Puk, puk, puk.
Cisza.
Puk, puk,
puk.
Słychać
niewyraźny pomruk i szelest.
Puk, puk,
puk, puk.
Jęk.
- Boże,
przecież nie może już być rano… - stęknęła Sam, przewracając się na drugi bok.
– Dopiero co zamknęłam oczy…
Puk, puk.
Wystawiła
głowę spod kołdry i, nie otwierając oczu, krzyknęła:
- Spadaj,
David! Dzisiaj mamy wolne. Nie ma mnie! Wyjechałam na Madagaskar, imprezować z
Julianem!
Nakryła
pościel na głowę, a kiedy ponownie usłyszała pukanie, warknęła.
- Otwórz
mi, Płomyczku – dobiegło zza drzwi.
To
sprawiło, że momentalnie usiadła na łóżku i ogłupiałym wzrokiem wpatrywała się
przed siebie, analizując współczynnik prawdopodobieństwa. Czy cokolwiek.
Potrząsnęła głową i, odrzucając kołdrę, spojrzała na zegarek. Piętnaście minut
po północy. Podreptała do drzwi i otworzyła je niepewnie.
- Z jakim
Julianem?
Przywitał
ją szeroki uśmiech ciemnych oczu oraz lekko zaczerwieniony od mrozu nos.
- Fabian? –
zaśmiała się, otwierając szerzej drzwi.
Nie mogła
uwierzyć w to, co widziała. Stał tam, w eleganckim płaszczu w jodełkę do kolan,
z szalikiem pod samą szyję i dwoma kubkami kawy na wynos. Znów się uśmiechnął,
unosząc je do góry, a ona poczuła, że policzki jej się czerwienią. Podniosła
dłoń, by poprawić grzywkę i wtedy zdała sobie sprawę z tego, jak musi wyglądać.
Włosy potargane, oczy zaspane, za duża wygnieciona koszulka i stare materiałowe
spodenki Adriena, nie zakrywające kolan. On był tak zachwycająco przystojny, a
ona wyglądała tak nie wyjściowo!
Zaraz. Czy
ona naprawdę tak pomyślała?
- To co,
wpuścisz mnie do środka, czy będziemy tak stać i patrzeć się na siebie? –
odezwał się po chwili Fabian, przerywając jej rozmyślania; przechylił lekko
głowę i obdarzył ją takim spojrzeniem, że poczuła, jak gorąco uderza jej do
głowy. – Zasadniczo mi to nie przeszkadza, aczkolwiek musi to dziwnie wyglądać,
a poza tym to za chwilę się zgrzeję. Choć i tak już mi gorąco – dodał ciszej i
prześlizgnął po całym jej ciele, po czym znów spojrzał w szmaragdowe tęczówki i
uśmiechnął się.
Sam
zarumieniła się jeszcze bardziej.
- Jasne,
wchodź – powiedziała niemrawo, uparcie ciągnąc koszulkę w dół, lecz teraz
wydawało jej się, że magicznie się skurczyła. Za nic nie chciała ukryć kolan.
Fabian
udał, że tego nie widzi i postawił kubki na stoliku pod oknem. Kiedy Sam
pospiesznie zamknęła drzwi, on już zdejmował szalik. Dziewczyna czuła się
dziwnie skrępowana jego obecnością, bądź swoim dość skąpym ubiorem – bądź
jednym i drugim, czego on nie potrafił zrozumieć, a wyczuł od razu. Nie tak
wyglądały jego spotkania z paniami, które zazwyczaj miękły pod jego słodkim
urokiem osobistym, a nie czerwieniły się po same cebulki włosów, nie wiedząc,
co powiedzieć. W założeniu, które przyjął na początku, że Sam jest inna niż one
musiał nanieść poprawkę - nie wiedział, jak bardzo inna. Jednak podobało mu się
to, o tak.
Nastała
niezręczna cisza, lecz Sam miała wrażenie, że tylko ona jest tym zestresowana.
Fabian miał kompletnie rozluźnioną postawę – właśnie rzucił płaszcz na fotel,
obrócił się do niej przodem i wkładając dłonie w idealnie przylegające do ciała
spodnie, znów obrzucił ją spojrzeniem pod tytułem „Jesteś moja, skarbie”. Kiedy
zająknęła się na głos, zrobił zdziwioną minę, mrużąc lekko oczy i wykrzywiając
usta.
- Odnoszę
wrażenie, że jesteś spięta – zaczął, powoli robiąc kilka kroków w jej stronę. –
Pytanie tylko, dlaczego.
Uśmiechnął
się nonszalancko, obrócił na pięcie i wziął w ręce oba kubki.
- No tak… -
sapnęła Ruda, błądząc wzrokiem po podłodze; po chwili jej spojrzenie padło na
wyciągnięty w jej stronę kubek i poczuła ulgę, że złapała temat, by nie
milczeć, jak idiotka. – Wiesz, trochę już za późno na kawę.
Fabian
machnął ręką i usiadł na łóżku.
- Coś ty,
to nie kawa. Wziąłem kakao, a w takim opakowaniu, bo pani w sklepie nie miała
kubków z napisem „Najpyszniejsze kakao na świecie”. A takie jest, spróbuj.
Uniósł swój
kubek w geście toastu i upił łyk, a Sam poszła za jego przykładem. Kiedy ciepły
płyn rozlał się w jej ustach, a potem parującym strumieniem popłynął przez
przełyk do żołądka, Ruda aż się oblizała. Chyba tylko kakao jej babci mogło być
lepsze od tego. Nie za słodkie, o konsystencji zbliżonej do kremu z niebiańskim
posmakiem czekolady i waniliowym aromatem rozpływało się w ustach. Gdy Sam
upiła kolejny łyk, aż jęknęła, upajając się smakiem.
- Jest
przepyszne! – prawie krzyknęła, a całe skrępowanie z niej wyparował i usiadła
obok Fabiana, opierając się o niego bokiem i mrużąc oczy. – Gdyby jeszcze…
- Dodać do
tego kostkę mlecznej czekolady, byłbym w stanie dać się za to pokroić –
dokończył jakby automatycznie, a Sam westchnęła rozmarzonym głosem.
- Totalnie.
Bill opadł na poduszkę, oddychając ciężko. Mimowolnie się
uśmiechnął i lekko drżącą dłonią poklepał dziewczynę obok po nodze. Gdy nie
zareagowała, zerknął w prawo. Leżała z zamkniętymi oczami, ledwie mogąc złapać
dech, a jej złote włosy rozsypały się po poduszce jak promienie słońca, z
pojedynczymi pasmami przyklejonymi do mokrej szyi. Popatrzył na jej płonące
policzki, lekko rozchylone usta i poczuł dziką ochotę, by je pocałować. Podniósł
się na łokciu, położył jej dłoń na policzku, obrócił twarz do swojej i
namiętnie pocałował. Złapał delikatnie jej dolną wargę, a ona westchnęła.
-
Przypomnij mi, jak masz na imię - szepnął uwodzicielsko, dłonią przesuwając po
jej ciele.
- Patt… -
odpowiedziała bez tchu, podnosząc dotąd zamknięte powieki, a jej oczy błysnęły
błękitem.
Przyjrzał
im się. Były piękne, o kształcie zbliżonym do kociego z mocno wytuszowanymi
rzęsami i kreską eyelinera, która rozmazała się na lewej powiece. Mógłby się z nich zakochać.
Mógłby…
Prawie
parsknął na głos. Zamiast tego pocałował dziewczynę jeszcze raz, tym razem
delikatniej.
- Byłaś
świetna – mruknął prosto w jej drżące usta. – A teraz spieprzaj.
Ona, jakby
w transie, na początku nie zareagowała. Dopiero gdy gwałtownie się odwrócił,
podniosła głowę.
- Słucham?
– zapytała głucho, powoli siadając na łóżku.
- To, co
słyszałaś. Chyba nie myślałaś, że tu zostaniesz – prychnął, nastawiając budzik
w telefonie.
Nastała
krótka cisza.
- W
zasadzie to… - zaczęła, ale nie dał jej skończyć.
- W
zasadzie to już nie powinno cię tu być. Wyprosiłem cię jakąś minutę temu, a ty
wciąż leżysz w moim łóżku. Blondynki naprawdę wolniej łapią?
Zaśmiał
się, a po policzku dziewczyny popłynęły łzy. Masz ci los, pomyślał, skąd ona
wie, że mam słabość do płaczących dziewczyn? Jednak Patt podniosła się i z
godnością zaczęła zbierać z podłogi swoją garderobę.
- Mogę
przynajmniej wziąć prysznic? – rzuciła szorstko.
Bill
podpalił papierosa.
- Jasne –
odparł cicho, wydmuchując dym pod sufit.
Po chwili
drzwi łazienki trzasnęły, a on przetarł oczy dłonią. Drugą oparł na zgiętym
kolanie i długo tkwił w tej pozycji, rozmyślając.
Było wpół
do trzeciej, miał wstać za trzy i pół godziny, aczkolwiek wiedział, że nie
zdoła zasnąć. W głowie kotłowały mu się myśli, powoli klarując się w jedno
pytanie:
Co mu się
stało?
Leżał w
łóżku, gdzie przed chwilą zanurkował w gorącej rozkoszy, powinien zasnąć jak
niemowlę, następnego dnia nawet nie pamiętając imienia dziewczyny, a jednak
oczy miał szeroko otwarte i czuł coś dziwnego.
Niedosyt?
Rozczarowanie?
Jakby w tym
seksie zabrakło czegoś, czego on nie mógł dostrzec. Było jakby za ciemną
zasłoną, a gdyby wyciągnął rękę, musnąłby tylko jej brzeg. Co to mogło być to
coś, czego mu teraz brakowało? Spojrzał na pościel obok siebie.
Pustka. Oto
co poczuł właśnie teraz. Pustkę.
Postanowił
to zignorować, ale najpierw sięgnął po kartkę i długopis, leżące na stoliku
nocnym, strzepując sporą ilość popiołu z papierosa na kołdrę. Słowa same
cisnęły mu się na usta, dawno już nie czuł się tak podekscytowany, pisząc
kolejne wyrazy. Nawet nie zauważył, kiedy zasnął, a kartka wysunęła mu się z
ręki, upadając na dywan i ukazując trzy linijki, zapisane ładnym, pochyłym
pismem, które układały się w zdania:
"Zalej mnie miedzią swojej duszy, otul
zielenią czułości
Spraw, bym dostrzegł to, na co teraz jestem
ślepy
Chcę odnaleźć się w twoich ramionach i nigdy
więcej nie drżeć na myśl o mrocznej samotności"
Papieros
powoli dogasał na stoliku, kiedy Patt wychodziła z pokoju, zostawiając swój
numer telefonu na kartce obok peta.
Nie obudził
go budzik, a jakieś wrzaski na korytarzu. Gdy spojrzał na zegarek stwierdził,
że i tak dłużej by nie pospał, bo była prawie szósta. Mimo to wtulił twarz w
poduszkę, próbując jeszcze uchwycić ulatujący bezpowrotnie słodki błogostan,
jednak nie był w stanie. Pozostało tylko otępienie i ogromne zmęczenie z Saharą
w ustach. Powoli zwlókł się z łóżka i chwycił butelkę wygazowanego napoju
energetyzującego, stojącą przy nodze mebla. Przepłukał usta i wyszedł na
korytarz.
Było tam
mnóstwo ludzi. Czyżby tylko on obudził się ostatni? Jednak gdy zobaczył
zaspanego Georga, który wychylił się z pokoju stwierdził, że chyba jeszcze nie
jest z nim aż tak źle. Podszedł bliżej zbiegowiska.
Drzwi do
pokoju Sam były otwarte na oścież, w środku wrzeszczał Adrien na zmianę z
siostrą, ten fotograf od Davida (Fabian, tak?) stał obok Rudej poważnie
wystraszony, a Jost próbował ich jakoś uspokoić.
- …Jestem
za ciebie odpowiedzialny, ale to nie zwalnia cię z logicznego myślenia! Co ty
sobie wyobrażasz…
- …Sam
rozwaliłeś sobie życie uczuciowe, ale to nie znaczy, że będziesz sterował moim!
Mam dosyć twojej nadwrażliwości…
- …Ale
kochani, obudzicie cały hotel…
Bill
zmarszczył brwi. O co tu może chodzić o szóstej rano? Powoli popatrzył po
wszystkich. Matthias i Frodo stali na zewnątrz w towarzystwie – o dziwo! –
jakiejś starszej pani, widocznie mocno przeżywającej zaistniałą sytuację. Był
tam również Tom, Gustav i Georg, który lekko słaniał się na nogach z
niewyspania. W środku Sam z potarganymi włosami w za dużej koszulce i
spodenkach przed kolana, obok Fabian w lekko wygniecionym ubraniu, włosach w
nieładzie i z lekko zaspanymi oczami…
Krzyczący
Adrien.
Nagle
połączył wszystko ze sobą i to, co wywnioskował, uderzyło w niego jak rękawica
bokserska.
Żołądek
zapłonął mu żywym ogniem, a w uszach zahuczało. Przez ułamek sekundy miał
ochotę rzucić się na tego fotografa, jednak gdy się opanował, nie potrafił powiedzieć,
dlaczego.
Sam stęknęła cicho, kątem oka zerkając na zegarek. Nie
miała wiele czasu, ale też nie zostało jej wiele do zrobienia. Przeciągnęła
sznurek, zrobiła podwójny supełek na klamce i, cofając się o dwa kroki, z dumą
spojrzała na swoje dzieło. Z szerokim uśmiechem odwróciła się do chłopaków,
siedzących na kanapie. Oni popatrzyli po sobie i wzruszyli ramionami. Uśmiech
Rudej nieco zbladł, a ramiona lekko opadły.
- No, co? –
zapytała, rozkładając ręce.
Adrien
zacmokał.
- Skąd
wiesz, że to on wejdzie pierwszy?
- Bo on
zawsze to robi – prychnęła, szczególny nacisk kładąc na ‘zawsze’ i machnęła
lekceważąco ręką. – Jeżeli tylko to wam przeszkadza, to rozsiądźcie się
wygodniej, bo przedstawienie rozpocznie się lada chwila.
Pisnęła i
podskakując, klasnęła w ręce, po czym z impetem usiadła między nimi. Wcześniej,
gdy Sam montowała ‘pułapkę’, chłopcy pod jej dyktando ustawili kanapę na wprost
drzwi, by mieć lepszy widok. A Sam była pewna, że będzie na co popatrzeć.
Siedzący
obok niej Matthias wciąż klikał na telefonie, co z czasem zaczęło ją irytować.
Kiedy już miała się odezwać na ten temat, uprzedził ją Frodo.
- Stary, co
ten telefon ci zrobił, że tak go krzywdzisz? – zaśmiał się, trącając Adriena
łokciem, a przyjaciel również zarechotał.
Matthias
nawet nie podniósł głowy.
- Ha ha ha
– sarknął, w końcu wkładając urządzenie do kieszeni spodni. – Jak wam powiem,
kto wczoraj do mnie zadzwonił i z kim sms-uję do tej pory, będziecie zbierać
zęby z podłogi – dodał dumnie, jedną rękę kładąc na oparciu kanapy, a drugą na
kolanie.
Adrien i
Sam wychylili się, wlepiając w niego oczy.
- Kto? –
sapnęła Ruda na wydechu.
Matthias
jeszcze chwilę potrzymał ich w niepewności, lecz sam już nie mogąc wytrzymać,
zatrząsł się i wyszczerzył, robiąc dziwny ruch ręką.
- Lavinia
Grimm!
-
Pieprzysz! – krzyknęła Sam.
Adrien
otworzył szeroko usta, a Frodo zmarszczył brwi. Ich reakcja bardziej podkręciła
Matthiasa.
- Serio –
poruszył się, podekscytowany; wyglądał jakby tylko czekał na ich wzmożoną
ciekawość, by wszystko opowiedzieć. – Wyobraźcie sobie, najlepsza laska w całej
szkole, może nawet w całym Hamburgu, która umawiała się tylko albo z kapitanem
drużyny siatkarskiej, albo z tancerzami breakedance’a ze Szkoły Tańca,
kombinuje numer DO MNIE, dzwoni i mówi mi, że zawsze jej się podobałem, ale
bała się, że nie będę jej chciał. Czaicie? Że nie będę jej chciał!
- I nie
uważasz, że to śmierdzi? – zapytał powoli Frodo.
Matthias
tylko machnął ręką.
- Nonsens,
przecież…
- Ciiii,
idą! – przerwała mu Sam i zatarła ręce.
Cała czwórka
spojrzała na drzwi. Słychać było za nimi zbliżające się głosy. Klamka się
poruszyła, drzwi otworzyły się z rozmachem i tylko przez ułamek sekundy
dostrzegli lodowaty wyraz twarzy Billa, ponieważ chwilę później całą jego
postawę, w większej ilości pozostając na czubku głowy, obsypał puch z poduszki.
Czarny stanął jak wryty, pozwalając by biała lawina wdarła mu się do otwartych
ust, spoczęła na rzęsach, zakrywając niemal dokładnie każdy kawałek jego ciała.
Sam aż oniemiała, lecz zanim naszła ją fala nieopanowanego śmiechu oceniła, że
naprawdę ciężko będzie wyjąć te wszystkie piórka z perfekcyjnie ułożonego
irokeza na godzinę przed koncertem.
Zza pleców
Billa wychylił się Tom.
- Masz
przejebane – powiedział ostrożnie, zerkając na brata. – Lepiej po prostu
spieprzaj stąd.
- ZABIJĘ
CIĘ, MAŁA GLIZDO!!! – wrzasnął Bill, kiedy Sam przeskoczyła przez oparcie
kanapy i rzuciła się do ucieczki.
-
Aaaaaaaa…!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz