dla Schwarz - bo Ona zawsze czeka, dodaje dłuuuugie komentarze i jest znaczącą częścią tego opowiadania <3
[Linkin Park - Breaking The Habit]
[Linkin Park - Breaking The Habit]
„Nowi. Młodzi.
Utalentowani. A przede wszystkim prawdziwi i szczerzy do bólu. Tacy właśnie są
członkowie Killing Pleasure – zespołu, który już sporo namieszał na
europejskiej scenie muzycznej, a jak sami zapowiadają, to dopiero początek.
Zaistnieli dzięki gigantom współczesnej muzyki pop-rockowej, którzy również
zaczynali w ich wieku. Mowa tu oczywiście o Tokio Hotel – jedynemu od wielu lat
zespołowi z Niemiec, który zrobił tak oszałamiającą światową karierę. Dzięki
temu, że Killing Pleasure pod wodzą charyzmatycznej Sam Fischer, grają jako
support na ich nowej trasie koncertowej, mogę teraz siedzieć obok nich i jako
pierwszy przeprowadzać z nimi wywiad…”
Bill oderwał
wzrok od gazety i popatrzył przez okno. Nie najgorszy wstęp, chociaż czytywał
lepsze. Szczególnie bardzo podobała mu się wzmianka o nich jako „gigantach
współczesnej muzyki pop-rockowej”. Uśmiechnął się lekko. Rzeczywiście oni też zaczynali,
będąc w wieku Sam. Gdy tylko sięgnął pamięcią do tego okresu, jego uśmiech się
poszerzył. Byli tacy beztroscy, radośni i pełni wiary w to, że mogą zmienić
świat, a przynajmniej ich własny, który wcale nie był kolorowy. Ich pierwszy
singiel odniósł sukces, którym się upoili i od tamtego momentu wszystko się
zaczęło. Już nie byli w stanie się zatrzymać.
Oderwał się od tych myśli, które stawały się coraz
bardziej ponure i powrócił do lektury.
„W wielkim
skrócie: Sam Fischer na wokalu, Adrien Fischer jako gitara elektryczna,
Matthias Schulz bas, a Friedrich Muller – perkusja.
Dziennikarz: Na początek, na rozluźnienie,
niezobowiązujące pytanie: jak czujecie się w Azji?
Sam: Absolutnie świetnie! Ten kontynent nas
zaczarował, bardzo chcielibyśmy tu kiedyś wrócić.
Matthias: I w końcu Sam obracała się wśród
ludzi jej wzrostu.
Dziennikarz: Rzeczywiście, nie jesteś zbyt
wysoka. [Sam mierzy 160 cm – przyp. red.] Ale, z tego co słyszałem, hałasujesz
najbardziej z całego zespołu.
Adrien: Jakoś musi nadrabiać, nie? Prawie
jej nie widać, więc musi być ją słychać. Chociaż czasami mamy wrażenie, że za
bardzo wzięła sobie to do serca.
Dziennikarz: Co masz na myśli?
Adrien: Dużo mówi.
Matthias: Dużo? Stary, to nakręcona
katarynka.
Frodo: Dajcie jej spokój, to wokalistka,
powinna umieć się wypowiadać.
Sam: Dziękuję, Frodo! Chociaż ty jesteś po
mojej stronie, bo te hieny...
Frodo: Hm, powiedziałem, że ‘powinnaś
umieć’, a nie że umiesz.
[śmieją się]
Dziennikarz: O
twoim wybuchowym temperamencie wiedzą już chyba wszyscy, którzy zdążyli was
poznać. Doskonale przekłada się to na scenę – jesteś na niej jak sprężyna,
pełna życia i wciąż uśmiechnięta. Jakbyś wprost urodziła się, by o robić.
Sam: Dziękuję, to
bardzo miłe, ale nie od samego początku tak było. Fakt, że mam w sobie coś
takiego, że nie mogę usiedzieć w miejscu…
Matthias: To się
nazywa ADHD, chociaż, o dziwo, u niej tego nie stwierdzono.
Sam: …a kiedy
muzyka mnie przepełnia, nogi i ręce zaczynają żyć własnym życiem. Zawsze przed
wyjściem na scenę jestem bardzo spięta, skupiona, boję się, że upadnę i
wygłupię, a przy publiczności, która na początku trasy, czyli w najbardziej
stresującym dla nas momencie, nie przyjęła nas zbyt dobrze, to dodatkowy stres.
Dziennikarz:
Właśnie. Spotkaliście się z pewnego rodzaju wrogością ze strony fanów Tokio
Hotel…
Frodo: Wrogość to
może za duże słowo. Po prostu opóźnialiśmy występ ich gwiazdy, a dodatkowe 40
minut w ścisku, będąc zmuszonym do słuchania i oglądania rudego kurdupla i jego
ekipy, to na pewno nic miłego.
Sam: Sam jesteś
kurdupel!
Frodo: A mam
wstać?
Dziennikarz:
Jednak fani się przełamali i zyskaliście swoją publiczność. A jak wygląda wasza
współpraca z Tokio Hotel?
Adrien: Bardzo
dużo się od nich nauczyliśmy, to maksymalnie doświadczeni, choć wciąż młodzi
faceci. Dobrze nam się współpracuje.
Dziennikarz:
Czyżby? Chodzą dość głośne plotki o kiepskich relacjach twoich, Sam i Billa
Kaulitza. Ścieracie się?
Sam: Może trochę.
Oboje mamy twarde i nieustępliwe charaktery, przez co często dochodzi między
nami do sprzeczek. Ale staramy się szanować.
Dziennikarz: Więc
plotki o romansie są wyssane z palca?
Sam: Oczywiście!
Oficjalnie je dementuję…”
Serce Billa zabiło gwałtowniej i mocniej ścisnął
gazetę, gniotąc ją w dłoniach, a po chwili odrzucił w kąt. Z niewiadomego
powodu stracił ochotę na czytanie. Wstał i zaczął chodzić po pokoju. Jakie to
było dla niej oczywiste! Też coś. Gdyby tylko chciał to mógłby ją mieć, niby w
czym był gorszy od tego całego Fabiana? W niczym.
- Vogel… - powiedział cicho i wrócił do otwartego
laptopa, w którym przeszukiwał Internet zanim zaczął czytać wywiad.
Pamiętał, jak ten chłopak zbladł jak ściana, gdy
rzucił w niego groźbą o ujawnieniu całej prawdy. Był zbyt przerażony, by mogło
chodzić tylko o ukrywanie go przez Davida i te drobne kłamstwa. Musiało chodzić
o coś więcej, coś bardziej śmierdzącego, co za wszelką cenę chce zatuszować, a
on się dowie, co takiego Fabian Vogel chce ukryć przed Sam.
Uparcie i wytrwale przeszukiwał sieć, jednak po
czterdziestu minutach poszukiwań zaczynał tracić nadzieję, że cokolwiek
znajdzie. Kliknął bez przekonania kolejny link i wczytał się bez entuzjazmu w
treść, która wyskoczyła mu na stronie. Z każdą kolejną linijką oczy robiły mu
się większe, a na twarzy jaśniał wyraz tryumfu. A więc miał rację.
- Bingo – szepnął do siebie, po czym uśmiechnął się w
znaczący sposób, podnosząc do góry tylko jeden kącik ust i ukazując jedynie
górne zęby.
Fabian Gabriel Vogel miał sporo na sumieniu i Bill
czuł w kościach, że żadną z tych tajemnic nie podzielił się z Sam. Cóż za
szkoda, bo informacje, będące tak potężną bronią przeciwko jemu samemu w rękach
Czarnego, mogą posłużyć za pozbycie się go z ich życia raz na zawsze. W
ostateczności podzieliłby się nimi z Sam lub, co wydało mu się zgoła lepszym
pomysłem, użyłby ich jako podstawę do tego, by nie mógł wrócić.
Nawet na chwilę się nie zatrzymał i nie zastanowił,
po co to robi, co nim kieruje. Po prostu ślepo wykonywał to, co dyktował mu…
Hm, no właśnie. Rozum czy serce?
Sam wrzasnęła krótko, gromiąc spojrzeniem Matthiasa.
Chłopcy skrzywili się na ten natarczywy dźwięk.
- Przestań krzyczeć! – Adrien podniósł głos.
- Czemu jemu zawsze coś nie pasuje?! – wrzasnęła
ponownie Ruda, wyciągając dłonie w kierunku basisty. – Na wszystko kręci nosem,
ale żeby sam coś dać od siebie to nie!
Matthias wywrócił oczami.
- Ale ja przynajmniej umiem normalnie porozmawiać,
nie wściekam się od razu, tak jak ty.
- Czemu winna jest Lawinia – zauważył z chytrym
uśmiechem na twarzy Frodo. – która wczoraj odleciała do Niemiec. Powiedz mi,
naprawdę chcesz jej dalej sponsorować te przeloty, skoro ona leci tylko na to,
że jesteś sławny i przybywa ci kasy?
On, nic sobie nie robiąc ze słów przyjaciela, zaczął
leniwie rzuć żelka w kształcie dżdżownicy, a to, czego nie wziął do ust,
zwisało mu z kącika ust. Lekceważąco rozłożył się na fotelu w pokoju Adriena,
jednak nerwowe podrygiwanie prawą nogą zdradziło jego zniecierpliwienie i
niechęć do prowadzenia dalszej dyskusji w tym temacie.
- Trafne spostrzeżenie, mój drogi: przybywa mi kasy,
więc mogę nią rozporządzać, jak tylko dusza zapragnie. A takie mam życzenie, by
moja dziewczyna odwiedzała mnie najczęściej jak się da. Tęsknota to paskudne
uczucie, nie lubię go. I nie obrażaj jej, bo będę musiał cię sprać.
Frodo wymienił spojrzenie z Adrienem i jednocześnie
wybuchli śmiechem. Sam popukała się palcem w czoło.
- Jesteś głupszy niż ustawa przewiduje – powiedziała
drwiąco, kręcąc głową. – Ja rozumiem, że przewróciła ci w głowie, ale żeby od
razu skrzywić postrzeganie rzeczywistości? Litości.
Odetchnęła i uśmiechnęła się szyderczo w odpowiedzi
na wyciągnięty środkowy palec Matthiasa.
- Czy możemy wrócić do tematu? – zapytała głośniej,
szturchając nogą wciąż rechoczącego Adriena.
- Nie – odparł niespodziewanie Matthias, podnosząc
się z kanapy; wszyscy spojrzeli na niego, zdziwieni. – Mam dość waszego
szydzenia z Lawinii, zwyczajnie mi zazdrościcie. Ty – wskazał palcem na
Adriena, który z niedowierzaniem się w niego wpatrywał. – masz bachora w drodze
i jesteś uwiązany, ty – kiwnął głową w stronę milczącego z otwartymi ustami
Frodo. – nie pamiętasz, kiedy ostatnio umoczyłeś i boli cię, bo ja to robię
regularnie, a ty – spojrzał na Sam i przez chwilę jego spojrzenie, ze stalowego
stopniało, jednak zaraz się zreflektował. – miotasz się między dobrym Fabianem,
a złym Billem i sama nie wiesz, czego chcesz i
myślisz, że tego nie widać. Ogarnij się, wszyscy się ogarnijcie.
Ruszył do drzwi, które otworzył gwałtownie, a za nimi
stał Fabian ze sporym tekturowym pudełkiem pod pachą.
- Spokojnie, bo drzwi wyrwiesz – zaśmiał się tamten.
Matthias zgromił go spojrzeniem.
- Goń się.
Z niewiadomego wszystkim powodu nie darzył Fabiana
zbytnią sympatią, a na wieść, że zostaje on oficjalnym fotografem zespołu, po
prostu wyszedł, zatrzaskując drzwi. Od tamtej pory chodził podminowany, nie
mając ochoty na współpracę przy tworzeniu nowych coverów i coraz częściej kłócąc
się z Sam, często specjalnie działając jej na nerwy.
Fabian tylko uniósł wysoko brwi. Doskonale wyczuł
niechęć, bijącą od Matthiasa, choć bardzo chciał się z nim zaprzyjaźnić. Tak samo jak z resztą zespołu. Jednak nic na
siłę.
Sam podniosła się z fotela i podeszła do chłopaka.
- Cześć – cmoknęła go w policzek, delikatnie
przytulając. – Nie zwracaj na niego uwagi, okres mu się zbliża. Co tam masz?
Spojrzała na pudełko z trzema otworami u góry, jednak
nie mogła dostrzec, co jest w środku. Fabian uśmiechnął się szerzej.
- To prezent dla ciebie. Otwórz.
Sam uklęknęła przy pudełku, które przed nią postawił
i ostrożnie rozchyliła nałożone na siebie części kartonu. Gdy zobaczyła, co
jest w środku, zapiszczała i zakryła usta dłońmi.
- TO MALUTKI KOTECZEK!!!
- I to nie byle jaki! – zauważył Frodo, podchodząc z
Adrienem; jak mało kto znał się na kotach, dlatego od razu rozpoznał jedną z
najrzadszych ras na świecie. – Przecież to Singapura, najmniejsza rasa kota.
Jest bardzo rzadka, skąd ją masz?
Fabian wzruszył ramionami, jakby wyczarowanie z
powietrza kota praktycznie niedostępnego na całym świecie to dla niego pryszcz.
- Mam znajomą modelkę, która ma świra na punkcie
kotów, jak ty – uśmiechnął się do niego, a Frodo tylko ledwie uniósł kąciki
ust. – Pochodzi z Singapuru, tak jak te koty. Wisiała mi przysługę i
odwdzięczyła mi się w ten sposób.
Frodo zmrużył oczy.
- Serio? To co ty dla niej zrobiłeś, skoro dała ci
kota wartego całkiem sporej sumy?
Sam, która już wyciągała dłonie, by wziąć maleństwo
na ręce, zatrzymała się w pół drogi.
- Jak dużej? – wyjąkała, z niedowierzaniem patrząc na
kruszynkę, która wcisnęła się w kąt pudełka i pomiaukiwała cichutko.
Fabian kucnął obok niej i wziął kotka na ręce.
- Nie martw się, nic za nią nie zapłaciłem. Powiedzmy,
że gdyby nie ja, tamta modelka nie chodziłaby teraz po wybiegach Prady czy
innego de la Renty – pogłaskał czule kotka po głowie i delikatnie dał go Sam. –
Proszę, jest twoja.
- Och, och, och, och – Ruda postękiwała cicho, biorąc
kociaka i przytulając go. – Jaka cudowna! Taka milutka i maleńka i… Au! Z
ostrymi pazurkami!
Wszyscy się zaśmiali, obsiadając ją i głaszcząc
kotkę. Kiedy Frodo wziął ją do siebie, po upływie niespełna trzydziestu sekund
kotka zasnęła.
- Masz rękę do kotów, stary – powiedział do niego
Adrien.
- W końcu mam ich trzy w domu – zaśmiał się, nie
odrywając oczu od zwierzaka i dodał cicho: - Będzie ci tu dobrze z nami,
skarbie.
Fabian patrzył jak cała trójka przyciszonymi głosami
debatuje o kotach i odetchnął z ulgą. Nie czuł się bezpiecznie, bo wiedział, że
zdradził się przed Billem wtedy, na korytarzu. Świadomość, że Czarny mógł
cokolwiek na niego znaleźć i pokazać Sam, nie dawała mu spać po nocach. Chciał
jak najszybciej zaskarbić sobie jej pełne zaufanie, by w krytycznym momencie, w
ewentualnym starciu z Billem, mógł czuć się pewnie, bo Ruda nie uwierzyłaby w
nic, co tamten mógłby powiedzieć. A wiedział, że w końcu do tego dojdzie.
Nawet nie zauważył kiedy Adrien i Frodo zniknęli, a
on został z Sam. Siedziała na piętach na podłodze, opierała łokcie na kolanach,
a głowę na zaciśniętych pięściach i wpatrywała się w śpiącego kota. Fabian
pogładził ją delikatnie po ramieniu, dzięki czemu zwrócił na siebie jej wzrok.
Uśmiechnęła się ciepło.
- Jesteś szczęśliwa?
Pokiwała głową, szczerząc się.
- To cieszę się, bo tylko o to mi chodziło.
- Nie wiem, jak ci dziękować – rzekła cicho.
Pochyliła się, obejmując go za szyję i mocno
przytuliła. Odwzajemnił uścisk, czule odgarniając jej włosy z twarzy. Tyle razy
już tego próbował, a za każdym razem ktoś im przerywał. Miał nadzieję, że tym
razem uda mu się pocałować Sam, bo okazja wydawała się wręcz idealna. Dlatego
pochylił się, złapał ją za podbródek, a widząc, że policzki jej płoną i
przymyka oczy wiedział, że w końcu to osiągnie. Ledwie zdążył dotknąć jej ust
swoimi, a za jego plecami otworzyły się drzwi. Sam odskoczyła gwałtownie,
jednak on ją przytrzymał.
- Co za nietakt, ale z nas świnie, chłopaki.
Na dźwięk tego głosu krew mu się zagotowała. Nie
odwrócił się, tylko mocniej objął dziewczynę. Ona zaś trwała w dziwnej pozycji,
uciekając i chcąc zostać w jego objęciu jednocześnie. Wahanie tak widoczne w
jej postawie trochę go zabolało.
- Co za intymna chwila, jakbym wszedł do czyjejś
sypialni – zadrwił ponownie Bill.
- Weź już się zamknij – mruknął Tom i podszedł do
pary, siedzącej na podłodze; podał rękę Fabianowi. – Jak leci, stary? O, a co
tu macie?
Dostrzegł kotka w pudełku i się rozkleił. Wysoki,
umięśniony i na co dzień zgrywający twardego jak skała facet zaczął rozczulać
się nad małym zwierzakiem. Tak bardzo się pieścił i słodko mówił, że Sam
zamrugała kilkakrotnie.
- Weź, bo rzygnę tęczą – zaśmiała się, trącając go w
ramię. – Śliczna jest, prawda?
- To najcudowniejszy, najśliczniejszy, najsłodszy i
najpiękniejszy…
- To kot – stwierdził krótko Bill, patrząc na pudełko
z góry. – Co on tu robi?
Sam automatycznie się najeżyła.
- Dostałam ją i będzie z nami podróżować.
- Co?! – prawie wrzasnął Czarny. – Nie ma takiej
opcji. Po pierwsze, Gustav ma uczulenie na kocią sierść, a po drugie, obaj z
Tomem mamy psy. Jak ty to sobie wyobrażasz?
Ruda spojrzała na Gustava, który stał najdalej przy
ścianie i zakrywał nos i usta ręką. Widząc jej spojrzenie bezradnie wzruszył
ramionami, a oczy już zaczynały mu łzawić.
- Przepraszam, Gustav, nie wiedziałem – powiedział
Fabian, robiąc żałosną minę.
- Więc to twoja sprawka? – warknął Bill. – Mogłem się
domyślić, że jesteś aż tak zdesperowany.
Kiedy Czarny obdarzył go spojrzeniem, chłopak nie
miał już żadnych wątpliwości – wiedział o wszystkim. Przełknął ślinę.
- Przestań się do niego tak zwracać, wyleniała
szczotko dla psów – warknęła Sam, podnosząc się z podłogi. – I mam gdzieś twoje
zdanie, będę miała kota i koniec. Najwyżej będę go trzymać z dala od Gustava,
ale tobie żeby narobił na głowę!
Czarny wymierzył w nią palec wskazujący.
- Masz moje zdanie gdzieś? W porządku! Ciekawe, co na
to powie David. Och, zaraz! On nie cierpi kotów! A nawet jeśli zostanie tu ten
myszożerca, nie pożyje zbyt długo z moimi psami. Masz to jak w banku.
Odwrócił się na pięcie i szybko wyszedł z pokoju. Sam
wybiegła za nim, a wszyscy w pokoju odetchnęli z ulgą, że pole rażenia ich
kłótni przeniosło się gdzieś dalej.
- Byle z dala ode mnie z tymi wrzaskami – odezwał się
Georg, po czym obejrzał na Gustava, który wciąż wciskał się w ścianę. – Ciężkie
życie cię czeka teraz.
- Niedługo – mruknął Fabian.
Tom przestał rozczulać się nad kotem i spojrzał na
niego.
- Co masz na myśli?
Fabian westchnął. Nie znali się zbyt długo, jednak
czuł pewną więź z Tomem. Nigdy nie zapomni jak pewnego wieczoru przy szklance
szkockiej mu powiedział: „Lepiej ty niż mój brat, uwierz mi”. Uwierzył. Od
tamtej pory miał w nim przyjaciela.
- David nie weźmie ich do Stanów. Nie przedłuży z
nimi kontraktu.
Sam sprawnie dogoniła Czarnego w labiryncie korytarzy
stadionu w Tokio. Pomimo zadyszki, krzyknęła:
- Donosiciel!
Bill nawet się nie odwrócił.
- Jeszcze mi podziękujesz!
- Niby za co? Za to, że będę musiała oddać kotka?
Pięknie dziękuję!
Już miała powiedzieć coś jeszcze, kiedy zauważyła, że
z tylnej kieszeni spodni wystaje mu mały słoiczek na tabletki i za chwilę
wyląduje na podłodze.
- Bill…
Ten odwrócił się gwałtownie i zatrzymał, a że Ruda
prawie deptała mu po piętach, wpadła na niego niespodziewanie. Nic sobie z tego
nie zrobił.
- Bill-Srill. Czy ty masz aż tak mały mózg, że nie
pojmujesz najprostszych rzeczy? Wy jesteście tu GOŚĆMI, dociera?...
- Bill…
-… i w tak ważnych kwestiach, jak zwierzak,
wypadałoby, a raczej trzeba skonsultować się z głównymi menadżerami, czyli? Davidem
Jostem…
- Ale…
- Czy ty wiesz, ile JA musiałem się naprosić, żeby
móc psy wozić ze sobą? A ty co? Wyskakujesz z kotem i „będę go mieć i koniec”?
- Bill, zaraz…
- Milcz!!! – ryknął, a ona struchlała. – Nie
przerywaj mi, nigdy! I niech to do ciebie dotrze, że od ciebie ważniejszy jest
tu nawet cieć!
Odwrócił się i odszedł, a kilka kroków dalej
buteleczka w końcu wypadła na podłogę. Czarny nawet tego nie zauważył, tylko
wszedł do pokoju po lewo.
Sam po kilku oddechach otrząsnęła się i poczuła falę gniewu.
Porwała pojemnik z podłogi z zamiarem wetknięcia mu go w najciaśniejsze miejsce
– w ucho, w nos, w tyłek, byle zabolało – kiedy dostrzegła nazwę.
- Adipex… - przeczytała cicho i zmarszczyła brwi,
podnosząc głowę.
Dałaby sobie rękę uciąć, że już gdzieś słyszała tę
nazwę. Ostatecznie włożyła buteleczkę do kieszeni bluzy z zamiarem sprawdzenia
specyfiku.
Usłyszała podniesione głosy, dochodzące zza drzwi,
gdzie właśnie zniknął Czarny i ruszyła w tamtą stronę. Nie uszła dwóch kroków,
kiedy z pokoju wyszedł obcy chłopak, dokładnie zamykając za sobą drzwi. Gdy ją
dostrzegł uśmiechnął się szeroko i nonszalanckim krokiem do niej podszedł. Był
trochę niższy od Billa, z blond irokezem, a bokami zrobionymi na czarno i dwoma
kolczykami w dolnej wardze. Zdjął czarne aviatorki, a skórzana kurtka w
charakterystyczny sposób zaszeleściła. Biały podkoszulek opinał ładnie
wyrzeźbioną klatkę piersiową, a luźne dżinsy zwisały z wąskich bioder.
- Ty pewnie jesteś Sam – odezwał się głosem, który
bardzo przypominał głos Josta. – Dużo o tobie słyszałem. Jestem Max.
Sięgnął po jej dłoń i ucałował delikatnie jej
wierzch.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz