrobi wrażenie…
Coś zapiekło go w środku i ogarnęła złość. Ciemność w głowie natychmiast ustąpiła kołaczącej się myśli: nie, nie, nie. Nie! Dlatego gdy przyjechali na halę, znalazł niewielką barierkę, która miała za zadanie oddzielać tłum od sceny, a tym razem posłużyła w innym celu. Tym razem miała stanowić opór dla kogoś innego.
Kiedy skończył się ich soundcheck i wszyscy wrócili za kulisy, on wymknął się niezauważalnie. Zresztą, nawet jakby go zauważyli, miał to w głębokim poważaniu. Przecież i tak chodził, gdzie chciał i nikt nie miał prawa zwrócić mu na to uwagi. A teraz wszyscy byli pogrążeni w euforii po wiadomości Davida, nawet Tom, Georg i Gustav. Głupcy, pomyślał z goryczą i zacisnął pięści. Jeszcze tego nie widzą, ale on wie, że prędzej czy później Killing Pleasure okaże się żmiją, wyhodowaną na własnej piersi. Przemknął w ciemności i poruszając się jak kot, wszedł na scenę. Ktoś kręcił się przy schodkach z drugiej strony, jednak wszystko było pogrążone w mroku, więc nie bał się, że zostanie zdemaskowany. Musiał się spieszyć, bo już dobiegały go krzyki fanek, którym otwarto drzwi na halę. Przygotowaną wcześniej barierkę ustawił w wejściu na podest i dumny spojrzał na swoje dzieło. To nie poszalejesz, pomyślał mściwie i śmiejąc się cicho pod nosem, wrócił za kulisy jak gdyby nigdy nic.
Nikt niczego nie podejrzewał, całe Killing Pleasure wciąż było w szoku po tym, co powiedział Jost i reakcji tłumu fanów pod hotelem. Ich fanów. To było kompletne szaleństwo, Sam słyszała swoje imię na zmianę z Adrienem, Frodo i nawet Matthiasem. Ktoś chciał od niej autograf! A jedna z dziewczyn poprosiła o zdjęcie. Zupełnie nie wiedziała, jak ma się zachować, a euforię odczuwała do tej pory. Więc kiedy zapaliły się światła na scenie i tłum zaczął krzyczeć, w pierwszej chwili nie zauważyła barierki, zagradzającej wejście na podest. Dopiero po chwili ją dojrzała i zamarła na moment. Tego się nie spodziewała, choć, o dziwo, nie zdenerwowała się tak bardzo, jakby mogła. Skoro tak to się bawimy, pomyślała i zaczęli grać.
Przez połowę koncertu nie zwracała uwagi na stojącą bezczelnie zaporę i dopiero przy trzeciej piosence zrobiła coś, na co miała ochotę od razu. Z jednej strony była z siebie dumna, że tyle wytrzymała i się na to odważyła, ale z drugiej – już teraz wiedziała, że będzie miała ostro przechlapane. Znowu.
- I! Don’t! Care! – zaśpiewała i, idąc z rozpędu, kopnęła barierkę tak, że się przewróciła z łoskotem. – What you think as long it is about me…* - po czym sprężystym krokiem weszła na podest.

_____
* Fall Out Boy - I Don't Care

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz