Fabian otworzył laptopa i nacisnął mały przycisk w lewym
górnym rogu. Zanim system się włączył, zdążył przynieść aparat z torby razem z
kablem i upić łyk chłodnej kawy. Kiedy już wszystkie ikonki na pulpicie się
aktywowały, podłączył aparat do komputera. Ponownie pociągnął napój z
papierowego kubka, podczas gdy uruchomił się program do katalogowania i obróbki
zdjęć. Kliknął na pierwsze i strzałkami oglądał następne. Dzisiejsza sesja nie
była najgorsza, pomyślał. Jeszcze gdyby ta modelka tak jawnie na niego nie
leciała i nie obrażała się o byle co. Była atrakcyjna, to prawda, może nawet
mogłoby coś z tego być, gdyby jego myśli wciąż nie zaprzątała rudowłosa
małolata. Uśmiechnął się na samo jej wspomnienie. Przyciągała go jak magnez, z
trudem powstrzymywał się by nie dzwonić do niej codziennie i umawiać się na
randkę, czy – jak to ona nazywała –
spotkania. Jednak wiedział, że musi być cierpliwy – gdy plan Davida się
powiedzie, będzie jej miał pod dostatkiem. Choć szczerze wątpił, żeby to mu w
pełni wystarczyło.
You’re just a fantasy, girl
It’s an impossible
world
All I want is to be
with you always
I need you every day,
pay some attention to me*
A właśnie,
a propos Sam…
Skończył
przeglądać zdjęcia z sesji i teraz na jego ekranie pojawiła się Ruda. Udało mu
się uchwycić moment, kiedy uśmiechała się, odbierając kartę do pokoju hotelowego.
Następnie ukazywała ją, śpiewającą podczas soundcheck. Na kolejnym wchodziła na
scenę już podczas koncertu. Te i temu podobne zdjęcia zalegały na jego twardym
dysku, a wszystkie zrobił z ukrycia. Z dumą stwierdził, że były bardzo dobre, w
końcu doświadczenie paparazzo na coś się przydało. Może przez chwilę przemknęło
mu przez myśl, że to nie do końca normalne, ale właśnie wtedy na ekranie
ukazała się jej sylwetka od pasa w górę, gdy śmiała się z dowcipu Matthiasa za
kulisami. Zatrzymał się dłużej przy tej fotce, nie mogąc nasycić oczu jej
widokiem. Była absolutnie cudowna i marzył o tym, by móc w końcu profesjonalnie
robić jej zdjęcia, nie z ukrycia. Choć musiał przyznać, że David zgrabnie
tuszował jego obecność tutaj. Zawsze trzymał go blisko – czasem nawet w tym
samym hotelu – by on mógł zaskarbić sobie zaufanie Sam. Na początku nie
rozumiał, po co ta cała farsa, ale Jost wytłumaczył mu to, jakby to była
najoczywistsza rzecz na świecie:
- Jesteś
najtańszy. Znacznie mniej będzie mnie kosztować wożenie cię ze sobą, niż
zatrudnienie innego fotografa, który by wziął trzy razy większą stawkę. Po
prostu złapiesz Sam na swój urok osobisty i nie będzie marudzić o swojej
przyjaciółce. Zobaczysz, jeszcze sama do mnie przyjdzie i powie, że możesz
zostać.
Gdy wciąż
wpatrywał się w jej zdjęcie, jego komórka się rozdzwoniła, wędrując po stoliku,
niesiona wibracjami. Spojrzał na wyświetlacz, uśmiechnął się szeroko, a jego
serce wywinęło koziołka.
- Cześć,
Płomyczku – powiedział powoli, wstając i kładąc się na łóżku. – Chyba
przywołałem cię myślami…
- Cześć! To
fajnie… Co robisz?
- Aa… -
zająknął się, zerkając na laptopa. – Trochę pracuję. A coś się stało?
Sam
westchnęła.
- Czyli ci
przeszkadzam? Nie możesz rozmawiać?
- Nie, nie
– odparł szybko w obawie, że mogłaby się rozłączyć. – Dla ciebie zawsze mam
czas.
Wydała z
siebie dziwny odgłos i mógłby przysiąc, że się zaczerwieniła. Gdyby wiedziała,
że jest w tym samym mieście, zaledwie kilka ulic dalej…
- To co się
dzisiaj u ciebie działo? – zapytał ciepło, ułożył się wygodnie i zaczął
słuchać.
Nawet gdyby
przynudzała, mógłby jej słuchać całą noc. Nie czuł się tak cudownie odkąd
zasnęli u niej w pokoju. Pamiętał, jak wtuliła się w niego, kładąc głowę na
piersi i obejmując w pasie. Starał się nie oddychać zbyt gwałtownie, by jej nie
obudzić i sam zasnął dopiero po godzinie. Wprawdzie pobudka nie należała do
najprzyjemniejszych w jego życiu, bo widok rozwścieczonego brata Sam na długo
pozostanie mu w pamięci, ale mimo wszystko warto było.
Uśmiechnął
się pod nosem, słysząc jak coraz słabszy ma głos i ziewa w międzyczasie.
- Chyba
czas spać, co? – zaśmiał się, a ona jęknęła cicho.
- Ty zawsze
wiesz, kiedy… Ale masz rację, padam z nóg – nastała krótka przerwa, a po chwili
Sam odezwała się cicho: - Zadzwonisz jutro?
- Oczywiście.
Odetchnęła
z ulgą.
- To
dobranoc, Fabian.
- Śpij
dobrze, Płomyczku – odparł, a kiedy usłyszał przerywany sygnał, dodał ciszej: -
Obym ci się przyśnił.
Sam odłożyła telefon na stolik, ale nie zamknęła oczu.
Wciąż się uśmiechała, choć nie wiedziała czemu. Przecież to była tylko rozmowa,
nawet o niczym konkretnym, bo i tak najwięcej mówiła ona, ale mimo wszystko
było jej tak dobrze. Tak ciepło, jak jeszcze nigdy. To, jak wypowiadał
‘Płomyczku’ przyprawiało ją o dreszcze i gorąco uderzało do twarzy. Taki dziwny
stan, którego jeszcze nigdy nie przeżywała, ale wiedziała jakim mianem go
określić: zauroczenie. Zakryła głowę kołdrą i zachichotała. Tak, zauroczenie.
Bardzo go lubiła, spędzać z nim czas i rozmawiać. Na jego widok serce biło
szybciej, a uśmiech sam wstępował na usta. Kiedy przypadkiem jej dotknął, miała
wrażenie, że zostawił palący znak na jej skórze. I to dziwne, acz przyjemne
uczucie w klatce piersiowej, kiedy patrzył jej w oczy lub się uśmiechał. Ponad
to ostatnio czuła się naprawdę dobrze, śmiała się prawie bez przerwy i nawet
dla Szczoty była milsza. Powinien to docenić swoją drogą.
Wygrzebała
się z pościeli i idąc do lustra, przetarła oczy dłonią. Spojrzała na swoje
odbicie i intensywnie pomarańczową grzywkę. Niedbale przeczesała ją palcami i
uśmiechnęła się szeroko. Nie mogła już wytrzymać i musiała coś zmienić z
włosami. Na początku miała sięgnąć po nożyczki i nimi coś zdziałać, lecz po
chwili przypomniała sobie, że został jej nieduży kawałek pomarańczowej bibuły.
Niewiele myśląc zmoczyła ją i kilkukrotnie przetarła włosy nad oczami. Może
długo nie będzie się trzymać, ale do czasu aż się zmyje, wymyśli coś innego.
Kiedy
wreszcie udało jej się zasnąć, męczył ją koszmar. Stała w zagraconym pokoju, a
naokoło niej leżeli jacyś ludzie. Początkowo nie mogła ich rozpoznać, jakby nie
mieli twarzy, ale zaraz dostrzegła, że to Adrien, Matthias, Frodo, Jas, jej
rodzice i Fabian. Wszyscy byli martwi, czuła to - jakby ta śmierć oplotła ją
lepkimi mackami i wkradała paniczny strach do umysłu. Nie mogła się poruszyć,
była jak sparaliżowana, krzyczała ile sił w płucach, ale miała wrażenie, że
tylko bezdźwięcznie otwiera usta, choć tak bardzo chciała wydać z siebie jakiś
odgłos. Z oczu tryskały jej ogromne słone krople, jedna za drugą, gdy widziała,
jak jej bliscy wpatrują się w przestrzeń pustym wzrokiem…
Zerwała się
na łóżku, a twarz miała mokrą od łez. Oddychała szybko, nie mogąc się uspokoić,
a przed sobą wciąż widziała zwłoki najdroższych jej osób na świecie.
- Adrien… -
wyszeptała drżąco.
Wybiegła z
pokoju, a oślepiona światłem na korytarzu, zakryła oczy dłonią i po omacku
znalazła drogę. Weszła do pokoju i od razu wsunęła się pod kołdrę. Przytuliła
się mocno do brata i poczuła, że jest w samych bokserkach. Kiedy poruszył się i
mruknął przez sen, powiedziała cicho:
- Miałam
straszny sen… Straszny…
On
przytulił ją mocniej, by spokojnie zasnęła. I tak się stało.
Czas stanął w miejscu. Powietrze zgęstniało, a ziemia
przestała się obracać, gdy w końcu poczuł to, co tak długo dusił w sobie. Nie
mógł oderwać od niej wzroku, choć nie wyglądała jakoś specjalnie atrakcyjnie.
Za duża koszulka nocna z trzema minami SpongeBob’a (bo kogóż by innego?) z
ledwością zakrywająca chude kolana, włosy sterczące na wszystkie strony, a
grzywka w kolorze soczystej pomarańczy zadarła się fikuśnie do góry. Jednak to
nie to przykuło jego uwagę i tak go sparaliżowało. Były to jej oczy –
intensywnie zielone, połyskujące i lekko zaspane tęczówki wpatrywały się w
niego z niepokojem i niepewnością, bo to nie do tego pokoju miała się dostać.
Nie w tym łóżku miała się znaleźć, nie w te ramiona paść, gdy obudził ją
koszmar. Patrzyli sobie w oczy, a on nieświadomie zrobił dwa kroki do przodu.
Wtedy jej spojrzenie prześlizgnęło się w dół, a twarz oblała uroczym rumieńcem.
Z ledwością powstrzymał się, by nie palnąć się otwartą dłonią w czoło. Przecież
był w samych bokserkach!
- Oj… -
wyrwało mu się i porwał ręcznik w oparcia krzesła.
Opasał się
nim, a kiedy podniósł oczy, Sam stała już dwa kroki bliżej niego. Kolana prawie
się pod nim ugięły, kiedy obdarzyła go tak przenikliwym spojrzeniem i tym razem
to jego policzki zapłonęły. Nie kontrolował się zupełnie, jego ciało samo
robiło to, co uważało za słuszne, a on jakby tylko się temu poddawał. Była na
wyciągnięcie ręki, więc złapał ją za dłoń, delikatnie wplatając w nią palce i
przyciągnął do siebie, powoli obejmując w pasie. Zaczęła się wiercić, walcząc
sama ze sobą i z nim, do końca nie wiedząc, czy chce się uwolnić, czy jednak
woli zostać. Przytknął wargi do jej czoła i wzmocnił uścisk. Zadrżała.
- Ćśiii… -
zamruczał, przesuwając ustami po jej twarzy i zatrzymując się na policzku. –
Nie bój się.
Słyszał,
jak głośno oddycha i niemal mógł przysiąc, że czuje jak mocno bije jej serce.
Przeniósł dłonie na jej twarz i nakierował jej usta na swoje. Przez chwilę miał
wrażenie, że próbuje się wyrwać, ale jej znikomy opór opadł i oddała mu się. Z
ledwością mógł oddychać i gdy ją pocałował, poczuł mrowienie w całej twarzy
oraz w okolicach podbrzusza. Uśmiechnął się posmakował jej ust jeszcze raz, i
następny, i kolejny. Były tak rozkosznie miękkie i delikatne, tak czyste, bo
wiedział, że jako pierwszy traktuje je w taki sposób. A ona sama była tak
słodko bezradna i niedoświadczona, że ledwie mógł znieść tą myśl, która paliła
go przyjemnym ogniem w klatce piersiowej.
Nieśmiało
położyła drżące dłonie na jego plecach, a kiedy dotknęły nagiej skóry,
wzdrygnęły się i natychmiast poderwały, a ona odsunęła się delikatnie,
wzdychając i otwierając oczy. Miał wrażenie, że chce się spojrzeć na nie
spojrzeć, ale nie dał jej tego zrobić, chwytając w palce jej podbródek ponownie
nakierował jej wargi na swoje, a w dłonie ujął jej drobne palce. Położył je
sobie na klatce piersiowej i, nie przestając jej całować, przesunął opuszkami
po swojej skórze. Przeszedł go przyjemny dreszcz, a w głowie zawirowało, świat
oszalał. Sam drżała już na całym ciele, nieporadnie oddając pocałunek. Podniósł
jedną jej dłoń i na chwilę się od niej odrywając, ucałował wewnętrzną jej
stronę, potem nadgarstek i je obie położył sobie na szyi. Pocałował jej
policzek, potem szyję i zanurzył twarz w jej włosach, mocno ją przytulając.
Nosem wodząc po jej ramieniu, walczył ze sobą usilni, bo tak bardzo jej
pragnął, że z ledwością nad sobą panował, by nie zacząć jej rozbierać. Taka
słodka, taka niewinna, taka krucha, taka śliczna, taka tylko jego…
Gdy znów ją
pocałował, tym razem gwałtowniej, poczuł, że go odpycha. Myśląc, że to kolejny
słaby bunt, przytrzymał ją mocniej i wtedy jej pięta wylądowała na jego stopie.
Jęknął i się skrzywił.
- Odwal
się, Szczoto – mruknęła niewyraźnie, tym razem odtrącając go skuteczniej i
głośno zaczerpnęła powietrza, po czym szybko wybiegła z pokoju.
Gorycz
rozlała mu się w sercu, a nienawiść buchnęła w żyłach. Smarkaty gnom.
Chwiejnym
krokiem podszedł do łóżka i usiadł na rozkopanej pościeli, patrząc tępym
wzrokiem przed siebie. Powoli i dokładnie oblizał usta, gdzie pozostało
ostatnie namacalne wspomnienie tego, co się stało. Zmarszczył brwi.
Smarkaty
gnom…
Kiedy tylko Sam znalazła się na korytarzu, oparła się o
ścianę i odetchnęła głęboko. Mimo prób uspokojenia się, serce wciąż waliło jej
w piersi jak dzwon. Nie mogła pozbierać myśli, przed oczami wciąż miała twarz
Billa tak blisko, prawie cały czas czuła jego dotyk, a dłonie wręcz piekły ją
od spotkania z jego nagą skórą. To nigdy nie powinno się stać, jak on mógł to
zrobić? To niedopuszczalne, nie powinno się wydarzyć, nigdy! I dlatego musi się
zachowywać tak, jakby ta sytuacja nigdy nie miała miejsca. Zamrugała szybko
powiekami, wymazując twarz Czarnego sprzed siebie i drżącą dłonią dotknęła
czoła. Poczuła, że jej twarz płonie. Odetchnęła.
- No dalej,
przecież to nic trudnego zapomnieć… - mruknęła, starając się myśleć o czymś
innym.
Okazało
się, że jest to trudniejsze niż myślała. Wciąż i wciąż do jej myśli powracał
ten moment, kiedy poczuła jego usta, kiedy ją objął, przytulił. Nie chciała
tego, Boże, jak ona tego nie chciała teraz widzieć! Nie może o tym myśleć, to
pogorszy sprawę, zwłaszcza wtedy, gdy zrozumiała, jakim uczuciem darzy Fabiana.
To się nigdy nie zdarzyło, nigdy! A jeżeli Szczota choć napomknie coś na ten
temat, rozwali mu nos, tym razem na pewno.
Gdy
przechodziła obok pokoju Adriena, wydawało jej się, że usłyszała jakieś głosy
dochodzące z wewnątrz. Nie miała pojęcia, która jest godzina, ale dzisiaj mieli
wolne, więc mogli pospać dłużej. Dlatego też nieśmiało zapukała do pokoju
brata. Po chwili drzwi się uchyliły, szybciej aniżeli ktoś miałby wstać z łóżka
i do nich podejść.
- Sam? Co
się stało?
Adrien był
kompletnie ubrany z telefonem w ręku i wyglądał, jakby wychodził.
- To chyba
ja powinnam się o to zapytać – odpowiedziała, dłonią wskazując na niego. –
Gdzieś się wybierasz?
- Lecę do
Hamburga.
- CO?! –
prawie wrzasnęła, a potem parsknęła śmiechem. – Dobry dowcip. A teraz poważnie,
o co chodzi?
Gdy
wymownie na nią spojrzał i przez chwilę nastała cisza, Sam zrobiła wielkie
oczy.
- Serio
lecisz do Hamburga? Chyba cię pogięło. Jutro mamy koncert!
- Anke do
mnie dzwoniła – powiedział, macając się po kieszeniach spodni i znikając w
pokoju. – Podobno ma mi coś ważnego do powiedzenia i to nie jest rozmowa na
telefon.
Sam
zamknęła szybko drzwi i przekręciła klucz w zamku. Podeszła do brata i
potrząsnęła nim.
-
Oszalałeś?! Człowieku, jak David dowie się o tym, to leżymy! Wywali nas na
zbity pysk, więc siedzisz na tyłku i nigdzie się nie ruszasz.
- Nie
rozumiesz? Anke sama się do mnie odezwała! Dostałem być może ostatnią szansę i
muszę ją wykorzystać. Zrozum, ja bez niej nie istnieję. Ona jest całym moim
światem, powietrzem dla mnie! Czuję, jakbym dostał skrzydeł i mógł polecieć na
nich do Niemiec.
- Jak cię
walnę to hukniesz o ziemię – warknęła Ruda. – Wszystko potrafię zrozumieć, ale
bez przesady! Tyle czasu milczała, ty cierpiałeś i zbierałeś się do kupy, a
teraz co? Polecisz do Niemiec, a ona powie ci, że to definitywny koniec?
Popłacze się, żebyś to ty miał poczucie winy i wyrzuty sumienia…
Adrien
zmarszczył czoło i chrząknął znacząco.
- Myślałem,
że lubisz Anke… - powiedział powoli.
- Lubiłam –
poprawiła go, mierząc w niego groźnie palcem wskazującym. – Okropnie cię
potraktowała i zraniła, już jej nie lubię.
- Sam…
Ruda nagle
zdała sobie sprawę z tego, że jej brat ma łzy w oczach. Cieszył się tak bardzo,
że Anke w końcu nawiązała z nim kontakt, że był w stanie zaryzykować ich
karierę, by się z nią zobaczyć. Naprawdę ją kochał, nigdy nie przestał i Sam
dopiero teraz uświadomiła sobie, jak mocne jest jego uczucie. Widząc to
wszystko po prostu nie mogła mu tego odebrać.
- Poczekaj,
zrobimy inaczej – zaczęła spokojnie, intensywnie myśląc.
Odeszła na
chwilę, maszerując po pokoju i marszcząc czoło. W końcu pstryknęła palcami w
powietrzu, szczerząc się do brata.
- Już wiem.
Jas niedługo ma urodziny i mam pomysł na prezent dla niej. Za tydzień trafia
nam się spora luka w Tokio, trzy dni wolne. Wtedy polecimy do Hamburga. Ja na
urodziny Jas, a ty zobaczyć się z Anke. Może tak być?
On również
się wyszczerzył i mocno ją przytulił.
- Zawsze
mogę na ciebie liczyć, jesteś świetna.
I właśnie w
tym momencie ktoś szarpnął mocno za klamkę, a gdy napotkał opór, zapukał
energicznie. Sam i Adrien spojrzeli na siebie zdziwieni i otworzyli drzwi, za
którymi ukazał im się Matthias.
- Patrzcie,
co mam! – wrzasnął i pokazał im nadgarstek prawej ręki, unosząc go do góry.
Widniał
tam, jeszcze z czerwoną obwódką na skórze, utkany z pięciolinii napis „Killing
Pleasure”.
- Dziwny jesteś, serio – powiedział Georg, chodząc w te i
z powrotem po pokoju. – Najpierw ją dusisz, potem całujesz… Może potrzebujesz
pomocy specjalisty?
Bill tylko
obdarzył go pogardliwym spojrzeniem, na co basista wzruszył ramionami, a Gustav
parsknął krótko. Tom szukał czegoś w walizce brata, a gdy przestał chaotycznie
przewracać jego rzeczy, oczy Czarnego rozszerzyły się.
- Chłopaki,
zostawcie nas samych – powiedział twardo tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Gdy drzwi
zamknęły się za Gustavem, podniósł się i rzucił plastikowym słoiczkiem na
tabletki w brata.
- Co to
jest? – zapytał ostro. – Zdaje się, że ostatnio wszystko ci wyrzuciłem, skąd to
znowu masz?
Bill przez
chwilę się nie poruszał, nawet nie drgnął, gdy opakowanie uderzyło go w
policzek, aż w końcu podniósł się i jak gdyby nigdy nic, przeszedł obok Toma.
- Pierdol
się.
I zniknął w
łazience.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz