22 listopada 2012

23

[Fall Out Boy - The Carpal Tunnel Of Love]


            Wskazówki zegara przyspieszyły dwukrotnie, a daty w kalendarzu popędzały jedna drugą. Takie właśnie wrażenie odniosła Sam, spoglądając na datownik w telefonie pierwszego dnia lutego. Zaklęła cicho pod nosem i schowała aparat do kieszeni nowych jeansów. Wyprostowała kolana, z uśmiechem podziwiając świeży nabytek. Tak, demo sprzedało się co do sztuki, a ludzie wciąż o nie pytali. Jednak oni wstrzymali się z nowym nakładem, co było dla niej kompletnie niezrozumiałe. David wytłumaczył im swoją taktykę.
- Przytrzymamy ich trochę – odparł na jej grad pytań o większą ilość demo. -  Można powiedzieć, że ich przygłodzimy. Potem znowu wypuścimy jakiś nakład, tym razem większy. Chodzi o to, – ciągnął dalej spokojnie, widząc, że nie rozumie. – żeby płyty nie zalegały na półkach, bo jakby było ich za dużo, nie rzucali by się tak na nie.
Może i miał trochę racji, w końcu on się na tym lepiej zna, jednak ona nigdy nie lubiła na coś czekać. Potem przestawało jej zależeć.
Kątem oka zerknęła na Billa, siedzącego przy stoliku. Kropelki potu zrosiły mu czoło, nie mógł skupić wzroku na jednym punkcie i nerwowo zaciskał dłonie na łokciach. Od rana tak się zachowywał, w ogóle nic nie zjadł na śniadanie, a na jakiekolwiek pytanie albo nie odpowiadał, albo warczał, żeby dać mu spokój. Mimo, że żyli w dosyć nieprzyjemnych relacjach, Sam jednak zmartwiła się jego stanem. Wyglądał na chorego.
Po chwili zastanowienia usiadła naprzeciwko niego, starając się przybrać jak najbardziej neutralną minę, na jaką ją było w tej chwili stać. Matthias oderwał się od opasłego tomu i w milczeniu obserwował sytuację.
- Bill – zaczęła cicho Sam, jednak ten nie zareagował, wciąż chaotycznie przebiegając wzrokiem po gazecie, leżącej tuż przed nim, jakby wcale jej nie dostrzegając; Ruda odchrząknęła znacząco i powtórzyła głośniej: - Bill, dobrze się czujesz?
Dopiero po chwili Czarny podniósł na nią oczy, a jego spojrzenie było tak mętne, jakby nie spał trzy dni z rzędu. Minął moment zanim skupił na niej wzrok i dopiero wtedy ją zobaczył.
- Co? – zapytał tępo, a jego głos brzmiał jak odbite echo w jego czaszce.
Sam przełknęła ślinę. Powoli zaczynała żałować, że podniosła się z miejsca.
- Pytałam, czy dobrze się czujesz…
- Stan mojego zdrowia to nie twój wiewiórzy interes – warknął, zamykając gazetę i zaczynając chaotycznie poprawiać papiery przed sobą.
Ruda zamrugała kilkakrotnie. Była zaskoczona, bo nie sądziła, że z takiego letargu, w jakim miała wrażenie był pogrążony, obudzi się w tak wręcz pulsującą agresję. Zbiło ją to z tropu.
- Tylko zapytałam… - powiedziała cicho urażonym tonem i chciała odejść, gdy on odezwał się z niespodziewaną mocą.
- To się nie pytaj! – kilkakrotnie podniósł ton, a spojrzenie, jakim ją obdarzył, wywołało u Sam gęsią skórkę.
Było pełne nienawiści i tak ogromnej złości, że aż paliło, a jednocześnie nie pozwalało się od niego oderwać. Czekolada jego oczu jakby zamarzła, przybierając drapieżny wyraz, jak u tygrysa, gotującego się do skoku. Potężny dreszcz przeszedł jej po plecach, po raz pierwszy w życiu przestraszyła się samego spojrzenia. A potem wszystko zaczęło dziać się niespodziewanie szybko.
Bill z impetem podniósł się z fotela, część dokumentów i różnych zapisków zwalając na podłogę i już chciał odejść, kiedy przed nosem wyrósł mu spod ziemi Matthias, w jednej dłoni ściskając książkę, a w drugiej ramię Czarnego.
- Może by tak grzeczniej, co? – warknął.
Sam obserwowała wszystko, jak w filmie. Nagle między nimi pojawił się Tom, który od samego początku nie spuszczał wzroku z brata, i Frodo, który właśnie zszedł z góry. Bracia lekko szamotali się w milczeniu, a Frodo powiedział coś cicho do przyjaciela, i ten puścił ramię Billa. Gdy tylko to nastąpiło, Czarny, patrząc na Toma, skinął głową w stronę schodów i mierząc Matthiasa nieprzyjemnym spojrzeniem, ruszył w tamtą stronę.
- Sorry za niego – szepnął Tom, klepiąc Matthiasa po ramieniu i poszedł na schody.
W przejściu minęli się z Adrienem, wychodzącym z łazienki i ten aż przylgnął do ściany, podnosząc ramiona do góry przed wychodzącym jak burza Billem. Wszedł do salonu i popatrzył po wszystkich.
- Co jest?
Serce Sam waliło jak oszalałe i próbowała uspokoić oddech. Oczy zaszły jej mgłą i dopiero po chwili  zorientowała się, że były to łzy. Jedna z nich opuściła powieki i spłynęła po policzku. Nabrała łapczywie powietrza, jakby długo była pod wodą i drżącą dłonią ją wytarła, jednak w ślad tej pierwszej poszły kolejne, czego zupełnie nie kontrolowała. Matthias kucnął przed nią i położył jej dłonie na kolanach.
- Wszystko w porządku? – zapytał cicho ciepłym głosem.
Ona pokiwała szybko głową, rękawem bluzy wycierając wilgotne policzki. Frodo podał jej chusteczkę, którą przyjęła z wdzięcznością.
- A coś ma być nie w porządku? – zapytał zdezorientowany Adrien.
Sam uklęknęła na podłodze i zaczęła zbierać porozrzucane papiery. Wszyscy trzej patrzyli się na nią uważnie, kiedy trzęsącymi się rękoma podnosiła kartki i układała je na stoliku.
- Muszę… ten… się na chwilę… - wydukała i poszła w stronę schodów bez słowa więcej.
Matthias patrzył za nią, wciąż zaciskając pięści.
- Następnym razem zabiję tego skurwiela – warknął, siadając na swoim poprzednim miejscu, jednak nie otworzył książki z powrotem.
Adrien czuł, że zaraz tego nie wytrzyma, i kiedy otwierał usta, żeby ponowić pytanie, jednak ze zdwojoną siłą, Frodo pospieszył mu z wyjaśnieniem.
- Diva ma zły humor i Sam się oberwało. Ale już ok., ty też się nie rzucaj – dodał szybko, widząc zmianę wyrazu twarzy Adriena.
Sam powoli stawiała kroki na schodkach, wciąż samą siebie uspokajając. Swoją drogą to się nie poznawała. Normalnie za taką odzywkę, klient raz zarobiłby pięścią w twarz i to tylko wtedy, gdyby miała dobry humor. Jednak w oczach Billa było coś, co ją wręcz sparaliżowało, zmroziło. Jeszcze nigdy nie widziała takiego spojrzenia.
Doszła już prawie na samą górę, kiedy dobiegły ją przytłumione, aczkolwiek mocno poruszone głosy rozmowy bliźniaków. Powinna odejść i nie podsłuchiwać, ale po prostu nie mogła się powstrzymać.
- …i jeżeli się nie uspokoisz i nie zaczniesz nad sobą panować, zaczną się domyślać, coś węszyć i bawić się w detektywów, albo w najgorszym wypadku pójdą do Davida. A tego chyba nie chcesz, prawda?
- Doskonale wiesz, co mi dobrze zrobi, więc natychmiast mi je oddaj, Tom.
Nastąpiła chwila ciszy.
- Nie mam ich. Wyrzuciłem wszystko przed ostatnim koncertem.
Znów cisza, tym razem dłuższa i jakby cięższa.
- Chyba nie mówisz poważnie. Wyrzuciłeś… - chłopcy na dole zaśmiali się głośno i Sam prawie spadła ze schodka; odzyskała równowagę i ponownie nadstawiła uszu. - …do kosza? Tak po prostu?
- Tak po prostu.
Głos Toma był spokojny, ale wiedziała, że nie czuje się pewnie. Wyczuwała, że Bill lada chwila rzuci się na niego z pięściami. Pomyliła się jednak.
- Niech cię jasny szlag trafi, pieprzony zdrajco!
- Jeżeli nie przestaniesz się tak zachowywać, stanie się to zapewne niedługo.
Usłyszała kroki i szybko wślizgnęła się do łazienki, w ostatniej chwili zdążając przed Tomem. A potem coś mocno walnęło w ścianę autobusu. Raz, drugi, trzeci…


Sam sprężystym krokiem przemierzała hotelowy korytarz, nucąc coś pod nosem i zawiązując szalik. Koncert grali dopiero jutro, dlatego dzisiejszego dnia całą czwórką wybierali się na pobliskie lodowisko. Po drodze na dół Ruda zahaczyła o każdy pokój chłopaków z TH, chcąc zaproponować im wspólny wypad, jednak każdy spał jak zabity. Oni też powinni odsypiać, bo przyjechali i zakwaterowali się w pokojach zaledwie dwie godziny wcześniej po całonocnej podróży autobusem, ale zgodnie stwierdzili, że przez takie podejście nic nie zobaczą. Dlatego szybko znaleźli lodowisko i z małą pomocą szofera mieli zamiar dobrze się bawić.
Sam minęła właśnie drzwi do pokoju Billa i zatrzymała się tuż za nimi. Tu nie była, nie odezwała się do niego ani słowem od sytuacji w autobusie, jednak coś się w niej ruszyło. W końcu, jakby nie patrzeć, to też człowiek. Przynajmniej po części, dlatego cofnęła się o krok i, zdejmując czapkę, nacisnęła klamkę. Drzwi ustąpiły bez problemu. Dopiero gdy je uchyliła usłyszała, że ktoś biega w te i z powrotem po pokoju, jakby przewracając wszystko po drodze. Zajrzała do środka i ujrzała kompletny chaos. Ubrania z walizek walały się po podłodze, pościel skołtuniona leżała na łóżku, jedna z zasłonek zwisała marnie z karnisza, a firanka była odsunięta do połowy tak, że sporo światła wpadało do pomieszczenia. Już miała się wycofać, kiedy Bill, w pogniecionej koszulce i za długich jaskrawo niebieskich dresach, wyszedł z łazienki, a ich spojrzenia się spotkały.
- Czego tu szukasz? – zapytał napastliwie, nawet się nie zatrzymując.
W ręku trzymał czarną kosmetyczkę i, bosymi stopami brodząc w kupie ubrań na podłodze, podszedł do swojej torby, po czym odłożył saszetkę na stolik i zaczął przetrząsać bagaż.
Sam nie speszyła się jego wyjątkowo niegrzecznym pytaniem, tylko odważnie weszła głębiej do pokoju.
- Idziesz z nami na lodowisko? – zapytała.
Czarny parsknął lekceważąco i odpowiedział dopiero po chwili.
- Nie, nie idę z wami na lodowisko – odparł sarkastycznie, nawet nie podnosząc na nią wzroku.
Sam się nie poddała.
- Czemu nie? Nie chcesz się zabawić? – nalegała.
- Jak chcesz wiedzieć, to jeżeli chcę się zabawić, to zapraszam sobie dziewczynę do pokoju i się z nią zabawiam, ale to raczej nie dla ciebie, więc nie będę rozwijał tematu.
- Ooooch, rozumiem. Pan gwiazda nie będzie się bawił publicznie z byle kim – powiedziała na pozór spokojnie, jednak w środku zaczęła się gotować.
Bill wyjął paczkę papierosów z torby, podniósł się i już w drodze go odpalając, udał się ponownie do łazienki. Nie odpowiedział na jej zaczepkę, co zdenerwowało ją jeszcze bardziej. Nie zważając na to, że jest w butach, przeszła przez pokój i weszła do pomieszczenia, wyłożonego białymi kafelkami.
- Jeszcze tu jesteś?
Bill siedział na parapecie, powoli zaciągając się papierosem. Zimne powietrze zza otwartego okna jakby mu nie przeszkadzało, omiatając chude nagie ramiona i bose stopy, oparte o kant wanny. W ułamku sekundy przez myśl jej przemknęło, jak ładnie wygląda w tej pozie, ale nie przywiązała wagi do tego. Teraz miała mu do powiedzenia coś zupełnie innego.
- Wyjaśnij mi jedną rzecz… - zaczęła Sam, ale jej przerwał.
- Tylko jedną?
Zaśmiał się kpiąco i wciągnął dym nikotynowy do płuc.
- Masz wszystko. Sławę, pieniądze, zaistniałeś na rynku muzycznym, obecnie twoje niemieckie nazwisko jest bardziej rozpoznawalne niż Einstein’a, a jesteś wredny, niemiły, podły… Masz wszystko, a jesteś takim dupkiem. Dlaczego?
Na chwilę zapadła cisza, w której oboje mierzyli się spojrzeniem. Wzrok Sam był palący złością, natomiast oczy Billa nie wyrażały zupełnie nic. Znów były zimne jak lód. Po upływie kilkunastu sekund spuścił oczy, a potem spojrzał przez okno.
- I co z tego, że to mam? Nie chcę tego – syknął.
Złość i żal w jego głosie aż spływały po kafelkach.
- To czego ty w końcu chcesz? – zapytała ostro, zakładając ręce na biodrach.
Bill wyrzucił peta za okno i spojrzał na nią.
- Chcę NORMALNOŚCI – powiedział przez zaciśnięte zęby i obie dłonie zwinęły mu się w pięści. – Chcę mieć życie, bo teraz go nie mam. Może kiedyś kochałem to, co robiłem i sprawiało mi cholerną satysfakcję, ale teraz nie ma ani jednego, ani drugiego. Chciałbym normalnie wyjść wieczorem na miasto ze znajomymi, powygłupiać się i nie myśleć o tym, że to, co robiłem ukaże się następnego dnia na pierwszej stronie jakiegoś brukowca. Już wolałbym martwić się, że nie mam za co zapłacić rachunków, a być WOLNYM! Wiesz, jak się czuję? – zszedł z okna, zbliżył się do niej, wyciągając przed siebie złączone nadgarstkami ramiona i lekko nimi potrząsnął. – Jakbym był zakuty w kajdany, skrępowany, bo wszystko, co robię jest z góry zaplanowane. Sam się w to wpakowałem i teraz mam, co chciałem.
Gwałtownie się odwrócił i spojrzał przez otwarte okno. Sam stała nieruchomo, nie wiedząc, co powiedzieć. Kiedy mówił, prawie namacalnie czuła rozgoryczenie i smutek w jego głosie. Oczy, które wtedy na nią patrzyły, były tak udręczone i wręcz wołały o pomoc, że coś ścisnęło ją za gardło. Teraz miała ochotę podejść do niego i przytulić się, ale nie była na tyle odważna, by to zrobić. Dlatego, miętoląc w dłoni czapkę, wbiła wzrok w podłogę.
- Jeszcze tu jesteś? – zapytał cicho, kiedy się odwrócił, by wyjść do drugiego pokoju. – Idź bawić się na łyżwach, dopóki możesz.
Minął ją, a Sam dopiero po chwili ruszyła się z miejsca.
- A ty co, robiłaś na drutach tę czapkę, że tyle cię nie było? – zapytał Matthias, kiedy wyszła z windy w hotelowym hallu. – Człowieku, ja tu prawie ugotowałem się na twardo! Gdzie ty byłaś tyle czasu?
Sam już otwierała usta, żeby opowiedzieć im o tym, co mówił Bill, kiedy coś ją powstrzymało. Nie wiedziała, co to było, ale wahając się chwilę wymyśliła na poczekaniu małe kłamstwo.
- Musiałam umyć zęby, a z aparatem długo się schodzi – powiedziała, wchodząc między nich. – To co, jedziemy?
Nasunęła czapkę na głowę, odgarnęła grzywkę z czoła i wybiegła na zewnątrz. Mini van już na nich czekał, jednak pierwsze, co zobaczyła to dosyć spora grupka fanek, kłębiąca się z boku wejścia i chowająca się przed śniegiem, który właśnie zaczął padać. Na odgłos poruszanych drzwi, jeszcze nawet nie wiedząc, kto wyszedł, podniósł się krzyk, a dopiero kiedy zobaczyły Sam trochę ucichły. Lecz tylko trochę, bo i tak rzuciły się w jej stronę, otaczając zwartym szykiem. Widząc, co się dzieje, Matthias, Frodo i Adrien wyszli na zewnątrz i również zostali wciągnięci w ten krąg. Na początku byli zdezorientowani, nieśmiało się uśmiechali, patrząc po sobie, a po chwili zaczęli podpisywać kartki, okładki ich dema, stawali do zdjęć, a na im więcej pozwalali, tym większa stawała się lista próśb zgromadzonych dziewczyn. Sam nie liczyła, do ilu zdjęć stanęła i nie wiedziała, do ilu by jeszcze miała zapozować, gdyby nie Barney, który z jakimś innym ochroniarzem wyciągnął ich z lepiących się rąk fanek. Jego spokojny głos mieszał się z donośnym jazgotem fanek, jednak górował nad nim, a oni zaraz znaleźli się w cichym wnętrzu mini vana. Wszyscy czworo głośno wypuścili powietrze z płuc.
- O matko… - stęknął Matthias.
- Co to było? – zapytał głośno Adrien, podnosząc plecy z oparcia i wskazując dłonią na ludzi za szybą.
Sam aż podskoczyła na siedzeniu.
- Jak to, co? Nasi fani!
Zabrzmiało im to tak dziwnie, wręcz obco, bo do tej pory jeszcze nie zetknęli się z tym terminem w takim tłumaczeniu. Aczkolwiek musieli przyznać, że bardzo im to poprawiło samopoczucie, choć sam fakt posiadania fanów na większą skalę jeszcze do nich nie docierał.
Na miejsce dotarli po niespełna 30 minutach jazdy. Po drodze wyraźnie rzucił im się w oczy wzmożony ruch na chodnikach. Jakby więcej ludzi tego dnia wyszło na ulice, przy czym większość chodziła w zwartych, co najmniej czteroosobowych grupkach. Dopiero po chwili dotarło do nich, że może to fani, którzy przybyli na koncert Tokio Hotel. Matthias zagwizdał.
- Mam nadzieję, że nie idą na nasze lodowisko! – zarechotał i pierwszy wyszedł na zewnątrz.
Adrien i Frodo wyszli za nim, specjalnie opóźniając Sam, która podskakiwała na siedzeniu, niecierpliwiąc się. Kiedy została sama w vanie, Frodo błyskawicznie odwrócił się i zamknął jej drzwi przed nosem, po czym wszyscy trzej rzucili się biegiem do wypożyczalni. Sam ze złości długo mocowała się z drzwiami, a gdy już dotarła do rampy, wszyscy trzej śmigali po lodzie, udając, że bardzo długo już mają łyżwy na nogach.
- Co cię zatrzymało w tak idealny dzień na łyżwiarstwo? – zawołał Matthias, przejeżdżając przed jej nosem. – My już tak długo jeździmy!
Wychyliła się i chciała go złapać, ale umknął jej, śmiejąc się głośno i przez nieuwagę wpadając na rampę, za którą zniknął. Nie tracąc więcej czasu, Ruda pognała po łyżwy i praktycznie w biegu zakładając je na nogi, wjechała na lód i od razu rzuciła się w pogoń za Matthiasem.
Po dziesięciu minutach nagle zaczęło przybywać ludzi i zrobiło się trochę ciasno. Sam nie mogła rozwinąć dużej prędkości, bo ciągle na kogoś wpadała. Na szczęście najczęściej ta druga osoba leżała na lodzie, nie ona. Adrien podjechał do niej, łapiąc ją w pasie i obracając dookoła.
- My musimy na siku – powiedział, poprawiając szalik; rozpiął kurtkę, a i tak miał zaczerwienione policzki. – Idziesz i ty?
- Mi się nie chce – odparła, rozglądając się po lodowisku. – Ale weź mi płaszcz do szatni, ok.?
- Tylko czapka zostaje – zastrzegł, grożąc jej palcem i biorąc od niej ubranie.
Wywróciła oczami, zawiązała szczelnie szalik na szyi, pociągnęła łyk kawy z kubka Barney’a i ruszyła przy rampie. Kiedy tylko Frodo, Matthias i Adrien zniknęli jej z oczu, tłum wokół niej nagle zgęstniał. Pojawiło się mnóstwo nowych twarzy, a wszystkie patrzyły na nią. Stanęła w miejscu, nie wiedząc, co zrobić. Próbowała dojrzeć, czy chłopcy już wracają, ale była za niska. Głosy wokół niej się podniosły i poczuła, że ludzie zaczynają na nią napierać. Nie widziała już nic, tylko morze głów, a serce podeszło jej do gardła. Zaczęła szybko oddychać, obracając się w miejscu, lecz po chwili nawet nie mogła wykonać ruchu.
Sytuacja wymknęła się spod kontroli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz