22 listopada 2012

28

[Bruno Mars - Marry You]



            Fabian otworzył laptopa i nacisnął mały przycisk w lewym górnym rogu. Zanim system się włączył, zdążył przynieść aparat z torby razem z kablem i upić łyk chłodnej kawy. Kiedy już wszystkie ikonki na pulpicie się aktywowały, podłączył aparat do komputera. Ponownie pociągnął napój z papierowego kubka, podczas gdy uruchomił się program do katalogowania i obróbki zdjęć. Kliknął na pierwsze i strzałkami oglądał następne. Dzisiejsza sesja nie była najgorsza, pomyślał. Jeszcze gdyby ta modelka tak jawnie na niego nie leciała i nie obrażała się o byle co. Była atrakcyjna, to prawda, może nawet mogłoby coś z tego być, gdyby jego myśli wciąż nie zaprzątała rudowłosa małolata. Uśmiechnął się na samo jej wspomnienie. Przyciągała go jak magnez, z trudem powstrzymywał się by nie dzwonić do niej codziennie i umawiać się na randkę, czy – jak to ona nazywała  – spotkania. Jednak wiedział, że musi być cierpliwy – gdy plan Davida się powiedzie, będzie jej miał pod dostatkiem. Choć szczerze wątpił, żeby to mu w pełni wystarczyło.

You’re just a fantasy, girl
It’s an impossible world
All I want is to be with you always
I need you every day, pay some attention to me*

A właśnie, a propos Sam…
Skończył przeglądać zdjęcia z sesji i teraz na jego ekranie pojawiła się Ruda. Udało mu się uchwycić moment, kiedy uśmiechała się, odbierając kartę do pokoju hotelowego. Następnie ukazywała ją, śpiewającą podczas soundcheck. Na kolejnym wchodziła na scenę już podczas koncertu. Te i temu podobne zdjęcia zalegały na jego twardym dysku, a wszystkie zrobił z ukrycia. Z dumą stwierdził, że były bardzo dobre, w końcu doświadczenie paparazzo na coś się przydało. Może przez chwilę przemknęło mu przez myśl, że to nie do końca normalne, ale właśnie wtedy na ekranie ukazała się jej sylwetka od pasa w górę, gdy śmiała się z dowcipu Matthiasa za kulisami. Zatrzymał się dłużej przy tej fotce, nie mogąc nasycić oczu jej widokiem. Była absolutnie cudowna i marzył o tym, by móc w końcu profesjonalnie robić jej zdjęcia, nie z ukrycia. Choć musiał przyznać, że David zgrabnie tuszował jego obecność tutaj. Zawsze trzymał go blisko – czasem nawet w tym samym hotelu – by on mógł zaskarbić sobie zaufanie Sam. Na początku nie rozumiał, po co ta cała farsa, ale Jost wytłumaczył mu to, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie:
- Jesteś najtańszy. Znacznie mniej będzie mnie kosztować wożenie cię ze sobą, niż zatrudnienie innego fotografa, który by wziął trzy razy większą stawkę. Po prostu złapiesz Sam na swój urok osobisty i nie będzie marudzić o swojej przyjaciółce. Zobaczysz, jeszcze sama do mnie przyjdzie i powie, że możesz zostać.
Gdy wciąż wpatrywał się w jej zdjęcie, jego komórka się rozdzwoniła, wędrując po stoliku, niesiona wibracjami. Spojrzał na wyświetlacz, uśmiechnął się szeroko, a jego serce wywinęło koziołka.
- Cześć, Płomyczku – powiedział powoli, wstając i kładąc się na łóżku. – Chyba przywołałem cię myślami…
- Cześć! To fajnie… Co robisz?
- Aa… - zająknął się, zerkając na laptopa. – Trochę pracuję. A coś się stało?
Sam westchnęła.
- Czyli ci przeszkadzam? Nie możesz rozmawiać?
- Nie, nie – odparł szybko w obawie, że mogłaby się rozłączyć. – Dla ciebie zawsze mam czas.
Wydała z siebie dziwny odgłos i mógłby przysiąc, że się zaczerwieniła. Gdyby wiedziała, że jest w tym samym mieście, zaledwie kilka ulic dalej…
- To co się dzisiaj u ciebie działo? – zapytał ciepło, ułożył się wygodnie i zaczął słuchać.
Nawet gdyby przynudzała, mógłby jej słuchać całą noc. Nie czuł się tak cudownie odkąd zasnęli u niej w pokoju. Pamiętał, jak wtuliła się w niego, kładąc głowę na piersi i obejmując w pasie. Starał się nie oddychać zbyt gwałtownie, by jej nie obudzić i sam zasnął dopiero po godzinie. Wprawdzie pobudka nie należała do najprzyjemniejszych w jego życiu, bo widok rozwścieczonego brata Sam na długo pozostanie mu w pamięci, ale mimo wszystko warto było.
Uśmiechnął się pod nosem, słysząc jak coraz słabszy ma głos i ziewa w międzyczasie.
- Chyba czas spać, co? – zaśmiał się, a ona jęknęła cicho.
- Ty zawsze wiesz, kiedy… Ale masz rację, padam z nóg – nastała krótka przerwa, a po chwili Sam odezwała się cicho: - Zadzwonisz jutro?
- Oczywiście.
Odetchnęła z ulgą.
- To dobranoc, Fabian.
- Śpij dobrze, Płomyczku – odparł, a kiedy usłyszał przerywany sygnał, dodał ciszej: - Obym ci się przyśnił.



            Sam odłożyła telefon na stolik, ale nie zamknęła oczu. Wciąż się uśmiechała, choć nie wiedziała czemu. Przecież to była tylko rozmowa, nawet o niczym konkretnym, bo i tak najwięcej mówiła ona, ale mimo wszystko było jej tak dobrze. Tak ciepło, jak jeszcze nigdy. To, jak wypowiadał ‘Płomyczku’ przyprawiało ją o dreszcze i gorąco uderzało do twarzy. Taki dziwny stan, którego jeszcze nigdy nie przeżywała, ale wiedziała jakim mianem go określić: zauroczenie. Zakryła głowę kołdrą i zachichotała. Tak, zauroczenie. Bardzo go lubiła, spędzać z nim czas i rozmawiać. Na jego widok serce biło szybciej, a uśmiech sam wstępował na usta. Kiedy przypadkiem jej dotknął, miała wrażenie, że zostawił palący znak na jej skórze. I to dziwne, acz przyjemne uczucie w klatce piersiowej, kiedy patrzył jej w oczy lub się uśmiechał. Ponad to ostatnio czuła się naprawdę dobrze, śmiała się prawie bez przerwy i nawet dla Szczoty była milsza. Powinien to docenić swoją drogą.
Wygrzebała się z pościeli i idąc do lustra, przetarła oczy dłonią. Spojrzała na swoje odbicie i intensywnie pomarańczową grzywkę. Niedbale przeczesała ją palcami i uśmiechnęła się szeroko. Nie mogła już wytrzymać i musiała coś zmienić z włosami. Na początku miała sięgnąć po nożyczki i nimi coś zdziałać, lecz po chwili przypomniała sobie, że został jej nieduży kawałek pomarańczowej bibuły. Niewiele myśląc zmoczyła ją i kilkukrotnie przetarła włosy nad oczami. Może długo nie będzie się trzymać, ale do czasu aż się zmyje, wymyśli coś innego.
Kiedy wreszcie udało jej się zasnąć, męczył ją koszmar. Stała w zagraconym pokoju, a naokoło niej leżeli jacyś ludzie. Początkowo nie mogła ich rozpoznać, jakby nie mieli twarzy, ale zaraz dostrzegła, że to Adrien, Matthias, Frodo, Jas, jej rodzice i Fabian. Wszyscy byli martwi, czuła to - jakby ta śmierć oplotła ją lepkimi mackami i wkradała paniczny strach do umysłu. Nie mogła się poruszyć, była jak sparaliżowana, krzyczała ile sił w płucach, ale miała wrażenie, że tylko bezdźwięcznie otwiera usta, choć tak bardzo chciała wydać z siebie jakiś odgłos. Z oczu tryskały jej ogromne słone krople, jedna za drugą, gdy widziała, jak jej bliscy wpatrują się w przestrzeń pustym wzrokiem…
Zerwała się na łóżku, a twarz miała mokrą od łez. Oddychała szybko, nie mogąc się uspokoić, a przed sobą wciąż widziała zwłoki najdroższych jej osób na świecie.
- Adrien… - wyszeptała drżąco.
Wybiegła z pokoju, a oślepiona światłem na korytarzu, zakryła oczy dłonią i po omacku znalazła drogę. Weszła do pokoju i od razu wsunęła się pod kołdrę. Przytuliła się mocno do brata i poczuła, że jest w samych bokserkach. Kiedy poruszył się i mruknął przez sen, powiedziała cicho:
- Miałam straszny sen… Straszny…
On przytulił ją mocniej, by spokojnie zasnęła. I tak się stało.


            Czas stanął w miejscu. Powietrze zgęstniało, a ziemia przestała się obracać, gdy w końcu poczuł to, co tak długo dusił w sobie. Nie mógł oderwać od niej wzroku, choć nie wyglądała jakoś specjalnie atrakcyjnie. Za duża koszulka nocna z trzema minami SpongeBob’a (bo kogóż by innego?) z ledwością zakrywająca chude kolana, włosy sterczące na wszystkie strony, a grzywka w kolorze soczystej pomarańczy zadarła się fikuśnie do góry. Jednak to nie to przykuło jego uwagę i tak go sparaliżowało. Były to jej oczy – intensywnie zielone, połyskujące i lekko zaspane tęczówki wpatrywały się w niego z niepokojem i niepewnością, bo to nie do tego pokoju miała się dostać. Nie w tym łóżku miała się znaleźć, nie w te ramiona paść, gdy obudził ją koszmar. Patrzyli sobie w oczy, a on nieświadomie zrobił dwa kroki do przodu. Wtedy jej spojrzenie prześlizgnęło się w dół, a twarz oblała uroczym rumieńcem. Z ledwością powstrzymał się, by nie palnąć się otwartą dłonią w czoło. Przecież był w samych bokserkach!
- Oj… - wyrwało mu się i porwał ręcznik w oparcia krzesła.
Opasał się nim, a kiedy podniósł oczy, Sam stała już dwa kroki bliżej niego. Kolana prawie się pod nim ugięły, kiedy obdarzyła go tak przenikliwym spojrzeniem i tym razem to jego policzki zapłonęły. Nie kontrolował się zupełnie, jego ciało samo robiło to, co uważało za słuszne, a on jakby tylko się temu poddawał. Była na wyciągnięcie ręki, więc złapał ją za dłoń, delikatnie wplatając w nią palce i przyciągnął do siebie, powoli obejmując w pasie. Zaczęła się wiercić, walcząc sama ze sobą i z nim, do końca nie wiedząc, czy chce się uwolnić, czy jednak woli zostać. Przytknął wargi do jej czoła i wzmocnił uścisk. Zadrżała.
- Ćśiii… - zamruczał, przesuwając ustami po jej twarzy i zatrzymując się na policzku. – Nie bój się.
Słyszał, jak głośno oddycha i niemal mógł przysiąc, że czuje jak mocno bije jej serce. Przeniósł dłonie na jej twarz i nakierował jej usta na swoje. Przez chwilę miał wrażenie, że próbuje się wyrwać, ale jej znikomy opór opadł i oddała mu się. Z ledwością mógł oddychać i gdy ją pocałował, poczuł mrowienie w całej twarzy oraz w okolicach podbrzusza. Uśmiechnął się posmakował jej ust jeszcze raz, i następny, i kolejny. Były tak rozkosznie miękkie i delikatne, tak czyste, bo wiedział, że jako pierwszy traktuje je w taki sposób. A ona sama była tak słodko bezradna i niedoświadczona, że ledwie mógł znieść tą myśl, która paliła go przyjemnym ogniem w klatce piersiowej.
Nieśmiało położyła drżące dłonie na jego plecach, a kiedy dotknęły nagiej skóry, wzdrygnęły się i natychmiast poderwały, a ona odsunęła się delikatnie, wzdychając i otwierając oczy. Miał wrażenie, że chce się spojrzeć na nie spojrzeć, ale nie dał jej tego zrobić, chwytając w palce jej podbródek ponownie nakierował jej wargi na swoje, a w dłonie ujął jej drobne palce. Położył je sobie na klatce piersiowej i, nie przestając jej całować, przesunął opuszkami po swojej skórze. Przeszedł go przyjemny dreszcz, a w głowie zawirowało, świat oszalał. Sam drżała już na całym ciele, nieporadnie oddając pocałunek. Podniósł jedną jej dłoń i na chwilę się od niej odrywając, ucałował wewnętrzną jej stronę, potem nadgarstek i je obie położył sobie na szyi. Pocałował jej policzek, potem szyję i zanurzył twarz w jej włosach, mocno ją przytulając. Nosem wodząc po jej ramieniu, walczył ze sobą usilni, bo tak bardzo jej pragnął, że z ledwością nad sobą panował, by nie zacząć jej rozbierać. Taka słodka, taka niewinna, taka krucha, taka śliczna, taka tylko jego…
Gdy znów ją pocałował, tym razem gwałtowniej, poczuł, że go odpycha. Myśląc, że to kolejny słaby bunt, przytrzymał ją mocniej i wtedy jej pięta wylądowała na jego stopie. Jęknął i się skrzywił.
- Odwal się, Szczoto – mruknęła niewyraźnie, tym razem odtrącając go skuteczniej i głośno zaczerpnęła powietrza, po czym szybko wybiegła z pokoju.
Gorycz rozlała mu się w sercu, a nienawiść buchnęła w żyłach. Smarkaty gnom.
Chwiejnym krokiem podszedł do łóżka i usiadł na rozkopanej pościeli, patrząc tępym wzrokiem przed siebie. Powoli i dokładnie oblizał usta, gdzie pozostało ostatnie namacalne wspomnienie tego, co się stało. Zmarszczył brwi.
Smarkaty gnom…



            Kiedy tylko Sam znalazła się na korytarzu, oparła się o ścianę i odetchnęła głęboko. Mimo prób uspokojenia się, serce wciąż waliło jej w piersi jak dzwon. Nie mogła pozbierać myśli, przed oczami wciąż miała twarz Billa tak blisko, prawie cały czas czuła jego dotyk, a dłonie wręcz piekły ją od spotkania z jego nagą skórą. To nigdy nie powinno się stać, jak on mógł to zrobić? To niedopuszczalne, nie powinno się wydarzyć, nigdy! I dlatego musi się zachowywać tak, jakby ta sytuacja nigdy nie miała miejsca. Zamrugała szybko powiekami, wymazując twarz Czarnego sprzed siebie i drżącą dłonią dotknęła czoła. Poczuła, że jej twarz płonie. Odetchnęła.
- No dalej, przecież to nic trudnego zapomnieć… - mruknęła, starając się myśleć o czymś innym.
Okazało się, że jest to trudniejsze niż myślała. Wciąż i wciąż do jej myśli powracał ten moment, kiedy poczuła jego usta, kiedy ją objął, przytulił. Nie chciała tego, Boże, jak ona tego nie chciała teraz widzieć! Nie może o tym myśleć, to pogorszy sprawę, zwłaszcza wtedy, gdy zrozumiała, jakim uczuciem darzy Fabiana. To się nigdy nie zdarzyło, nigdy! A jeżeli Szczota choć napomknie coś na ten temat, rozwali mu nos, tym razem na pewno.
Gdy przechodziła obok pokoju Adriena, wydawało jej się, że usłyszała jakieś głosy dochodzące z wewnątrz. Nie miała pojęcia, która jest godzina, ale dzisiaj mieli wolne, więc mogli pospać dłużej. Dlatego też nieśmiało zapukała do pokoju brata. Po chwili drzwi się uchyliły, szybciej aniżeli ktoś miałby wstać z łóżka i do nich podejść.
- Sam? Co się stało?
Adrien był kompletnie ubrany z telefonem w ręku i wyglądał, jakby wychodził.
- To chyba ja powinnam się o to zapytać – odpowiedziała, dłonią wskazując na niego. – Gdzieś się wybierasz?
- Lecę do Hamburga.
- CO?! – prawie wrzasnęła, a potem parsknęła śmiechem. – Dobry dowcip. A teraz poważnie, o co chodzi?
Gdy wymownie na nią spojrzał i przez chwilę nastała cisza, Sam zrobiła wielkie oczy.
- Serio lecisz do Hamburga? Chyba cię pogięło. Jutro mamy koncert!
- Anke do mnie dzwoniła – powiedział, macając się po kieszeniach spodni i znikając w pokoju. – Podobno ma mi coś ważnego do powiedzenia i to nie jest rozmowa na telefon.
Sam zamknęła szybko drzwi i przekręciła klucz w zamku. Podeszła do brata i potrząsnęła nim.
- Oszalałeś?! Człowieku, jak David dowie się o tym, to leżymy! Wywali nas na zbity pysk, więc siedzisz na tyłku i nigdzie się nie ruszasz.
- Nie rozumiesz? Anke sama się do mnie odezwała! Dostałem być może ostatnią szansę i muszę ją wykorzystać. Zrozum, ja bez niej nie istnieję. Ona jest całym moim światem, powietrzem dla mnie! Czuję, jakbym dostał skrzydeł i mógł polecieć na nich do Niemiec.
- Jak cię walnę to hukniesz o ziemię – warknęła Ruda. – Wszystko potrafię zrozumieć, ale bez przesady! Tyle czasu milczała, ty cierpiałeś i zbierałeś się do kupy, a teraz co? Polecisz do Niemiec, a ona powie ci, że to definitywny koniec? Popłacze się, żebyś to ty miał poczucie winy i wyrzuty sumienia…
Adrien zmarszczył czoło i chrząknął znacząco.
- Myślałem, że lubisz Anke… - powiedział powoli.
- Lubiłam – poprawiła go, mierząc w niego groźnie palcem wskazującym. – Okropnie cię potraktowała i zraniła, już jej nie lubię.
- Sam…
Ruda nagle zdała sobie sprawę z tego, że jej brat ma łzy w oczach. Cieszył się tak bardzo, że Anke w końcu nawiązała z nim kontakt, że był w stanie zaryzykować ich karierę, by się z nią zobaczyć. Naprawdę ją kochał, nigdy nie przestał i Sam dopiero teraz uświadomiła sobie, jak mocne jest jego uczucie. Widząc to wszystko po prostu nie mogła mu tego odebrać.
- Poczekaj, zrobimy inaczej – zaczęła spokojnie, intensywnie myśląc.
Odeszła na chwilę, maszerując po pokoju i marszcząc czoło. W końcu pstryknęła palcami w powietrzu, szczerząc się do brata.
- Już wiem. Jas niedługo ma urodziny i mam pomysł na prezent dla niej. Za tydzień trafia nam się spora luka w Tokio, trzy dni wolne. Wtedy polecimy do Hamburga. Ja na urodziny Jas, a ty zobaczyć się z Anke. Może tak być?
On również się wyszczerzył i mocno ją przytulił.
- Zawsze mogę na ciebie liczyć, jesteś świetna.
I właśnie w tym momencie ktoś szarpnął mocno za klamkę, a gdy napotkał opór, zapukał energicznie. Sam i Adrien spojrzeli na siebie zdziwieni i otworzyli drzwi, za którymi ukazał im się Matthias.
- Patrzcie, co mam! – wrzasnął i pokazał im nadgarstek prawej ręki, unosząc go do góry.
Widniał tam, jeszcze z czerwoną obwódką na skórze, utkany z pięciolinii napis „Killing Pleasure”.



          - Dziwny jesteś, serio – powiedział Georg, chodząc w te i z powrotem po pokoju. – Najpierw ją dusisz, potem całujesz… Może potrzebujesz pomocy specjalisty?
Bill tylko obdarzył go pogardliwym spojrzeniem, na co basista wzruszył ramionami, a Gustav parsknął krótko. Tom szukał czegoś w walizce brata, a gdy przestał chaotycznie przewracać jego rzeczy, oczy Czarnego rozszerzyły się.
- Chłopaki, zostawcie nas samych – powiedział twardo tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Gdy drzwi zamknęły się za Gustavem, podniósł się i rzucił plastikowym słoiczkiem na tabletki w brata.
- Co to jest? – zapytał ostro. – Zdaje się, że ostatnio wszystko ci wyrzuciłem, skąd to znowu masz?
Bill przez chwilę się nie poruszał, nawet nie drgnął, gdy opakowanie uderzyło go w policzek, aż w końcu podniósł się i jak gdyby nigdy nic, przeszedł obok Toma.
- Pierdol się.
I zniknął w łazience.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz