Wskazówki zegara przyspieszyły dwukrotnie, a daty w
kalendarzu popędzały jedna drugą. Takie właśnie wrażenie odniosła Sam,
spoglądając na datownik w telefonie pierwszego dnia lutego. Zaklęła cicho pod
nosem i schowała aparat do kieszeni nowych jeansów. Wyprostowała kolana, z
uśmiechem podziwiając świeży nabytek. Tak, demo sprzedało się co do sztuki, a
ludzie wciąż o nie pytali. Jednak oni wstrzymali się z nowym nakładem, co było
dla niej kompletnie niezrozumiałe. David wytłumaczył im swoją taktykę.
-
Przytrzymamy ich trochę – odparł na jej grad pytań o większą ilość demo. - Można powiedzieć, że ich przygłodzimy. Potem
znowu wypuścimy jakiś nakład, tym razem większy. Chodzi o to, – ciągnął dalej
spokojnie, widząc, że nie rozumie. – żeby płyty nie zalegały na półkach, bo
jakby było ich za dużo, nie rzucali by się tak na nie.
Może i miał
trochę racji, w końcu on się na tym lepiej zna, jednak ona nigdy nie lubiła na
coś czekać. Potem przestawało jej zależeć.
Kątem oka
zerknęła na Billa, siedzącego przy stoliku. Kropelki potu zrosiły mu czoło, nie
mógł skupić wzroku na jednym punkcie i nerwowo zaciskał dłonie na łokciach. Od
rana tak się zachowywał, w ogóle nic nie zjadł na śniadanie, a na jakiekolwiek
pytanie albo nie odpowiadał, albo warczał, żeby dać mu spokój. Mimo, że żyli w
dosyć nieprzyjemnych relacjach, Sam jednak zmartwiła się jego stanem. Wyglądał
na chorego.
Po chwili
zastanowienia usiadła naprzeciwko niego, starając się przybrać jak najbardziej
neutralną minę, na jaką ją było w tej chwili stać. Matthias oderwał się od
opasłego tomu i w milczeniu obserwował sytuację.
- Bill –
zaczęła cicho Sam, jednak ten nie zareagował, wciąż chaotycznie przebiegając
wzrokiem po gazecie, leżącej tuż przed nim, jakby wcale jej nie dostrzegając;
Ruda odchrząknęła znacząco i powtórzyła głośniej: - Bill, dobrze się czujesz?
Dopiero po
chwili Czarny podniósł na nią oczy, a jego spojrzenie było tak mętne, jakby nie
spał trzy dni z rzędu. Minął moment zanim skupił na niej wzrok i dopiero wtedy
ją zobaczył.
- Co? –
zapytał tępo, a jego głos brzmiał jak odbite echo w jego czaszce.
Sam
przełknęła ślinę. Powoli zaczynała żałować, że podniosła się z miejsca.
- Pytałam,
czy dobrze się czujesz…
- Stan
mojego zdrowia to nie twój wiewiórzy interes – warknął, zamykając gazetę i
zaczynając chaotycznie poprawiać papiery przed sobą.
Ruda
zamrugała kilkakrotnie. Była zaskoczona, bo nie sądziła, że z takiego letargu,
w jakim miała wrażenie był pogrążony, obudzi się w tak wręcz pulsującą agresję.
Zbiło ją to z tropu.
- Tylko
zapytałam… - powiedziała cicho urażonym tonem i chciała odejść, gdy on odezwał
się z niespodziewaną mocą.
- To się
nie pytaj! – kilkakrotnie podniósł ton, a spojrzenie, jakim ją obdarzył,
wywołało u Sam gęsią skórkę.
Było pełne
nienawiści i tak ogromnej złości, że aż paliło, a jednocześnie nie pozwalało
się od niego oderwać. Czekolada jego oczu jakby zamarzła, przybierając
drapieżny wyraz, jak u tygrysa, gotującego się do skoku. Potężny dreszcz
przeszedł jej po plecach, po raz pierwszy w życiu przestraszyła się samego
spojrzenia. A potem wszystko zaczęło dziać się niespodziewanie szybko.
Bill z
impetem podniósł się z fotela, część dokumentów i różnych zapisków zwalając na
podłogę i już chciał odejść, kiedy przed nosem wyrósł mu spod ziemi Matthias, w
jednej dłoni ściskając książkę, a w drugiej ramię Czarnego.
- Może by
tak grzeczniej, co? – warknął.
Sam
obserwowała wszystko, jak w filmie. Nagle między nimi pojawił się Tom, który od
samego początku nie spuszczał wzroku z brata, i Frodo, który właśnie zszedł z
góry. Bracia lekko szamotali się w milczeniu, a Frodo powiedział coś cicho do
przyjaciela, i ten puścił ramię Billa. Gdy tylko to nastąpiło, Czarny, patrząc
na Toma, skinął głową w stronę schodów i mierząc Matthiasa nieprzyjemnym spojrzeniem,
ruszył w tamtą stronę.
- Sorry za
niego – szepnął Tom, klepiąc Matthiasa po ramieniu i poszedł na schody.
W przejściu
minęli się z Adrienem, wychodzącym z łazienki i ten aż przylgnął do ściany,
podnosząc ramiona do góry przed wychodzącym jak burza Billem. Wszedł do salonu
i popatrzył po wszystkich.
- Co jest?
Serce Sam
waliło jak oszalałe i próbowała uspokoić oddech. Oczy zaszły jej mgłą i dopiero
po chwili zorientowała się, że były to
łzy. Jedna z nich opuściła powieki i spłynęła po policzku. Nabrała łapczywie
powietrza, jakby długo była pod wodą i drżącą dłonią ją wytarła, jednak w ślad
tej pierwszej poszły kolejne, czego zupełnie nie kontrolowała. Matthias kucnął
przed nią i położył jej dłonie na kolanach.
- Wszystko
w porządku? – zapytał cicho ciepłym głosem.
Ona
pokiwała szybko głową, rękawem bluzy wycierając wilgotne policzki. Frodo podał
jej chusteczkę, którą przyjęła z wdzięcznością.
- A coś ma
być nie w porządku? – zapytał zdezorientowany Adrien.
Sam uklęknęła
na podłodze i zaczęła zbierać porozrzucane papiery. Wszyscy trzej patrzyli się
na nią uważnie, kiedy trzęsącymi się rękoma podnosiła kartki i układała je na
stoliku.
- Muszę…
ten… się na chwilę… - wydukała i poszła w stronę schodów bez słowa więcej.
Matthias
patrzył za nią, wciąż zaciskając pięści.
- Następnym
razem zabiję tego skurwiela – warknął, siadając na swoim poprzednim miejscu,
jednak nie otworzył książki z powrotem.
Adrien
czuł, że zaraz tego nie wytrzyma, i kiedy otwierał usta, żeby ponowić pytanie,
jednak ze zdwojoną siłą, Frodo pospieszył mu z wyjaśnieniem.
- Diva ma
zły humor i Sam się oberwało. Ale już ok., ty też się nie rzucaj – dodał
szybko, widząc zmianę wyrazu twarzy Adriena.
Sam powoli
stawiała kroki na schodkach, wciąż samą siebie uspokajając. Swoją drogą to się
nie poznawała. Normalnie za taką odzywkę, klient raz zarobiłby pięścią w twarz
i to tylko wtedy, gdyby miała dobry humor. Jednak w oczach Billa było coś, co
ją wręcz sparaliżowało, zmroziło. Jeszcze nigdy nie widziała takiego
spojrzenia.
Doszła już
prawie na samą górę, kiedy dobiegły ją przytłumione, aczkolwiek mocno poruszone
głosy rozmowy bliźniaków. Powinna odejść i nie podsłuchiwać, ale po prostu nie
mogła się powstrzymać.
- …i jeżeli
się nie uspokoisz i nie zaczniesz nad sobą panować, zaczną się domyślać, coś
węszyć i bawić się w detektywów, albo w najgorszym wypadku pójdą do Davida. A
tego chyba nie chcesz, prawda?
- Doskonale
wiesz, co mi dobrze zrobi, więc natychmiast mi je oddaj, Tom.
Nastąpiła
chwila ciszy.
- Nie mam
ich. Wyrzuciłem wszystko przed ostatnim koncertem.
Znów cisza,
tym razem dłuższa i jakby cięższa.
- Chyba nie
mówisz poważnie. Wyrzuciłeś… - chłopcy na dole zaśmiali się głośno i Sam prawie
spadła ze schodka; odzyskała równowagę i ponownie nadstawiła uszu. - …do kosza?
Tak po prostu?
- Tak po
prostu.
Głos Toma
był spokojny, ale wiedziała, że nie czuje się pewnie. Wyczuwała, że Bill lada
chwila rzuci się na niego z pięściami. Pomyliła się jednak.
- Niech cię
jasny szlag trafi, pieprzony zdrajco!
- Jeżeli
nie przestaniesz się tak zachowywać, stanie się to zapewne niedługo.
Usłyszała
kroki i szybko wślizgnęła się do łazienki, w ostatniej chwili zdążając przed
Tomem. A potem coś mocno walnęło w ścianę autobusu. Raz, drugi, trzeci…
Sam
sprężystym krokiem przemierzała hotelowy korytarz, nucąc coś pod nosem i
zawiązując szalik. Koncert grali dopiero jutro, dlatego dzisiejszego dnia całą
czwórką wybierali się na pobliskie lodowisko. Po drodze na dół Ruda zahaczyła o
każdy pokój chłopaków z TH, chcąc zaproponować im wspólny wypad, jednak każdy
spał jak zabity. Oni też powinni odsypiać, bo przyjechali i zakwaterowali się w
pokojach zaledwie dwie godziny wcześniej po całonocnej podróży autobusem, ale
zgodnie stwierdzili, że przez takie podejście nic nie zobaczą. Dlatego szybko
znaleźli lodowisko i z małą pomocą szofera mieli zamiar dobrze się bawić.
Sam minęła
właśnie drzwi do pokoju Billa i zatrzymała się tuż za nimi. Tu nie była, nie
odezwała się do niego ani słowem od sytuacji w autobusie, jednak coś się w niej
ruszyło. W końcu, jakby nie patrzeć, to też człowiek. Przynajmniej po części,
dlatego cofnęła się o krok i, zdejmując czapkę, nacisnęła klamkę. Drzwi
ustąpiły bez problemu. Dopiero gdy je uchyliła usłyszała, że ktoś biega w te i
z powrotem po pokoju, jakby przewracając wszystko po drodze. Zajrzała do środka
i ujrzała kompletny chaos. Ubrania z walizek walały się po podłodze, pościel
skołtuniona leżała na łóżku, jedna z zasłonek zwisała marnie z karnisza, a
firanka była odsunięta do połowy tak, że sporo światła wpadało do
pomieszczenia. Już miała się wycofać, kiedy Bill, w pogniecionej koszulce i za
długich jaskrawo niebieskich dresach, wyszedł z łazienki, a ich spojrzenia się
spotkały.
- Czego tu
szukasz? – zapytał napastliwie, nawet się nie zatrzymując.
W ręku
trzymał czarną kosmetyczkę i, bosymi stopami brodząc w kupie ubrań na podłodze,
podszedł do swojej torby, po czym odłożył saszetkę na stolik i zaczął
przetrząsać bagaż.
Sam nie
speszyła się jego wyjątkowo niegrzecznym pytaniem, tylko odważnie weszła
głębiej do pokoju.
- Idziesz z
nami na lodowisko? – zapytała.
Czarny
parsknął lekceważąco i odpowiedział dopiero po chwili.
- Nie, nie
idę z wami na lodowisko – odparł sarkastycznie, nawet nie podnosząc na nią
wzroku.
Sam się nie
poddała.
- Czemu
nie? Nie chcesz się zabawić? – nalegała.
- Jak
chcesz wiedzieć, to jeżeli chcę się zabawić, to zapraszam sobie dziewczynę do
pokoju i się z nią zabawiam, ale to raczej nie dla ciebie, więc nie będę
rozwijał tematu.
- Ooooch,
rozumiem. Pan gwiazda nie będzie się bawił publicznie z byle kim – powiedziała
na pozór spokojnie, jednak w środku zaczęła się gotować.
Bill wyjął
paczkę papierosów z torby, podniósł się i już w drodze go odpalając, udał się
ponownie do łazienki. Nie odpowiedział na jej zaczepkę, co zdenerwowało ją
jeszcze bardziej. Nie zważając na to, że jest w butach, przeszła przez pokój i
weszła do pomieszczenia, wyłożonego białymi kafelkami.
- Jeszcze
tu jesteś?
Bill
siedział na parapecie, powoli zaciągając się papierosem. Zimne powietrze zza
otwartego okna jakby mu nie przeszkadzało, omiatając chude nagie ramiona i bose
stopy, oparte o kant wanny. W ułamku sekundy przez myśl jej przemknęło, jak
ładnie wygląda w tej pozie, ale nie przywiązała wagi do tego. Teraz miała mu do
powiedzenia coś zupełnie innego.
- Wyjaśnij
mi jedną rzecz… - zaczęła Sam, ale jej przerwał.
- Tylko
jedną?
Zaśmiał się
kpiąco i wciągnął dym nikotynowy do płuc.
- Masz
wszystko. Sławę, pieniądze, zaistniałeś na rynku muzycznym, obecnie twoje
niemieckie nazwisko jest bardziej rozpoznawalne niż Einstein’a, a jesteś
wredny, niemiły, podły… Masz wszystko, a jesteś takim dupkiem. Dlaczego?
Na chwilę
zapadła cisza, w której oboje mierzyli się spojrzeniem. Wzrok Sam był palący
złością, natomiast oczy Billa nie wyrażały zupełnie nic. Znów były zimne jak
lód. Po upływie kilkunastu sekund spuścił oczy, a potem spojrzał przez okno.
- I co z
tego, że to mam? Nie chcę tego – syknął.
Złość i żal
w jego głosie aż spływały po kafelkach.
- To czego
ty w końcu chcesz? – zapytała ostro, zakładając ręce na biodrach.
Bill
wyrzucił peta za okno i spojrzał na nią.
- Chcę
NORMALNOŚCI – powiedział przez zaciśnięte zęby i obie dłonie zwinęły mu się w
pięści. – Chcę mieć życie, bo teraz go nie mam. Może kiedyś kochałem to, co
robiłem i sprawiało mi cholerną satysfakcję, ale teraz nie ma ani jednego, ani
drugiego. Chciałbym normalnie wyjść wieczorem na miasto ze znajomymi,
powygłupiać się i nie myśleć o tym, że to, co robiłem ukaże się następnego dnia
na pierwszej stronie jakiegoś brukowca. Już wolałbym martwić się, że nie mam za
co zapłacić rachunków, a być WOLNYM! Wiesz, jak się czuję? – zszedł z okna,
zbliżył się do niej, wyciągając przed siebie złączone nadgarstkami ramiona i
lekko nimi potrząsnął. – Jakbym był zakuty w kajdany, skrępowany, bo wszystko,
co robię jest z góry zaplanowane. Sam się w to wpakowałem i teraz mam, co
chciałem.
Gwałtownie
się odwrócił i spojrzał przez otwarte okno. Sam stała nieruchomo, nie wiedząc,
co powiedzieć. Kiedy mówił, prawie namacalnie czuła rozgoryczenie i smutek w
jego głosie. Oczy, które wtedy na nią patrzyły, były tak udręczone i wręcz
wołały o pomoc, że coś ścisnęło ją za gardło. Teraz miała ochotę podejść do
niego i przytulić się, ale nie była na tyle odważna, by to zrobić. Dlatego,
miętoląc w dłoni czapkę, wbiła wzrok w podłogę.
- Jeszcze
tu jesteś? – zapytał cicho, kiedy się odwrócił, by wyjść do drugiego pokoju. –
Idź bawić się na łyżwach, dopóki możesz.
Minął ją, a
Sam dopiero po chwili ruszyła się z miejsca.
- A ty co,
robiłaś na drutach tę czapkę, że tyle cię nie było? – zapytał Matthias, kiedy
wyszła z windy w hotelowym hallu. – Człowieku, ja tu prawie ugotowałem się na
twardo! Gdzie ty byłaś tyle czasu?
Sam już
otwierała usta, żeby opowiedzieć im o tym, co mówił Bill, kiedy coś ją
powstrzymało. Nie wiedziała, co to było, ale wahając się chwilę wymyśliła na
poczekaniu małe kłamstwo.
- Musiałam
umyć zęby, a z aparatem długo się schodzi – powiedziała, wchodząc między nich.
– To co, jedziemy?
Nasunęła
czapkę na głowę, odgarnęła grzywkę z czoła i wybiegła na zewnątrz. Mini van już
na nich czekał, jednak pierwsze, co zobaczyła to dosyć spora grupka fanek,
kłębiąca się z boku wejścia i chowająca się przed śniegiem, który właśnie
zaczął padać. Na odgłos poruszanych drzwi, jeszcze nawet nie wiedząc, kto wyszedł,
podniósł się krzyk, a dopiero kiedy zobaczyły Sam trochę ucichły. Lecz tylko
trochę, bo i tak rzuciły się w jej stronę, otaczając zwartym szykiem. Widząc,
co się dzieje, Matthias, Frodo i Adrien wyszli na zewnątrz i również zostali
wciągnięci w ten krąg. Na początku byli zdezorientowani, nieśmiało się
uśmiechali, patrząc po sobie, a po chwili zaczęli podpisywać kartki, okładki
ich dema, stawali do zdjęć, a na im więcej pozwalali, tym większa stawała się
lista próśb zgromadzonych dziewczyn. Sam nie liczyła, do ilu zdjęć stanęła i
nie wiedziała, do ilu by jeszcze miała zapozować, gdyby nie Barney, który z
jakimś innym ochroniarzem wyciągnął ich z lepiących się rąk fanek. Jego
spokojny głos mieszał się z donośnym jazgotem fanek, jednak górował nad nim, a oni
zaraz znaleźli się w cichym wnętrzu mini vana. Wszyscy czworo głośno wypuścili
powietrze z płuc.
- O matko…
- stęknął Matthias.
- Co to
było? – zapytał głośno Adrien, podnosząc plecy z oparcia i wskazując dłonią na
ludzi za szybą.
Sam aż
podskoczyła na siedzeniu.
- Jak to,
co? Nasi fani!
Zabrzmiało
im to tak dziwnie, wręcz obco, bo do tej pory jeszcze nie zetknęli się z tym
terminem w takim tłumaczeniu. Aczkolwiek musieli przyznać, że bardzo im to
poprawiło samopoczucie, choć sam fakt posiadania fanów na większą skalę jeszcze
do nich nie docierał.
Na miejsce
dotarli po niespełna 30 minutach jazdy. Po drodze wyraźnie rzucił im się w oczy
wzmożony ruch na chodnikach. Jakby więcej ludzi tego dnia wyszło na ulice, przy
czym większość chodziła w zwartych, co najmniej czteroosobowych grupkach.
Dopiero po chwili dotarło do nich, że może to fani, którzy przybyli na koncert
Tokio Hotel. Matthias zagwizdał.
- Mam
nadzieję, że nie idą na nasze lodowisko! – zarechotał i pierwszy wyszedł na
zewnątrz.
Adrien i
Frodo wyszli za nim, specjalnie opóźniając Sam, która podskakiwała na
siedzeniu, niecierpliwiąc się. Kiedy została sama w vanie, Frodo błyskawicznie
odwrócił się i zamknął jej drzwi przed nosem, po czym wszyscy trzej rzucili się
biegiem do wypożyczalni. Sam ze złości długo mocowała się z drzwiami, a gdy już
dotarła do rampy, wszyscy trzej śmigali po lodzie, udając, że bardzo długo już
mają łyżwy na nogach.
- Co cię
zatrzymało w tak idealny dzień na łyżwiarstwo? – zawołał Matthias,
przejeżdżając przed jej nosem. – My już tak długo jeździmy!
Wychyliła
się i chciała go złapać, ale umknął jej, śmiejąc się głośno i przez nieuwagę
wpadając na rampę, za którą zniknął. Nie tracąc więcej czasu, Ruda pognała po
łyżwy i praktycznie w biegu zakładając je na nogi, wjechała na lód i od razu
rzuciła się w pogoń za Matthiasem.
Po
dziesięciu minutach nagle zaczęło przybywać ludzi i zrobiło się trochę ciasno.
Sam nie mogła rozwinąć dużej prędkości, bo ciągle na kogoś wpadała. Na
szczęście najczęściej ta druga osoba leżała na lodzie, nie ona. Adrien
podjechał do niej, łapiąc ją w pasie i obracając dookoła.
- My musimy
na siku – powiedział, poprawiając szalik; rozpiął kurtkę, a i tak miał
zaczerwienione policzki. – Idziesz i ty?
- Mi się
nie chce – odparła, rozglądając się po lodowisku. – Ale weź mi płaszcz do
szatni, ok.?
- Tylko
czapka zostaje – zastrzegł, grożąc jej palcem i biorąc od niej ubranie.
Wywróciła
oczami, zawiązała szczelnie szalik na szyi, pociągnęła łyk kawy z kubka
Barney’a i ruszyła przy rampie. Kiedy tylko Frodo, Matthias i Adrien zniknęli
jej z oczu, tłum wokół niej nagle zgęstniał. Pojawiło się mnóstwo nowych
twarzy, a wszystkie patrzyły na nią. Stanęła w miejscu, nie wiedząc, co zrobić.
Próbowała dojrzeć, czy chłopcy już wracają, ale była za niska. Głosy wokół niej
się podniosły i poczuła, że ludzie zaczynają na nią napierać. Nie widziała już
nic, tylko morze głów, a serce podeszło jej do gardła. Zaczęła szybko oddychać,
obracając się w miejscu, lecz po chwili nawet nie mogła wykonać ruchu.
Sytuacja
wymknęła się spod kontroli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz