22 listopada 2012

32

dla Schwarz - bo Ona zawsze czeka, dodaje dłuuuugie komentarze i jest znaczącą częścią tego opowiadania <3


[Linkin Park - Breaking The Habit]

                „Nowi. Młodzi. Utalentowani. A przede wszystkim prawdziwi i szczerzy do bólu. Tacy właśnie są członkowie Killing Pleasure – zespołu, który już sporo namieszał na europejskiej scenie muzycznej, a jak sami zapowiadają, to dopiero początek. Zaistnieli dzięki gigantom współczesnej muzyki pop-rockowej, którzy również zaczynali w ich wieku. Mowa tu oczywiście o Tokio Hotel – jedynemu od wielu lat zespołowi z Niemiec, który zrobił tak oszałamiającą światową karierę. Dzięki temu, że Killing Pleasure pod wodzą charyzmatycznej Sam Fischer, grają jako support na ich nowej trasie koncertowej, mogę teraz siedzieć obok nich i jako pierwszy przeprowadzać z nimi wywiad…”
                Bill oderwał wzrok od gazety i popatrzył przez okno. Nie najgorszy wstęp, chociaż czytywał lepsze. Szczególnie bardzo podobała mu się wzmianka o nich jako „gigantach współczesnej muzyki pop-rockowej”. Uśmiechnął się lekko. Rzeczywiście oni też zaczynali, będąc w wieku Sam. Gdy tylko sięgnął pamięcią do tego okresu, jego uśmiech się poszerzył. Byli tacy beztroscy, radośni i pełni wiary w to, że mogą zmienić świat, a przynajmniej ich własny, który wcale nie był kolorowy. Ich pierwszy singiel odniósł sukces, którym się upoili i od tamtego momentu wszystko się zaczęło. Już nie byli w stanie się zatrzymać.
                Oderwał się od tych myśli, które stawały się coraz bardziej ponure i powrócił do lektury.
                W wielkim skrócie: Sam Fischer na wokalu, Adrien Fischer jako gitara elektryczna, Matthias Schulz bas, a Friedrich Muller – perkusja.
Dziennikarz: Na początek, na rozluźnienie, niezobowiązujące pytanie: jak czujecie się w Azji?
Sam: Absolutnie świetnie! Ten kontynent nas zaczarował, bardzo chcielibyśmy tu kiedyś wrócić.
Matthias: I w końcu Sam obracała się wśród ludzi jej wzrostu.
Dziennikarz: Rzeczywiście, nie jesteś zbyt wysoka. [Sam mierzy 160 cm – przyp. red.] Ale, z tego co słyszałem, hałasujesz najbardziej z całego zespołu.
Adrien: Jakoś musi nadrabiać, nie? Prawie jej nie widać, więc musi być ją słychać. Chociaż czasami mamy wrażenie, że za bardzo wzięła sobie to do serca.
Dziennikarz: Co masz na myśli?
Adrien: Dużo mówi.
Matthias: Dużo? Stary, to nakręcona katarynka.
Frodo: Dajcie jej spokój, to wokalistka, powinna umieć się wypowiadać.
Sam: Dziękuję, Frodo! Chociaż ty jesteś po mojej stronie, bo te hieny...
Frodo: Hm, powiedziałem, że ‘powinnaś umieć’, a nie że umiesz.
[śmieją się]
                Dziennikarz: O twoim wybuchowym temperamencie wiedzą już chyba wszyscy, którzy zdążyli was poznać. Doskonale przekłada się to na scenę – jesteś na niej jak sprężyna, pełna życia i wciąż uśmiechnięta. Jakbyś wprost urodziła się, by o robić.
                Sam: Dziękuję, to bardzo miłe, ale nie od samego początku tak było. Fakt, że mam w sobie coś takiego, że nie mogę usiedzieć w miejscu…
                Matthias: To się nazywa ADHD, chociaż, o dziwo, u niej tego nie stwierdzono.
                Sam: …a kiedy muzyka mnie przepełnia, nogi i ręce zaczynają żyć własnym życiem. Zawsze przed wyjściem na scenę jestem bardzo spięta, skupiona, boję się, że upadnę i wygłupię, a przy publiczności, która na początku trasy, czyli w najbardziej stresującym dla nas momencie, nie przyjęła nas zbyt dobrze, to dodatkowy stres.
                Dziennikarz: Właśnie. Spotkaliście się z pewnego rodzaju wrogością ze strony fanów Tokio Hotel…
                Frodo: Wrogość to może za duże słowo. Po prostu opóźnialiśmy występ ich gwiazdy, a dodatkowe 40 minut w ścisku, będąc zmuszonym do słuchania i oglądania rudego kurdupla i jego ekipy, to na pewno nic miłego.
                Sam: Sam jesteś kurdupel!
                Frodo: A mam wstać?
                Dziennikarz: Jednak fani się przełamali i zyskaliście swoją publiczność. A jak wygląda wasza współpraca z Tokio Hotel?
                Adrien: Bardzo dużo się od nich nauczyliśmy, to maksymalnie doświadczeni, choć wciąż młodzi faceci. Dobrze nam się współpracuje.
                Dziennikarz: Czyżby? Chodzą dość głośne plotki o kiepskich relacjach twoich, Sam i Billa Kaulitza. Ścieracie się?
                Sam: Może trochę. Oboje mamy twarde i nieustępliwe charaktery, przez co często dochodzi między nami do sprzeczek. Ale staramy się szanować.
                Dziennikarz: Więc plotki o romansie są wyssane z palca?
                Sam: Oczywiście! Oficjalnie je dementuję…”
                Serce Billa zabiło gwałtowniej i mocniej ścisnął gazetę, gniotąc ją w dłoniach, a po chwili odrzucił w kąt. Z niewiadomego powodu stracił ochotę na czytanie. Wstał i zaczął chodzić po pokoju. Jakie to było dla niej oczywiste! Też coś. Gdyby tylko chciał to mógłby ją mieć, niby w czym był gorszy od tego całego Fabiana? W niczym.
                - Vogel… - powiedział cicho i wrócił do otwartego laptopa, w którym przeszukiwał Internet zanim zaczął czytać wywiad.
                Pamiętał, jak ten chłopak zbladł jak ściana, gdy rzucił w niego groźbą o ujawnieniu całej prawdy. Był zbyt przerażony, by mogło chodzić tylko o ukrywanie go przez Davida i te drobne kłamstwa. Musiało chodzić o coś więcej, coś bardziej śmierdzącego, co za wszelką cenę chce zatuszować, a on się dowie, co takiego Fabian Vogel chce ukryć przed Sam.
                Uparcie i wytrwale przeszukiwał sieć, jednak po czterdziestu minutach poszukiwań zaczynał tracić nadzieję, że cokolwiek znajdzie. Kliknął bez przekonania kolejny link i wczytał się bez entuzjazmu w treść, która wyskoczyła mu na stronie. Z każdą kolejną linijką oczy robiły mu się większe, a na twarzy jaśniał wyraz tryumfu. A więc miał rację.
                - Bingo – szepnął do siebie, po czym uśmiechnął się w znaczący sposób, podnosząc do góry tylko jeden kącik ust i ukazując jedynie górne zęby.
                Fabian Gabriel Vogel miał sporo na sumieniu i Bill czuł w kościach, że żadną z tych tajemnic nie podzielił się z Sam. Cóż za szkoda, bo informacje, będące tak potężną bronią przeciwko jemu samemu w rękach Czarnego, mogą posłużyć za pozbycie się go z ich życia raz na zawsze. W ostateczności podzieliłby się nimi z Sam lub, co wydało mu się zgoła lepszym pomysłem, użyłby ich jako podstawę do tego, by nie mógł wrócić.
                Nawet na chwilę się nie zatrzymał i nie zastanowił, po co to robi, co nim kieruje. Po prostu ślepo wykonywał to, co dyktował mu… Hm, no właśnie. Rozum czy serce?



                Sam wrzasnęła krótko, gromiąc spojrzeniem Matthiasa. Chłopcy skrzywili się na ten natarczywy dźwięk.
                - Przestań krzyczeć! – Adrien podniósł głos.
                - Czemu jemu zawsze coś nie pasuje?! – wrzasnęła ponownie Ruda, wyciągając dłonie w kierunku basisty. – Na wszystko kręci nosem, ale żeby sam coś dać od siebie to nie!
                Matthias wywrócił oczami.
                - Ale ja przynajmniej umiem normalnie porozmawiać, nie wściekam się od razu, tak jak ty.
                - Czemu winna jest Lawinia – zauważył z chytrym uśmiechem na twarzy Frodo. – która wczoraj odleciała do Niemiec. Powiedz mi, naprawdę chcesz jej dalej sponsorować te przeloty, skoro ona leci tylko na to, że jesteś sławny i przybywa ci kasy?
                On, nic sobie nie robiąc ze słów przyjaciela, zaczął leniwie rzuć żelka w kształcie dżdżownicy, a to, czego nie wziął do ust, zwisało mu z kącika ust. Lekceważąco rozłożył się na fotelu w pokoju Adriena, jednak nerwowe podrygiwanie prawą nogą zdradziło jego zniecierpliwienie i niechęć do prowadzenia dalszej dyskusji w tym temacie.
                - Trafne spostrzeżenie, mój drogi: przybywa mi kasy, więc mogę nią rozporządzać, jak tylko dusza zapragnie. A takie mam życzenie, by moja dziewczyna odwiedzała mnie najczęściej jak się da. Tęsknota to paskudne uczucie, nie lubię go. I nie obrażaj jej, bo będę musiał cię sprać.
                Frodo wymienił spojrzenie z Adrienem i jednocześnie wybuchli śmiechem. Sam popukała się palcem w czoło.
                - Jesteś głupszy niż ustawa przewiduje – powiedziała drwiąco, kręcąc głową. – Ja rozumiem, że przewróciła ci w głowie, ale żeby od razu skrzywić postrzeganie rzeczywistości? Litości.
                Odetchnęła i uśmiechnęła się szyderczo w odpowiedzi na wyciągnięty środkowy palec Matthiasa.
                - Czy możemy wrócić do tematu? – zapytała głośniej, szturchając nogą wciąż rechoczącego Adriena.
                - Nie – odparł niespodziewanie Matthias, podnosząc się z kanapy; wszyscy spojrzeli na niego, zdziwieni. – Mam dość waszego szydzenia z Lawinii, zwyczajnie mi zazdrościcie. Ty – wskazał palcem na Adriena, który z niedowierzaniem się w niego wpatrywał. – masz bachora w drodze i jesteś uwiązany, ty – kiwnął głową w stronę milczącego z otwartymi ustami Frodo. – nie pamiętasz, kiedy ostatnio umoczyłeś i boli cię, bo ja to robię regularnie, a ty – spojrzał na Sam i przez chwilę jego spojrzenie, ze stalowego stopniało, jednak zaraz się zreflektował. – miotasz się między dobrym Fabianem, a złym Billem i sama nie wiesz, czego chcesz i  myślisz, że tego nie widać. Ogarnij się, wszyscy się ogarnijcie.
                Ruszył do drzwi, które otworzył gwałtownie, a za nimi stał Fabian ze sporym tekturowym pudełkiem pod pachą.
                - Spokojnie, bo drzwi wyrwiesz – zaśmiał się tamten.
                Matthias zgromił go spojrzeniem.
                - Goń się.
                Z niewiadomego wszystkim powodu nie darzył Fabiana zbytnią sympatią, a na wieść, że zostaje on oficjalnym fotografem zespołu, po prostu wyszedł, zatrzaskując drzwi. Od tamtej pory chodził podminowany, nie mając ochoty na współpracę przy tworzeniu nowych coverów i coraz częściej kłócąc się z Sam, często specjalnie działając jej na nerwy.
                Fabian tylko uniósł wysoko brwi. Doskonale wyczuł niechęć, bijącą od Matthiasa, choć bardzo chciał się z nim zaprzyjaźnić.  Tak samo jak z resztą zespołu. Jednak nic na siłę.
                Sam podniosła się z fotela i podeszła do chłopaka.
                - Cześć – cmoknęła go w policzek, delikatnie przytulając. – Nie zwracaj na niego uwagi, okres mu się zbliża. Co tam masz?
                Spojrzała na pudełko z trzema otworami u góry, jednak nie mogła dostrzec, co jest w środku. Fabian uśmiechnął się szerzej.
                - To prezent dla ciebie. Otwórz.
                Sam uklęknęła przy pudełku, które przed nią postawił i ostrożnie rozchyliła nałożone na siebie części kartonu. Gdy zobaczyła, co jest w środku, zapiszczała i zakryła usta dłońmi.
                - TO MALUTKI KOTECZEK!!!
                - I to nie byle jaki! – zauważył Frodo, podchodząc z Adrienem; jak mało kto znał się na kotach, dlatego od razu rozpoznał jedną z najrzadszych ras na świecie. – Przecież to Singapura, najmniejsza rasa kota. Jest bardzo rzadka, skąd ją masz?
                Fabian wzruszył ramionami, jakby wyczarowanie z powietrza kota praktycznie niedostępnego na całym świecie to dla niego pryszcz.
                - Mam znajomą modelkę, która ma świra na punkcie kotów, jak ty – uśmiechnął się do niego, a Frodo tylko ledwie uniósł kąciki ust. – Pochodzi z Singapuru, tak jak te koty. Wisiała mi przysługę i odwdzięczyła mi się w ten sposób.
                Frodo zmrużył oczy.
                - Serio? To co ty dla niej zrobiłeś, skoro dała ci kota wartego całkiem sporej sumy?
                Sam, która już wyciągała dłonie, by wziąć maleństwo na ręce, zatrzymała się w pół drogi.
                - Jak dużej? – wyjąkała, z niedowierzaniem patrząc na kruszynkę, która wcisnęła się w kąt pudełka i pomiaukiwała cichutko.
                Fabian kucnął obok niej i wziął kotka na ręce.
                - Nie martw się, nic za nią nie zapłaciłem. Powiedzmy, że gdyby nie ja, tamta modelka nie chodziłaby teraz po wybiegach Prady czy innego de la Renty – pogłaskał czule kotka po głowie i delikatnie dał go Sam. – Proszę, jest twoja.
                - Och, och, och, och – Ruda postękiwała cicho, biorąc kociaka i przytulając go. – Jaka cudowna! Taka milutka i maleńka i… Au! Z ostrymi pazurkami!
                Wszyscy się zaśmiali, obsiadając ją i głaszcząc kotkę. Kiedy Frodo wziął ją do siebie, po upływie niespełna trzydziestu sekund kotka zasnęła.
                - Masz rękę do kotów, stary – powiedział do niego Adrien.
                - W końcu mam ich trzy w domu – zaśmiał się, nie odrywając oczu od zwierzaka i dodał cicho: - Będzie ci tu dobrze z nami, skarbie.


                Fabian patrzył jak cała trójka przyciszonymi głosami debatuje o kotach i odetchnął z ulgą. Nie czuł się bezpiecznie, bo wiedział, że zdradził się przed Billem wtedy, na korytarzu. Świadomość, że Czarny mógł cokolwiek na niego znaleźć i pokazać Sam, nie dawała mu spać po nocach. Chciał jak najszybciej zaskarbić sobie jej pełne zaufanie, by w krytycznym momencie, w ewentualnym starciu z Billem, mógł czuć się pewnie, bo Ruda nie uwierzyłaby w nic, co tamten mógłby powiedzieć. A wiedział, że w końcu do tego dojdzie.
                Nawet nie zauważył kiedy Adrien i Frodo zniknęli, a on został z Sam. Siedziała na piętach na podłodze, opierała łokcie na kolanach, a głowę na zaciśniętych pięściach i wpatrywała się w śpiącego kota. Fabian pogładził ją delikatnie po ramieniu, dzięki czemu zwrócił na siebie jej wzrok. Uśmiechnęła się ciepło.
                - Jesteś szczęśliwa?
                Pokiwała głową, szczerząc się.
                - To cieszę się, bo tylko o to mi chodziło.
                - Nie wiem, jak ci dziękować – rzekła cicho.
                Pochyliła się, obejmując go za szyję i mocno przytuliła. Odwzajemnił uścisk, czule odgarniając jej włosy z twarzy. Tyle razy już tego próbował, a za każdym razem ktoś im przerywał. Miał nadzieję, że tym razem uda mu się pocałować Sam, bo okazja wydawała się wręcz idealna. Dlatego pochylił się, złapał ją za podbródek, a widząc, że policzki jej płoną i przymyka oczy wiedział, że w końcu to osiągnie. Ledwie zdążył dotknąć jej ust swoimi, a za jego plecami otworzyły się drzwi. Sam odskoczyła gwałtownie, jednak on ją przytrzymał.
                - Co za nietakt, ale z nas świnie, chłopaki.
                Na dźwięk tego głosu krew mu się zagotowała. Nie odwrócił się, tylko mocniej objął dziewczynę. Ona zaś trwała w dziwnej pozycji, uciekając i chcąc zostać w jego objęciu jednocześnie. Wahanie tak widoczne w jej postawie trochę go zabolało.
                - Co za intymna chwila, jakbym wszedł do czyjejś sypialni – zadrwił ponownie Bill.
                - Weź już się zamknij – mruknął Tom i podszedł do pary, siedzącej na podłodze; podał rękę Fabianowi. – Jak leci, stary? O, a co tu macie?
                Dostrzegł kotka w pudełku i się rozkleił. Wysoki, umięśniony i na co dzień zgrywający twardego jak skała facet zaczął rozczulać się nad małym zwierzakiem. Tak bardzo się pieścił i słodko mówił, że Sam zamrugała kilkakrotnie.
                - Weź, bo rzygnę tęczą – zaśmiała się, trącając go w ramię. – Śliczna jest, prawda?
                - To najcudowniejszy, najśliczniejszy, najsłodszy i najpiękniejszy…
                - To kot – stwierdził krótko Bill, patrząc na pudełko z góry. – Co on tu robi?
                Sam automatycznie się najeżyła.
                - Dostałam ją i będzie z nami podróżować.
                - Co?! – prawie wrzasnął Czarny. – Nie ma takiej opcji. Po pierwsze, Gustav ma uczulenie na kocią sierść, a po drugie, obaj z Tomem mamy psy. Jak ty to sobie wyobrażasz?
                Ruda spojrzała na Gustava, który stał najdalej przy ścianie i zakrywał nos i usta ręką. Widząc jej spojrzenie bezradnie wzruszył ramionami, a oczy już zaczynały mu łzawić.
                - Przepraszam, Gustav, nie wiedziałem – powiedział Fabian, robiąc żałosną minę.
                - Więc to twoja sprawka? – warknął Bill. – Mogłem się domyślić, że jesteś aż tak zdesperowany.
                Kiedy Czarny obdarzył go spojrzeniem, chłopak nie miał już żadnych wątpliwości – wiedział o wszystkim. Przełknął ślinę.
                - Przestań się do niego tak zwracać, wyleniała szczotko dla psów – warknęła Sam, podnosząc się z podłogi. – I mam gdzieś twoje zdanie, będę miała kota i koniec. Najwyżej będę go trzymać z dala od Gustava, ale tobie żeby narobił na głowę!
                Czarny wymierzył w nią palec wskazujący.
                - Masz moje zdanie gdzieś? W porządku! Ciekawe, co na to powie David. Och, zaraz! On nie cierpi kotów! A nawet jeśli zostanie tu ten myszożerca, nie pożyje zbyt długo z moimi psami. Masz to jak w banku.
                Odwrócił się na pięcie i szybko wyszedł z pokoju. Sam wybiegła za nim, a wszyscy w pokoju odetchnęli z ulgą, że pole rażenia ich kłótni przeniosło się gdzieś dalej.
                - Byle z dala ode mnie z tymi wrzaskami – odezwał się Georg, po czym obejrzał na Gustava, który wciąż wciskał się w ścianę. – Ciężkie życie cię czeka teraz.
                - Niedługo – mruknął Fabian.
                Tom przestał rozczulać się nad kotem i spojrzał na niego.
                - Co masz na myśli?
                Fabian westchnął. Nie znali się zbyt długo, jednak czuł pewną więź z Tomem. Nigdy nie zapomni jak pewnego wieczoru przy szklance szkockiej mu powiedział: „Lepiej ty niż mój brat, uwierz mi”. Uwierzył. Od tamtej pory miał w nim przyjaciela.
                - David nie weźmie ich do Stanów. Nie przedłuży z nimi kontraktu.


                Sam sprawnie dogoniła Czarnego w labiryncie korytarzy stadionu w Tokio. Pomimo zadyszki, krzyknęła:
                - Donosiciel!
                Bill nawet się nie odwrócił.
                - Jeszcze mi podziękujesz!
                - Niby za co? Za to, że będę musiała oddać kotka? Pięknie dziękuję!
                Już miała powiedzieć coś jeszcze, kiedy zauważyła, że z tylnej kieszeni spodni wystaje mu mały słoiczek na tabletki i za chwilę wyląduje na podłodze.
                - Bill…
                Ten odwrócił się gwałtownie i zatrzymał, a że Ruda prawie deptała mu po piętach, wpadła na niego niespodziewanie. Nic sobie z tego nie zrobił.
                - Bill-Srill. Czy ty masz aż tak mały mózg, że nie pojmujesz najprostszych rzeczy? Wy jesteście tu GOŚĆMI, dociera?...
                - Bill…
                -… i w tak ważnych kwestiach, jak zwierzak, wypadałoby, a raczej trzeba skonsultować się z głównymi menadżerami, czyli? Davidem Jostem…
                - Ale…
                - Czy ty wiesz, ile JA musiałem się naprosić, żeby móc psy wozić ze sobą? A ty co? Wyskakujesz z kotem i „będę go mieć i koniec”?
                - Bill, zaraz…
                - Milcz!!! – ryknął, a ona struchlała. – Nie przerywaj mi, nigdy! I niech to do ciebie dotrze, że od ciebie ważniejszy jest tu nawet cieć!
                Odwrócił się i odszedł, a kilka kroków dalej buteleczka w końcu wypadła na podłogę. Czarny nawet tego nie zauważył, tylko wszedł do pokoju po lewo.
                Sam po kilku oddechach otrząsnęła się i poczuła falę gniewu. Porwała pojemnik z podłogi z zamiarem wetknięcia mu go w najciaśniejsze miejsce – w ucho, w nos, w tyłek, byle zabolało – kiedy dostrzegła nazwę.
                - Adipex… - przeczytała cicho i zmarszczyła brwi, podnosząc głowę.
                Dałaby sobie rękę uciąć, że już gdzieś słyszała tę nazwę. Ostatecznie włożyła buteleczkę do kieszeni bluzy z zamiarem sprawdzenia specyfiku.
                Usłyszała podniesione głosy, dochodzące zza drzwi, gdzie właśnie zniknął Czarny i ruszyła w tamtą stronę. Nie uszła dwóch kroków, kiedy z pokoju wyszedł obcy chłopak, dokładnie zamykając za sobą drzwi. Gdy ją dostrzegł uśmiechnął się szeroko i nonszalanckim krokiem do niej podszedł. Był trochę niższy od Billa, z blond irokezem, a bokami zrobionymi na czarno i dwoma kolczykami w dolnej wardze. Zdjął czarne aviatorki, a skórzana kurtka w charakterystyczny sposób zaszeleściła. Biały podkoszulek opinał ładnie wyrzeźbioną klatkę piersiową, a luźne dżinsy zwisały z wąskich bioder.
                - Ty pewnie jesteś Sam – odezwał się głosem, który bardzo przypominał głos Josta. – Dużo o tobie słyszałem. Jestem Max.
                Sięgnął po jej dłoń i ucałował delikatnie jej wierzch.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz