22 listopada 2012

31


            Sam odrzuciła zeszyt na pościel i pospiesznie wstała. Już miała postawić pierwszy krok, kiedy coś ją powstrzymało. A co, jeśli Adrien potrzebuje teraz pobyć sam? Może dlatego do niej nie przyszedł? Poczuła uderzenie gorąca i jej serce przyspieszyło. A jeżeli Anke mu powiedziała, że to się nie uda? Że nie chce z nim być?
Zaczęła chodzić po pokoju, oceniając szanse. Znała się z Anke już dwa lata, odkąd ta zaczęła spotykać się z Adrienem, dzięki czemu trochę ją poznała. Dlatego nie pasowało jej to, że ciągnęłaby jej brata aż z Tokio, by mu powiedzieć, że to koniec. To nie Anke, mimo wszystkich słów, którymi wcześniej ją opisała, ona taka nie jest. Więc o co chodzi? Gdyby dała mu szansę, to szczęśliwy wpadłby do pokoju i wykrzyczał to na całe gardło. To akurat było bardziej niż pewne.
Wpadła do pokoju Adriena, nie mogąc już dłużej pohamować zżerającej jej od środka ciekawości. Nie wiedziała, czego może się spodziewać, ale chciała wiedzieć wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Wskoczyła na łóżko, na którym siedział i, uwieszając mu się na szyi, zaczęła delikatnie podskakiwać.
- No, mów miiii! – zaskrzeczała mu do ucha.
Kiedy poczuła, że zaczyna się odwracać, puściła go i z uśmiechem na ustach czekała. Jednak mina jej zrzedła, widząc twarz brata. Miał najprawdziwsze łzy w oczach, które już wydostały się z powiek i mknęły po zaczerwienionych policzkach, jedna goniąc drugą. Sam zamarła ze strachu.
- Adrien… - zaczęła cicho.
Przestraszyła się nie na żarty, już dawno nie widziała go w takim stanie. Przez chwilę nie mógł wydobyć z siebie głosu i serce Sam zabiło tak mocno, jakby chciało wyrwać się z piersi.
- Sam… - chrypnął, połykając słone krople. – Sam, Anke… Ona… – zamrugał i spojrzał na nią, jakby dopiero teraz ją dostrzegł. – Ja pierdole, Sam, będę miał dziecko. Będę ojcem, rozumiesz?
Na dobrą chwilę ją zatkało, przy okazji otwierając szeroko oczy i usta. A potem oprzytomniała i głośno zaśmiała.
- To czemu beczysz? – walnęła go pokrzepiająco w ramię, aż się zakołysał i ryknęła śmiechem. – Fischerów nigdy mniej na świecie! Tak dobre geny nie mogą się zmarnować, więc nie dziwię się, że tak szybko zabrałeś się do reprodukcji. A ja zawsze chciałam być ciocią, więc nie wiem, o co takie halo…
Adrien pokręcił głową.
- Nie rozumiesz, nie o to chodzi. Ona chciała je usunąć… Rozumiesz? Powiedziała, że nie jest gotowa na dziecko, że jest za młoda, żeby pakować się w pieluchy, że zmarnuje sobie życie…
Spuścił głowę i powrócił do ich rozmowy.
Nie mógł uwierzyć w to, co widział. Anke ma brzuch. Ma duży brzuch. Jej szczupłą, ponętną sylwetkę zakłócała ta wystająca „piłka”. Położyła dłoń z długimi palcami na wypukłej części ciała, a jej duże zielone oczy popatrzyły na niego pustym wzrokiem.
- Chyba nie muszę ci tłumaczyć, prawda? – zapytała cicho, lekko zachrypniętym głosem i na moment jej usta wygięły się w uśmiechu, lecz ten nie objął jej oczu i zniknął tak samo szybko, jak się pojawił.
Adrien podszedł bliżej, jednak nie śmiał jej dotknąć, choć tak bardzo chciał. Stał tylko i patrzył się na nią, na ten przedziwny dla niego widok, zupełnie nie wiedząc, co mógłby powiedzieć. Słowa ugrzęzły mu w gardle.
- Anke… Och, Anke – westchnął, nagle rozumiejąc wszystko.
W jej oczach zebrały się łzy, które zaraz popłynęły po jej porcelanowych policzkach.    - Nie jestem gotowa na dziecko, Adrien. Nie chcę go – powiedziała twardo i rozpaczliwie zaczerpnęła powietrza. – Ja mam plany, będę studiować, pracować, spełniać się, ale nie w stosie pieluch, rozumiesz? Nie, nie…
Nie mógł już dłużej wytrzymać i przygarnął ją w ramiona. Tulił jej ciało i czuł, że oczy go pieką, a w gardle rośnie mu wielka gula. Nie może płakać, musi być twardy. Anke drżała, wciąż szepcząc coś pod nosem, a on dopiero po chwili wyłapał pojedyncze słowa.        
 - …pozbyć się, ale…
- Co? – gwałtownie odsunął ją od siebie, wciąż trzymając za ramiona i spojrzał w oczy, nie mogąc zrozumieć, co właśnie do niego powiedziała. – Co ty mówisz? Jakie pozbyć się? Oszalałaś?!
- Nie mogłam tego zrobić – załkała. – Nie mogłam! Kiedy zobaczyłam małe serduszko na tym urządzeniu, a… A potem pomyślałam o tobie… Nie mogłam. Z nikim innym nie mogłabym go mieć, a że teraz? Trudno. Bardzo cię kocham i nie mogłabym ci tego zrobić.
Łzy, które dzielnie trzymał pod powiekami, teraz swobodnie popłynęły.
Sam odetchnęła głęboko, unosząc wysoko brwi. Zupełnie nie wiedziała, co powiedzieć, więc po prostu wpatrywała się w brata, dając mu się wygadać.
- Jak ona w ogóle mogła o tym pomyśleć? Jak mogłaby z tym żyć, w dodatku nic mi nie mówiąc? To takie bezduszne i straszne po prostu, zupełnie nie wiem, co mam teraz zrobić…
Ruda zamrugała gwałtownie i natychmiast odzyskała zdolność mowy.
- Co ty mówisz? Włączyłeś myślenie? – popukała go pięścią w czubek głowy. – Masz teraz przy niej być i ją wspierać, podobno ją kochasz…
- Kocham! – potwierdził z oburzeniem. – Oczywiście, że kocham!
- Właśnie – przytaknęła, kładąc mu dłoń na ramieniu. – więc nie możesz jej teraz zostawić, kiedy ci powiedziała. Gdybyś się odwrócił, pomyślałaby, że uciekłeś i nie chcesz tego dziecka – Adrien aż wzdrygnął się na to stwierdzenie, a ona przewróciła oczami. – Jest jej ciężko i to ty przede wszystkim powinieneś z nią być i jej pomagać.
Adrien westchnął ciężko i złapał się za głowę.
- Masz rację – powiedział cicho. - Masz absolutną rację, a ja jestem dupkiem. Kocham ją i chcę tego dziecka. Nie ważne, że teraz, jest moje i już je kocham. Jestem dupkiem, kompletnym… - dodał ciszej.
Sam zmarszczyła nos.
- Co jej powiedziałeś? – zapytała ostro, wyczuwając kłopoty, w jakie najpewniej wpakował się jej brat.
On odwrócił głowę i stęknął cicho pod nosem. Rude uderzyła go w bok i ponowiła pytanie.
- Że muszę pomyśleć, bo to za dużo dla mnie – mruknął, a ona jęknęła na głos.
- Jaki ty jesteś głupi! Tego się nawet nie da opisać, baranie. Zasuwaj do niej i przeproś! – krzyknęła po czym popchnęła go, zwalając z łóżka.
Adrien podniósł się z podłogi i zrobił dziwną minę.
- Teraz? – zapytał głupio, zdezorientowany rozglądając się po pokoju, na końcu patrząc na nią.
- Nie, jutro, ośle! – zdenerwowała się, wywracając oczami i unosząc ręce do góry. – I ty masz być ojcem? Koniec świata… Przecież jutro wracamy do Tokio! Jeżeli teraz zostawisz ją z takim stwierdzeniem, to ona się załamie! Na kiedy ma termin? – zapytała po chwili.
- Na 8 kwietnia.
Sam zastanowiła się chwilę. Po przeanalizowaniu całej sytuacji i wyciągnięciu wniosków, zrobiła wielkie oczy. Adrien już zbierał rzeczy, by zaraz wyruszyć do Anke, a jej serce biło jak szalone. W kwietniu kończą trasę, jeżeli Jost będzie chciał ich wziąć do Stanów, czego była bardziej niż pewna, to co wtedy? Mają odmówić? Na samą tę myśl wstrząsnął nią dreszcz, jednak czy byłoby inne wyjście z tej sytuacji? Jeden z członków zespołu już wtedy będzie ojcem, przez co mogą zaprzepaścić swoją szansę. To by oznaczało powrót do szarej rzeczywistości, do szkoły i garażu mamy Matthiasa. Koniec planów, marzeń i muzyki na większą skalę. Spojrzała na brata, dzielnie powstrzymując łzy paniki, które nagle pojawiły się w jej oczach i widząc, jak bardzo jest rozgorączkowany i niezdolny do logicznego, racjonalnego myślenia, o mało nie dostała zawału. Uspokoiła się jednak szybko, jest mu teraz potrzebna. Sama niczego nie wymyśli, nie w tej chwili, więc odłoży to na później. David im pomoże i ich zrozumie, tego była pewna…
Nagle poczuła, jak brat całuje ją w policzek i  mocno ściska. Uśmiechnęła się mimowolnie.
- Dziękuję, że jesteś najlepszą siostrą na świecie – szepnął jej do ucha i przytulił mocniej.
- Zawsze do usług, tatuśku – zaśmiała się, a on poczochrał jej włosy i wypadł z pokoju.
            Sam podniosła się i spojrzała przez okno. Panował już półmrok, mimo że nie było jeszcze szesnastej. Westchnęła. Teraz ją czeka ciężka rozmowa. Dokładnie w tym samym momencie usłyszała, że mama woła ją na dół.
Pewnie przyszła Jas, pomyślała i serce załomotało jej w piersi.

*** 

          Fabian niecierpliwie stukał palcami w stolik i groźnym wzrokiem wpatrywał się w Josta. Zacisnął usta i uniósł podbródek.
- Długo masz zamiar tak wozić mnie ze sobą w tajemnicy? – zapytał ostro. – Obiecujesz mi duże pieniądze, a póki co sam załatwiam sobie miejscowe sesje do jakichś podrzędnych gazet o modzie. Przegapiłem już dwa duże kontrakty. Zamierzasz mnie zatrudnić, do diabła?
         Jost przeciągnął palcami po czole, zostawiając biały ślad i pociągnął szkockiej ze swojej szklanki.
- To nie jest takie proste – odparł w końcu, mierząc go wzrokiem. – Sam wiesz, jaka ona jest. Poza tym… - urwał, odwracając się do niego plecami.
            Fabian wyprostował się na fotelu i ścisnął krawędź stolika. Mimo młodego wieku, potrafił zadbać o swoje interesy i wiedział, kiedy coś się nie opłacało. A im dłużej Jost odwlekał jego zatrudnienie, tym sprawa bardziej traciła dla niego na znaczeniu.
- Poza tym co? – zapytał gwałtownie. – Co chcesz powiedzieć?
           David podszedł do okna i spojrzał na Tokio. To miasto ponownie go zachwyciło, choć sam nie wiedział, dlaczego.
- Chcę powiedzieć, że nie wiem, czy opłaca mi się teraz podpisać z tobą kontrakt – odparł cicho, wciąż wpatrzony w nocną panoramę stolicy Japonii.
           Usłyszał, że Fabian wstał i tylko czekał, aż się na niego rzuci w złości. On wtedy, bez mrugnięcia okiem i z całą przyjemnością, wezwie ochronę, która wywlecze tego gówniarza i  nigdy więcej go nie zobaczy. Miał po dziurki w nosie jego arogancji i zmiennych nastrojów, godnych dorastającej nastolatki. Trzymał go tylko ze względu na Sam, bo odkąd zaczęli się spotykać, nie dochodzi do tak ostrych kłótni między nią, a Billem. Chociaż teraz przestało to mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie.
- To znaczy, że nie weźmiesz ich do Stanów?
            Zaskoczony, odwrócił się. Wyraz twarzy Fabiana zmienił się diametralnie. W ciągu pół minuty nie był już zły, był wyraźnie zmartwiony.
- Nie rozumiem twojego tonu – zaczął, powoli do niego podchodząc. – Czyżbyś martwił się o losy Killing Pleasure?
- O Sam – odpowiedział natychmiast chłopak, po czym zamilkł na chwilę, wyraźnie zmieszany. – To złamie jej serce i wiarę w siebie, wiem to.
David zaśmiał się i pokręcił głową.
- Póki co, serce możesz jej złamać tylko ty i zapamiętaj to. To naprawdę fajny dzieciak, nie skrzywdź jej – odłożył szklankę na stolik. – A co do trasy po USA. Posłuchaj, ja już mam dość. Po tym, co musiałem kiedyś przejść z Billem i Tomem poprzysiągłem sobie, że nigdy więcej nie wpakuję się w coś, co zabiera mi więcej energii niż cokolwiek innego na świecie. A opieka nad Killing Pleasure już mi tym zalatuje, nie wpakuję się w te „pieluchy” znowu. Niech martwi się ktoś inny. Zdaje się, że przybyło mi siwych włosów przez te niekończące się słowne utarczki Billa i Sam…
- A jeżeli nikt inny się nie zainteresuje? – zapytał ostro Fabian.
          David uspokoił go ręką, jednocześnie uśmiechając się szerzej, ponieważ wyraźna troska chłopaka o zespół wywarła na nim spore wrażenie. Portret egoistycznego smarkacza, za którego go uważał, wyraźnie podupadł, a on wcale nad tym nie ubolewał.   
 - Nawet gdyby już nie dzwonili do mnie z jednej wytwórni, to zupełnie inna ustawiłaby się w kolejce. Oni są nieoszlifowanym diamentem, ja tylko to uświadomiłem światu. Teraz niech się o nich biją.
            Fabian ściągnął brwi, wyraźnie zainteresowany.
- Kto się nimi interesuje?
- Nie powiem ci, nie teraz. A ty nie powiesz słowa Sam, jasne? Chcę, żeby to była niespodzianka, mimo wszystko ją lubię.
            Zaśmiał się i znów podszedł do okna, leniwie sącząc szkocką. Fabian wiedział, że to koniec rozmowy i, mimo że jej wynik go nie satysfakcjonował, nie odzywał się. Skoro sprawy obierają taki obrót, musi bardziej się postarać. Jeżeli chce mieć pracę, o jakiej marzył odkąd tylko stanął za obiektywem, musi działać agresywnie i bezpardonowo. Czas porozmawiać otwarcie z całym zespołem, bo stracił nadzieję, że Sam sama mu zaproponuje posadę osobistego fotografa Killing Pleasure.


        Nie chcąc tracić ani chwili dłużej, odwrócił się na pięcie i ruszył do wyjścia. Wiedział, że teraz nie ma zespołu w Japonii, więc będzie miał czas na obmyślenie całej strategii, począwszy od jakiegoś zgrabnego kłamstewka, czemu tu jest, a kończąc na przekonaniu Sam do swojej racji.
            Zdecydowanie pociągnął za klamkę, a za drzwiami stała Ruda we własnej osobie, z ręką wyciągniętą, by zapukać. Widząc go, powoli poprawiła czapkę na głowie, odsuwając ją sobie z oczu i zmarszczyła brwi. Fabian przełknął ślinę. Czuł, że nieźle wdepnął.
- Fabian? A co ty tu robisz? – zapytała, taksując go spojrzeniem. – Nie miałeś być przypadkiem w Paryżu?
          Cóż, w istocie powinien. To by się pokrywało z tym, co jej powiedział kilka dni wcześniej. Jednak nie pozwolił sobie na panikę czy dekoncentrację, tylko od razu przeszedł do ofensywy.
- Musimy porozmawiać – odparł stanowczo. – To nie mogło czekać, a sesję skończyłem wcześniej. Znajdziesz dla mnie chwilę?
                Wciąż patrzyła na niego nieufnie i podejrzliwie, więc pochylił się i pocałował ją w policzek, delikatnie przytulając. Tak jak przewidywał, spojrzenie jej złagodniało, a policzki poróżowiały.
- Dobrze – powiedziała cicho, patrząc mu w oczy. – Porozmawiamy, ale najpierw mam do pogadania z Davidem.
            Uwolniła się z uścisku Fabiana i rozpinając płaszcz, weszła do pokoju. Jost już się do niej uśmiechał, a ona nie zauważyła nic podejrzanego w sposobie, w jaki to robił – po prostu rozsiadła się w fotelu i zaczęła mówić, nie owijając w bawełnę.
- Mamy spory problem, David – powiedziała poważnie.
          Jost od razu się zaniepokoił. Jeszcze nigdy nie rozmawiała z nim tak poważnie, a choć było to tylko jedno zdanie, z jej spojrzenia wyczytał, że tym razem to nie żarty. Już zaczął sobie wyobrażać katastrofalnych rozmiarów tragedię, jednak zaraz się za to skarcił – prędzej byłaby rozhisteryzowana niż tak opanowana.
- Mów do mnie – rzucił bez tchu, nie mogąc zrobić kroku.
           Sam po chwili wstała z fotela i zaczęła chodzić po pokoju. Jej milczenie stało się dla Davida tak nieznośne, że czuł, iż lada moment wybuchnie. Fabian powoli zamknął drzwi i pozostał w cieniu ciekaw, o co może chodzić.
             W końcu Ruda przemówiła.
  - Adrien będzie miał dziecko, i to całkiem niedługo.
           Szklanka, którą menadżer trzymał w dłoni, z głuchym łoskotem wylądowała na podłodze, a reszta alkoholu rozlała się po wykładzinie. Przez krótki moment nie był w stanie nic powiedzieć, a po chwili w głowie eksplodowało mu tysiąc myśli jednocześnie, jednak on wykrztusił tylko:
- Co, kurwa?
            Sam odetchnęła głęboko.
- To, co słyszysz. Okazało się, że jego była dziewczyna, Anke, jest z nim w siódmym miesiącu ciąży. Nie odzywała się do tej pory, bo myślała, że da sobie radę sama, ale pomyliła się. Ja sama jestem wściekła, mogła poczekać do porodu, a nie, teraz na środku trasy wyskakuje z radosną nowiną. Przecież on teraz nie skupi się na graniu! Poza tym, cholera! Nie wiedzą, co to antykoncepcja?! W każdym razie… Przyszłam prosić cię o radę, bo zupełnie nie wiem, co robić. A kompletną głupotą byłoby zostawić teraz Adriena z podjęciem takiej decyzji, wolę nie myśleć, jakie miałoby to skutki. Normalnie to on w większości decyduje o Killing Pleasure, ale teraz zupełnie sfiksował.
          Teraz to Jost zaczął maszerować po pomieszczeniu, energicznie pocierając zroszone potem czoło. Starał się uporządkować ten natłok myśli i wyłowić z niego logiczne rozwiązanie.
- W siódmym miesiącu, mówisz?
            Sam przytaknęła, obserwując go dokładnie.
- W takim razie zrobimy tak – powiedział, podchodząc do niej, a tymczasowe rozwiązanie ułożyło mu się w głowie. – Nikomu ani słowa o tej ciąży, jasne? Zdaje się, że nie czytaliście dokładnie kontraktu, a w tej sytuacji to bardzo niedobrze.
- Co to ma niby znaczyć?
- W kontrakcie jest klauzula o tym, że zobowiązujecie się, przez cały okres trwania umowy, do żadnych związków, sympatii, ani niczego, co jest temu pokrewne – odparł, a widząc szybkie spojrzenie Sam i Fabiana, dodał: - W każdym razie nic oficjalnego. A ciążę raczej trudno ukryć. Jeszcze jedno – powiedział po chwili zastanowienia. – długo byli ze sobą? Jest możliwość, że była to przygoda na jedną noc i to może nie być jego dziecko?
            Ruda natychmiast pokręciła głową.
- Nie. To na pewno jego, Anke nie jest tego typu dziewczyną, a znam ją już jakiś czas. Wprawdzie dwuletni związek mogli skonsumować w zupełnie inny sposób, ale już trudno. Stało się. I musimy coś wymyślić, Adrien nie myśli teraz trzeźwo.
            Jost podrapał się w tył głowy, a jego brwi ściągnęły się w jedną linię.
- Skoro tak… Już teraz jestem pewien, że prasa dowie się o tym prędzej niż później. Przed nią nie ma tajemnic, więc musicie się wypierać. A twój brat przede wszystkim – spojrzał na nią poważnie, długo przytrzymując spojrzenie, jak gdyby chciał jej dać do zrozumienia, jak ważny jest ten aspekt dla dobra sprawy. – Wiem, że będzie go to boleć, ale musi to zrobić. W przeciwnym razie kontrakt trafi szlag, a wy z odszkodowania nie wypłacicie się do emerytury. Chociaż i tak do jego końca niewiele wam zostało, więc…
- Więc w ramach trasy po Stanach nie będzie takiego zapisu w kontrakcie – wtrąciła Sam, robiąc przy tym bardzo ważną minę i przyjmując władczy ton, w którym David wyczuł podobieństwo do swojego. – Co to za głupota, ja nie wiem… W każdy razie nie zgadzam się na takie zapisy, reszta zespołu pewnie przyzna mi rację, a zwłaszcza Matthias. Zdaje się, że ma zamiar stworzyć związek na odległość z tą całą Lawinią…
             Jost nic nie odpowiedział, znacząco patrząc na Fabiana i szybko zmieniając temat rozmowy. Miał nadzieję, że Sam nie wyczuje podstępu i nie zacznie węszyć tam, gdzie byłoby mu nie na rękę.
- Jak pobyt w Niemczech? – zapytał, poklepując ją po ramieniu po drodze do barku z alkoholem. – Co słychać u rodziców?
- Dobrze – odparła lakonicznie, ciężko wzdychając. – U rodziców w porządku. A ja rozmawiałam z Jas.
             Tym razem to David westchnął. Już wiedział, co za chwilę nastąpi i bynajmniej nie był z tego zadowolony. Kolejna kłótnia i Jasmine, chociaż nigdy nie powiedział nawet słowa o zatrudnieniu jej. Jak wielkie więc było jego zdziwienie, gdy usłyszał:
- Pasuję.
- Słucham? – wydukał, sam nie wiedząc, czy zacząć się cieszyć, bo równie dobrze mógł się przesłyszeć.
- Pasuję – powtórzyła. – Jas od nowego roku będzie chodzić do specjalnej szkoły artystycznej, do klasy o profilu fotograficznym i nie będzie miała czasu nam robić zdjęć. W związku z powyższym nie ma sensu, żebym ciągle się przy niej upierała, tylko pytanie teraz, kto mógłby stanąć za obiektywem do naszej sesji na okładkę demo…
             Fabian chrząknął głośno. Miał ochotę nią potrząsnąć, bo albo specjalnie nie brała jego pod uwagę, albo nie pomyślała o nim, zapomniała, jaki zawód wykonuje… Czas najwyższy jej o tym przypomnieć.
Jednak, jak na złość jemu, Sam nie zrozumiała tego chrząknięcia. Gdy je powtórzył, odwróciła się i zmierzyła go spojrzeniem.
- Masz chrypę? Z tego co wiem, Frodo ma tabletki na gardło, poprosić go o jedną?
           Jost wybuchnął śmiechem, a Fabian patrzył się na nią szeroko otwartymi oczami. Rozłożył bezradnie ręce, szybko do niej podchodząc.
- Sam – powiedział bardzo powoli, jakby mówił do kogoś, kto nie jest w pełni władz umysłowych. – Czy ty pamiętasz, co ja robię?
            Kiedy zmarszczyła brwi, zamknął oczy i bezgłośnie policzył do dziesięciu.
- Sam – spróbował jeszcze raz, tym razem przybierając ton lekkiego zniecierpliwienia. – Jestem fotografem, pamiętasz? Robię zdjęcia.
- Masz mnie za idiotkę? – oburzyła się. – Wiem, kto to jest fotograf, co robi i że ty nim jesteś. Ale jaki to ma… - zawiesiła się z otwartą buzią, wpatrując w Fabiana, by po upływie chwili zaczerpnąć powietrza i  krzyknąć: – Ty jesteś fotografem!
          David aż usiadł na łóżku, zanosząc się śmiechem, a Fabian, próbując się opanować, tylko się lekko uśmiechnął.
- Owszem, moja droga, jestem. I, wyprzedzając twoje powolne dziś myślenie, chętnie zajmę się waszą pierwszą sesją zdjęciową. Mam mnóstwo pomysłów – oczy mu się zaświeciły, gdy tylko zaczął o tym mówić, a robił to szybko, jakby chciał powiedzieć wszystko od razu. – Myślałem o tym, jak tylko was zobaczyłem, jesteś taka inspirująca, że pomysły same rodziły mi się w głowie. Co powiesz o szczycie budynku, tu w Tokio? Początkowo to miał być Berlin, ale dzięki wizycie w tym mieście, przybierze to  szerszy wymiar. I musiałby to być najwyższy budynek i żeby było widać panoramę miasta i…
          David i Sam wpatrywali się w niego, a on nagle zamilkł. Zaczerwienił się, bo poczuł, że się zagalopował i mógł wyjść na kogoś, kto ma obsesję. Gdyby tak na to spojrzeć to miał, nie mógł przestać myśleć o tej sesji, wciąż i wciąż wymyślając nowe aranżacje. Spojrzał na Sam, a spodziewał się ujrzeć na jej twarzy strach pomieszany z obrzydzeniem, przecież właśnie się skompromitował i wyszedł na wariata.
- To kiedy zaczynamy? – zapytała ze śmiechem, a on zamrugał, jakby się przesłyszał. – No co, widać, że to lubisz i czuję, że będziemy się dogadywać.
- Możemy od razu – odpowiedział po chwili i odetchnął z ulgą.
           Nie mogli oderwać od siebie wzroku, oboje nie mogąc doczekać się współpracy i większej ilości czasu spędzanego razem. Ich niewerbalną wymianę radości przerwał głos Davida.
- Dobra, dzieciaki, ale teraz już spływajcie. Sam, idź się wykąp, odśwież lub cokolwiek, co robisz – wykonał przy tym dziwny gest rękoma, jakby odganiał się od natrętnej muchy, która krąży mu nad głową. - bo za półtorej godziny jedziemy na halę na soundcheck. Powiedz to reszcie, żebym nie musiał na was czekać.
          I wyszedł na balkon, przykładając telefon do ucha. Sam i Fabian uznali to jako swoiste wyproszenie z pokoju, więc szybko wyszli na korytarz. Kiedy chłopak zamknął za nimi drzwi i odwrócił w stronę Sam, ta niespodziewanie przytuliła się do niego. Delikatnie oplotła go ramionami w pasie i wtuliła twarz w klatkę piersiową. Serce zaczęło mu szybciej bić, ale odwzajemnił jej uścisk, całując czule w czubek głowy.
- Tęskniłam za tobą, wiesz? – wyszeptała, podnosząc na niego oczy i uśmiechając się szeroko.
            On odgarnął jej grzywkę z czoła i pogładził po policzku.
- Ja za tobą też, Płomyczku.
            Patrzył jej czule w oczy, a palce, którymi gładził jej twarz, powędrowały do jej ust i delikatnie obrysowały ich kształt. Serce biło mu tak mocno ze zdenerwowania, że z ledwością był w stanie oddychać, a mimo to pochylił twarz, by ją pocałować.
- Proszę proszę, jakie gołąbeczki – rozległ się szyderczy głos za plecami Sam i oboje automatycznie odskoczyli od siebie.
           Bill roześmiał się głośno. Opierał się o futrynę drzwi swojego pokoju, ramiona miał zaplecione na klatce piersiowej, a wzrok utkwiony w zmieszanej Sam, która nie patrzyła się na niego i w Fabianie, którego ogarniała coraz większa złość. Czarny powoli stanął pewnie na nogach i zaczął powoli do nich podchodzić.
- Cóż za gorący romans, uuuu – zakpił, przyciskając zgięte w łokciach ramiona do ciała i robiąc minę. – Doprawdy, chyba nie powinienem oglądać takich scen, ale słowo daję, nie mogę się powstrzymać. Są tak samo ekscytujące jak dobry film o okresie rozrodczym jedwabników.
            Ponownie się roześmiał, a Sam poczuła jak mięśnie na ciele Fabiana ostrzegawczo się spinają.
- Licz się ze słowami, Kaulitz – warknął chłopak, zaciskając pięści.
         Nastrój Czarnego zmienił się w ciągu sekundy. Z zimnego sarkazmu w gorący gniew. Błyskawicznie się zbliżył i zmierzył wzrokiem przeciwnika. Sam stała między nimi, odrętwiała i kompletnie nieporadna, chociaż stopniowo jej mózg budził się z tego stanu. Jednak wciąż nie była w stanie wykonać ruchu, a tym bardziej spojrzeć na Billa.
- A ty nie zapominaj, gdzie jest twoje miejsce, Vogel – syknął Czarny, gromiąc spojrzeniem Fabiana. – Jesteś tylko podrzędnym fotografem, którego mogę zwolnić bez mrugnięcia okiem. Więc więcej szacunku, śmieciu.
- Wystarczy!
                Sam odepchnęła Billa z całej siły, a ten zatoczył się do tyłu i złapał równowagę. Ona patrzyła na niego groźnie, założywszy ręce na biodrach.
- Nie będziesz mu ubliżał, ani mieszał z błotem, bo nie masz do tego prawa. Uważasz się za pana całego świata, a prawda jest taka, że jesteś tylko jedną z wielu mrówek, którą łatwo można zdeptać. Przestań się panoszyć, bo zgniotę cię bez najmniejszego wysiłku, ty przerośnięta kupo końskiego łajna!
                Poczuła dłonie Fabiana na swoich ramionach, który próbował ją uspokoić, ale ona wiedziała, że to dopiero początek. Miała ochotę wykrzyczeć mu wszystko, począwszy od tego, jak się zachowuje w stosunku do niej i całej reszty jej zespołu, a kończąc na tym, kiedy ją pocałował. Walczyła ze sobą usilnie, żeby nie zacząć okładać go pięściami, a wiedziała, że przy takim poziomie adrenaliny, która buzowała jej w żyłach, mogła mu naprawdę zrobić krzywdę.
- Spokojnie, Płomyczku – usłyszała w uchu szept Fabiana. – On nie jest wart tego, żebyś traciła na niego nerwy…
- Tak uważasz? – zapytał Bill, znów przybliżając się do niego, jednak Sam zagrodziła mu drogę; on jednak nawet na nią nie spojrzał. – A myślisz, że jej uwaga warta jest twojej osoby? Myślisz, że jesteś w czymś ode mnie lepszy? Mylisz się i to bardzo. Może czas wyjawić całą prawdę, co? Przekonamy się, czy jesteś taki krystalicznie czysty, jakiego zgrywasz, kochasiu – spojrzał na Rudą, która twardo stała między nim a Fabianem, a jego twarz nie wyrażała już żadnych emocji. – I do tego dziewczyna musi cię bronić, pięknie… A na mnie mówią ‘ciota’.
              Odwrócił się i wrócił do pokoju. Sam prychnęła i spojrzała na Fabiana, który był blady jak ściana, o którą oparł się bokiem. Wzięła go za rękę, a on powoli opuścił na nią oczy.
- Sam, ja… - zaczął, ale przerwała mu.
- Chyba się nim nie przejmujesz, co? – zapytała, patrząc na niego zdziwiona. – Daj spokój, nic ci nie może zrobić. Ja ciebie zatrudnię i nie będzie mógł cię ruszyć palcem…
- Ale… Wierzysz mu? – szepnął, ledwie mogąc złapać dech ze zdenerwowania.
            Ona uśmiechnęła się ciepło, wspięła na palce i pocałowała go w policzek.
- Nie, ani trochę. Ufam ci. To co, idziemy?
        Fabian uśmiechnął się blado i złapał ją za dłoń, po czym ruszyli korytarzem, by powiedzieć reszcie Killing Pleasure o zbliżającej się sesji zdjęciowej. Po tym, co wytknął mu Bill chłopak nie czuł się pewnie. Sam nie wiedział, jakim cudem dał zaplątać się w takie kłamstwo, a co gorsza, coraz bardziej zaczynało mu zależeć na Sam. Zerknął na nią, jak pewnie szła u jego boku. Mógł mieć tylko nadzieję, że wszystko się ułoży.
             Powiadają, że nadzieja matką głupich, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz