22 listopada 2012

26



            Puk, puk, puk.
Cisza.
Puk, puk, puk.
Słychać niewyraźny pomruk i szelest.
Puk, puk, puk, puk.
Jęk.
- Boże, przecież nie może już być rano… - stęknęła Sam, przewracając się na drugi bok. – Dopiero co zamknęłam oczy…
Puk, puk.
Wystawiła głowę spod kołdry i, nie otwierając oczu, krzyknęła:
- Spadaj, David! Dzisiaj mamy wolne. Nie ma mnie! Wyjechałam na Madagaskar, imprezować z Julianem!
Nakryła pościel na głowę, a kiedy ponownie usłyszała pukanie, warknęła.
- Otwórz mi, Płomyczku – dobiegło zza drzwi.
To sprawiło, że momentalnie usiadła na łóżku i ogłupiałym wzrokiem wpatrywała się przed siebie, analizując współczynnik prawdopodobieństwa. Czy cokolwiek. Potrząsnęła głową i, odrzucając kołdrę, spojrzała na zegarek. Piętnaście minut po północy. Podreptała do drzwi i otworzyła je niepewnie.
- Z jakim Julianem?
Przywitał ją szeroki uśmiech ciemnych oczu oraz lekko zaczerwieniony od mrozu nos.
- Fabian? – zaśmiała się, otwierając szerzej drzwi.
Nie mogła uwierzyć w to, co widziała. Stał tam, w eleganckim płaszczu w jodełkę do kolan, z szalikiem pod samą szyję i dwoma kubkami kawy na wynos. Znów się uśmiechnął, unosząc je do góry, a ona poczuła, że policzki jej się czerwienią. Podniosła dłoń, by poprawić grzywkę i wtedy zdała sobie sprawę z tego, jak musi wyglądać. Włosy potargane, oczy zaspane, za duża wygnieciona koszulka i stare materiałowe spodenki Adriena, nie zakrywające kolan. On był tak zachwycająco przystojny, a ona wyglądała tak nie wyjściowo!
Zaraz. Czy ona naprawdę tak pomyślała?
- To co, wpuścisz mnie do środka, czy będziemy tak stać i patrzeć się na siebie? – odezwał się po chwili Fabian, przerywając jej rozmyślania; przechylił lekko głowę i obdarzył ją takim spojrzeniem, że poczuła, jak gorąco uderza jej do głowy. – Zasadniczo mi to nie przeszkadza, aczkolwiek musi to dziwnie wyglądać, a poza tym to za chwilę się zgrzeję. Choć i tak już mi gorąco – dodał ciszej i prześlizgnął po całym jej ciele, po czym znów spojrzał w szmaragdowe tęczówki i uśmiechnął się.
Sam zarumieniła się jeszcze bardziej.
- Jasne, wchodź – powiedziała niemrawo, uparcie ciągnąc koszulkę w dół, lecz teraz wydawało jej się, że magicznie się skurczyła. Za nic nie chciała ukryć kolan.
Fabian udał, że tego nie widzi i postawił kubki na stoliku pod oknem. Kiedy Sam pospiesznie zamknęła drzwi, on już zdejmował szalik. Dziewczyna czuła się dziwnie skrępowana jego obecnością, bądź swoim dość skąpym ubiorem – bądź jednym i drugim, czego on nie potrafił zrozumieć, a wyczuł od razu. Nie tak wyglądały jego spotkania z paniami, które zazwyczaj miękły pod jego słodkim urokiem osobistym, a nie czerwieniły się po same cebulki włosów, nie wiedząc, co powiedzieć. W założeniu, które przyjął na początku, że Sam jest inna niż one musiał nanieść poprawkę - nie wiedział, jak bardzo inna. Jednak podobało mu się to, o tak.
Nastała niezręczna cisza, lecz Sam miała wrażenie, że tylko ona jest tym zestresowana. Fabian miał kompletnie rozluźnioną postawę – właśnie rzucił płaszcz na fotel, obrócił się do niej przodem i wkładając dłonie w idealnie przylegające do ciała spodnie, znów obrzucił ją spojrzeniem pod tytułem „Jesteś moja, skarbie”. Kiedy zająknęła się na głos, zrobił zdziwioną minę, mrużąc lekko oczy i wykrzywiając usta.
- Odnoszę wrażenie, że jesteś spięta – zaczął, powoli robiąc kilka kroków w jej stronę. – Pytanie tylko, dlaczego.
Uśmiechnął się nonszalancko, obrócił na pięcie i wziął w ręce oba kubki.
- No tak… - sapnęła Ruda, błądząc wzrokiem po podłodze; po chwili jej spojrzenie padło na wyciągnięty w jej stronę kubek i poczuła ulgę, że złapała temat, by nie milczeć, jak idiotka. – Wiesz, trochę już za późno na kawę.
Fabian machnął ręką i usiadł na łóżku.
- Coś ty, to nie kawa. Wziąłem kakao, a w takim opakowaniu, bo pani w sklepie nie miała kubków z napisem „Najpyszniejsze kakao na świecie”. A takie jest, spróbuj.
Uniósł swój kubek w geście toastu i upił łyk, a Sam poszła za jego przykładem. Kiedy ciepły płyn rozlał się w jej ustach, a potem parującym strumieniem popłynął przez przełyk do żołądka, Ruda aż się oblizała. Chyba tylko kakao jej babci mogło być lepsze od tego. Nie za słodkie, o konsystencji zbliżonej do kremu z niebiańskim posmakiem czekolady i waniliowym aromatem rozpływało się w ustach. Gdy Sam upiła kolejny łyk, aż jęknęła, upajając się smakiem.
- Jest przepyszne! – prawie krzyknęła, a całe skrępowanie z niej wyparował i usiadła obok Fabiana, opierając się o niego bokiem i mrużąc oczy. – Gdyby jeszcze…
- Dodać do tego kostkę mlecznej czekolady, byłbym w stanie dać się za to pokroić – dokończył jakby automatycznie, a Sam westchnęła rozmarzonym głosem.
- Totalnie.


            Bill opadł na poduszkę, oddychając ciężko. Mimowolnie się uśmiechnął i lekko drżącą dłonią poklepał dziewczynę obok po nodze. Gdy nie zareagowała, zerknął w prawo. Leżała z zamkniętymi oczami, ledwie mogąc złapać dech, a jej złote włosy rozsypały się po poduszce jak promienie słońca, z pojedynczymi pasmami przyklejonymi do mokrej szyi. Popatrzył na jej płonące policzki, lekko rozchylone usta i poczuł dziką ochotę, by je pocałować. Podniósł się na łokciu, położył jej dłoń na policzku, obrócił twarz do swojej i namiętnie pocałował. Złapał delikatnie jej dolną wargę, a ona westchnęła.
- Przypomnij mi, jak masz na imię - szepnął uwodzicielsko, dłonią przesuwając po jej ciele.
- Patt… - odpowiedziała bez tchu, podnosząc dotąd zamknięte powieki, a jej oczy błysnęły błękitem.
Przyjrzał im się. Były piękne, o kształcie zbliżonym do kociego z mocno wytuszowanymi rzęsami i kreską eyelinera, która rozmazała się na  lewej powiece. Mógłby się z nich zakochać. Mógłby…
Prawie parsknął na głos. Zamiast tego pocałował dziewczynę jeszcze raz, tym razem delikatniej.
- Byłaś świetna – mruknął prosto w jej drżące usta. – A teraz spieprzaj.
Ona, jakby w transie, na początku nie zareagowała. Dopiero gdy gwałtownie się odwrócił, podniosła głowę.
- Słucham? – zapytała głucho, powoli siadając na łóżku.
- To, co słyszałaś. Chyba nie myślałaś, że tu zostaniesz – prychnął, nastawiając budzik w telefonie.
Nastała krótka cisza.
- W zasadzie to… - zaczęła, ale nie dał jej skończyć.
- W zasadzie to już nie powinno cię tu być. Wyprosiłem cię jakąś minutę temu, a ty wciąż leżysz w moim łóżku. Blondynki naprawdę wolniej łapią?
Zaśmiał się, a po policzku dziewczyny popłynęły łzy. Masz ci los, pomyślał, skąd ona wie, że mam słabość do płaczących dziewczyn? Jednak Patt podniosła się i z godnością zaczęła zbierać z podłogi swoją garderobę.
- Mogę przynajmniej wziąć prysznic? – rzuciła szorstko.
Bill podpalił papierosa.
- Jasne – odparł cicho, wydmuchując dym pod sufit.
Po chwili drzwi łazienki trzasnęły, a on przetarł oczy dłonią. Drugą oparł na zgiętym kolanie i długo tkwił w tej pozycji, rozmyślając.
Było wpół do trzeciej, miał wstać za trzy i pół godziny, aczkolwiek wiedział, że nie zdoła zasnąć. W głowie kotłowały mu się myśli, powoli klarując się w jedno pytanie:
Co mu się stało?
Leżał w łóżku, gdzie przed chwilą zanurkował w gorącej rozkoszy, powinien zasnąć jak niemowlę, następnego dnia nawet nie pamiętając imienia dziewczyny, a jednak oczy miał szeroko otwarte i czuł coś dziwnego.
Niedosyt? Rozczarowanie?
Jakby w tym seksie zabrakło czegoś, czego on nie mógł dostrzec. Było jakby za ciemną zasłoną, a gdyby wyciągnął rękę, musnąłby tylko jej brzeg. Co to mogło być to coś, czego mu teraz brakowało? Spojrzał na pościel obok siebie.
Pustka. Oto co poczuł właśnie teraz. Pustkę.
Postanowił to zignorować, ale najpierw sięgnął po kartkę i długopis, leżące na stoliku nocnym, strzepując sporą ilość popiołu z papierosa na kołdrę. Słowa same cisnęły mu się na usta, dawno już nie czuł się tak podekscytowany, pisząc kolejne wyrazy. Nawet nie zauważył, kiedy zasnął, a kartka wysunęła mu się z ręki, upadając na dywan i ukazując trzy linijki, zapisane ładnym, pochyłym pismem, które układały się w zdania:
"Zalej mnie miedzią swojej duszy, otul zielenią czułości
Spraw, bym dostrzegł to, na co teraz jestem ślepy
Chcę odnaleźć się w twoich ramionach i nigdy więcej nie drżeć na myśl o mrocznej samotności"
Papieros powoli dogasał na stoliku, kiedy Patt wychodziła z pokoju, zostawiając swój numer telefonu na kartce obok peta.
Nie obudził go budzik, a jakieś wrzaski na korytarzu. Gdy spojrzał na zegarek stwierdził, że i tak dłużej by nie pospał, bo była prawie szósta. Mimo to wtulił twarz w poduszkę, próbując jeszcze uchwycić ulatujący bezpowrotnie słodki błogostan, jednak nie był w stanie. Pozostało tylko otępienie i ogromne zmęczenie z Saharą w ustach. Powoli zwlókł się z łóżka i chwycił butelkę wygazowanego napoju energetyzującego, stojącą przy nodze mebla. Przepłukał usta i wyszedł na korytarz.
Było tam mnóstwo ludzi. Czyżby tylko on obudził się ostatni? Jednak gdy zobaczył zaspanego Georga, który wychylił się z pokoju stwierdził, że chyba jeszcze nie jest z nim aż tak źle. Podszedł bliżej zbiegowiska.
Drzwi do pokoju Sam były otwarte na oścież, w środku wrzeszczał Adrien na zmianę z siostrą, ten fotograf od Davida (Fabian, tak?) stał obok Rudej poważnie wystraszony, a Jost próbował ich jakoś uspokoić.
- …Jestem za ciebie odpowiedzialny, ale to nie zwalnia cię z logicznego myślenia! Co ty sobie wyobrażasz…
- …Sam rozwaliłeś sobie życie uczuciowe, ale to nie znaczy, że będziesz sterował moim! Mam dosyć twojej nadwrażliwości…
- …Ale kochani, obudzicie cały hotel…
Bill zmarszczył brwi. O co tu może chodzić o szóstej rano? Powoli popatrzył po wszystkich. Matthias i Frodo stali na zewnątrz w towarzystwie – o dziwo! – jakiejś starszej pani, widocznie mocno przeżywającej zaistniałą sytuację. Był tam również Tom, Gustav i Georg, który lekko słaniał się na nogach z niewyspania. W środku Sam z potarganymi włosami w za dużej koszulce i spodenkach przed kolana, obok Fabian w lekko wygniecionym ubraniu, włosach w nieładzie i z lekko zaspanymi oczami…
Krzyczący Adrien.
Nagle połączył wszystko ze sobą i to, co wywnioskował, uderzyło w niego jak rękawica bokserska.
Żołądek zapłonął mu żywym ogniem, a w uszach zahuczało. Przez ułamek sekundy miał ochotę rzucić się na tego fotografa, jednak gdy się opanował, nie potrafił powiedzieć, dlaczego.


            Sam stęknęła cicho, kątem oka zerkając na zegarek. Nie miała wiele czasu, ale też nie zostało jej wiele do zrobienia. Przeciągnęła sznurek, zrobiła podwójny supełek na klamce i, cofając się o dwa kroki, z dumą spojrzała na swoje dzieło. Z szerokim uśmiechem odwróciła się do chłopaków, siedzących na kanapie. Oni popatrzyli po sobie i wzruszyli ramionami. Uśmiech Rudej nieco zbladł, a ramiona lekko opadły.
- No, co? – zapytała, rozkładając ręce.
Adrien zacmokał.
- Skąd wiesz, że to on wejdzie pierwszy?
- Bo on zawsze to robi – prychnęła, szczególny nacisk kładąc na ‘zawsze’ i machnęła lekceważąco ręką. – Jeżeli tylko to wam przeszkadza, to rozsiądźcie się wygodniej, bo przedstawienie rozpocznie się lada chwila.
Pisnęła i podskakując, klasnęła w ręce, po czym z impetem usiadła między nimi. Wcześniej, gdy Sam montowała ‘pułapkę’, chłopcy pod jej dyktando ustawili kanapę na wprost drzwi, by mieć lepszy widok. A Sam była pewna, że będzie na co popatrzeć.
Siedzący obok niej Matthias wciąż klikał na telefonie, co z czasem zaczęło ją irytować. Kiedy już miała się odezwać na ten temat, uprzedził ją Frodo.
- Stary, co ten telefon ci zrobił, że tak go krzywdzisz? – zaśmiał się, trącając Adriena łokciem, a przyjaciel również zarechotał.
Matthias nawet nie podniósł głowy.
- Ha ha ha – sarknął, w końcu wkładając urządzenie do kieszeni spodni. – Jak wam powiem, kto wczoraj do mnie zadzwonił i z kim sms-uję do tej pory, będziecie zbierać zęby z podłogi – dodał dumnie, jedną rękę kładąc na oparciu kanapy, a drugą na kolanie.
Adrien i Sam wychylili się, wlepiając w niego oczy.
- Kto? – sapnęła Ruda na wydechu.
Matthias jeszcze chwilę potrzymał ich w niepewności, lecz sam już nie mogąc wytrzymać, zatrząsł się i wyszczerzył, robiąc dziwny ruch ręką.
- Lavinia Grimm!
- Pieprzysz! – krzyknęła Sam.
Adrien otworzył szeroko usta, a Frodo zmarszczył brwi. Ich reakcja bardziej podkręciła Matthiasa.
- Serio – poruszył się, podekscytowany; wyglądał jakby tylko czekał na ich wzmożoną ciekawość, by wszystko opowiedzieć. – Wyobraźcie sobie, najlepsza laska w całej szkole, może nawet w całym Hamburgu, która umawiała się tylko albo z kapitanem drużyny siatkarskiej, albo z tancerzami breakedance’a ze Szkoły Tańca, kombinuje numer DO MNIE, dzwoni i mówi mi, że zawsze jej się podobałem, ale bała się, że nie będę jej chciał. Czaicie? Że nie będę jej chciał!
- I nie uważasz, że to śmierdzi? – zapytał powoli Frodo.
Matthias tylko machnął ręką.
- Nonsens, przecież…
- Ciiii, idą! – przerwała mu Sam i zatarła ręce.
Cała czwórka spojrzała na drzwi. Słychać było za nimi zbliżające się głosy. Klamka się poruszyła, drzwi otworzyły się z rozmachem i tylko przez ułamek sekundy dostrzegli lodowaty wyraz twarzy Billa, ponieważ chwilę później całą jego postawę, w większej ilości pozostając na czubku głowy, obsypał puch z poduszki. Czarny stanął jak wryty, pozwalając by biała lawina wdarła mu się do otwartych ust, spoczęła na rzęsach, zakrywając niemal dokładnie każdy kawałek jego ciała. Sam aż oniemiała, lecz zanim naszła ją fala nieopanowanego śmiechu oceniła, że naprawdę ciężko będzie wyjąć te wszystkie piórka z perfekcyjnie ułożonego irokeza na godzinę przed koncertem.
Zza pleców Billa wychylił się Tom.
- Masz przejebane – powiedział ostrożnie, zerkając na brata. – Lepiej po prostu spieprzaj stąd.
- ZABIJĘ CIĘ, MAŁA GLIZDO!!! – wrzasnął Bill, kiedy Sam przeskoczyła przez oparcie kanapy i rzuciła się do ucieczki.
- Aaaaaaaa…!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz